Zapomnienie

38 8 0
                                    

Slokvia. Byli już tutaj dwa dni. Moe nie znalazł tutaj syna. Mimo swojego ogromu nie zobaczył nikogo podobnego do niego lub do Miry, którą jeszcze pamiętał. Wątpliwości stawały się coraz większe. Nawet nie mam pewności, że to prawda. Łyknąłem to jak ryba, nie zastanawiając się nawet czy to prawda. Razem z Derionem znajdowali się w pokoju, który wynajmowali. Kwatera była na piętrze gospody ,,Biała Perła". Mały pokoik z dwoma łózkami po dwóch stronach ścian był ciasny, ale nie przeszkadzał Moe'mu. I tak większość czasu spędzał w karczmie. Jego towarzysza nie było, wyszedł się przejść. Zachodzące słońce wpuszczało, przez jedyne okno, pomarańczowe promienie ukazując przy tym unoszący się kurz.

Głupota! Po jednym razie miała urodzić dziecko? Jak ona uciekała z tym brzuchem? Skąd mam wiedzieć, że to moje dziecko? Moe zrezygnowany wyrzucił ogryzek jabłka przez okno. To nie ma sensu... Myśli go dobijały. Czas chyba powiedzieć Derionowi, że musimy się pożegnać. Polubił tego chłopaka. Nawet w poprzednią noc się z nim śmiał, a zdarza się to nie często, by się z kimś śmiał. Podszedł pod drzwi. Dudnieniu jego stup akompaniowały skrzypiące się deski. Uciekłem z więzienia i pierwszą rzeczą jaką robię jest szukanie syna, którego prawdopodobnie nie ma? Muszę zobaczyć co z moim domem. A dom znajdował się, z tego co się orientował, z dwa tygodnie drogi stąd. Z bardzo dobrym koniem tydzień.  Robię się coraz bardziej wściekły... Muszę gdzieś wyjść — pomyślał i tak zrobił.

Wyszedł na zewnątrz z brakiem pojęcia gdzie chce się udać. Było chłodniej, przyjemniej. Ogromne kamienne, czasem drewniane, domy przywitały go okrywając całą uliczkę cieniem. Znajdował się w ,,strefie" dla bogatszych rodów. Wielkie budynki z herbami stały wszędzie tworząc ogromny labirynt. Moe nie lubił schodzić z głównej uliczki, gdyż zawsze się potem gubił. Zewsząd było słychać śmiechy i rozmowy. Ludzie wrócili z pracy do szarej rzeczywistości... Albo do karczmy, która dawała szansę zapomnieć przez chwilę, kim się jest. Karczma! Tego potrzebował. Potrzebował zapomnienia. Najlepsze ,,mordownie" ( tak nazywał te miejsca ) znajdowały się w bardziej uboższych dzielnicach. On znalazł sobie najlepszy lokal - mało ludzi, dobre piwo.

W karczmie, wbrew jego oczekiwaniom, było dość sporo osób. Każdy siedział ze znajomymi. Jeszcze nie zachowywali się głośno.  Podszedł do lady, stuknął palcami o blat, czym dał znać, że chce piwa. Wątły chłopak, wyglądał na nowego, podszedł niepewnie do niego.

 — Co podać? — zapytał chłopięcym głosem. Co podać?

— Macie tu jakieś menu? — zapytał sarkastycznie Moe.

—  Panie! My tu tylko piwo podajem! — zbulwersował się ,,karczmarz".

—  To co się, baranie, pytasz, co podać?! — odrzucił usatysfakcjonowany. Tego mi brakowało. Chłopak zaczerwienił się, skinął głową i poczłapał do beczki. Po chwili, Moe siedział już sam przy stole, delektując się tutejszym browarem. Syna! — Zaśmiał się w myślach. — Ja uwierzyłem w tę pierdołę? Zawsze ceniłem w sobie racjonalne myślenie. Starzeję się. Wziął łyk gorzkiego trunku. Do karczmy wszedł Derion. Wyglądał na złego. Dostrzegł go i uniósł rękę na przywitanie. Odpowiedział mu.

  — Co podać? — zapytał Deriona chłopak za ladą.

— Piwo, kurwa... — syknął w odpowiedzi.

— Tak wiem... Przepraszam.

Chłopak znowu zrobił się czerwony. Jego towarzysz przysiadł się do niego i od razu wypił całe piwo. 

— Co się stało? — zapytał rozbawiony wcześniejszą sytuacją, Moe.

— A idź, kurwa. Mówi mi, że mnie kocha, że jestem ten jedyny, a potem okazuje się, że jest żonata — powiedział wciąż bardziej zły, niż smutny Derion.

— Sandra? Czy Roya?

— Ta od kwiatów... Pamela.

Rozwścieczony uniósł kufel w górę.

— Barman! — warknął.

— Tak?

— Co, kurwa ,,tak"? Piwa mi jeszcze nalej! Żyj człowieku!

Moe prawie zakrztusił się piwem. Nic się nie nauczył.

— Szybki jesteś. Trzy, przez dwa dni. Mi się udało jedną przez całe dotychczasowe życie. — Nie wstydził się o tym mówić. Nie widział czego, ale przychodziło mu to z łatwością.

— Jak się jest zamkniętym w sobie, to się tylko jedną udaje! — zarechotał Derion.

— Piłeś już?

— Trochę tak. Wróciłem do naszego lokum, ale ciebie nie było. Wiedziałem gdzie cię znaleźć. 

Mimo tego, że Moe nie lubił osób pewnych siebie i gadatliwych, ten był wyjątkiem.

— Muszę chyba zakończyć swoje poszukiwania.

— Olewasz syna? — zaciekawił się towarzysz.

— Nie olewam. Wydaje mi się, że go nie znajdę... — Zawahał się przez chwilę. — Prawdopodobnie on nie istnieje.

— Teraz mi to mówisz? To ja lecę z tobą do Slokvi, żebyś ty mi, kurwa, powiedział, że nie masz syna?

— Napijmy się! — zaproponował Moe.

— Racja! — Spodobał się pomysł Derionowi.

Moe dokończył swoje pierwsze piwo. Uniósł kufel i zawołał barmana. Ten teraz bez pytania nalał mu trunku. A jednak się uczy.

— Wiesz co Moe... Nie żałuję. Równy z ciebie gość. Ciężkie były początki, ale jak się ciebie bliżej pozna, to mógłbym nawet się z tobą ruchać. — Parsknął.

— Nie, no, żartuję. Jesteś strasznie brzydki. — Wybuchli gromkim śmiechem. Na zewnątrz było już ciemno, ludzi przyszło więcej i zrobili się głośniejsi.

— Gdzie się udasz potem?

— A ty gdzie?

— Nie wiem. 

— Napijmy się!

— Racja!

Po jeszcze paru piwach, Derionowi zaczęło się kręcić w głowie. Rozmawiali o tym co robili wcześniej. Moe dowiedział się, że jego towarzysz został wydziedziczony i wyrzucony z rodziny, natomiast on przyznał się, że pracował jako łowca skarbów.

— Oszukałeś mnie! — powiedział mu. Z jego ust wydobywał się nieprzyjemny zapach gorzały   — Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.

W karczmie zostali już tylko ,,najtwardsi". Wszyscy bawili się w najlepsze. Nawet barman nabrał pewności siebie.

  — Nie oszukałem tylko... Ja tylko... Tylko... Zamknij mordę... — odparł mu Moe chwiejąc się na krześle. 

— Jak ja mam ci teraz ufać? Jak?!

— Zmilcz, powiedziałem! Jesteśmy przyjaciółmi. Nie znałem cię wtedy.

W tym czasie do karczmy weszło kilka postaci w czarnych szatach. Stanęli przy ladzie szukając atencji, lecz nikt na nich nie zwrócił uwagi. Podeszli do ich stołu. Spod kapturów widać było młode twarze, głównie męskie, lecz z tyłu stała dziewczyna.

— Moe?

— Możliwe... — odpowiedział patrząc z pijacką pogardą.

— Idziesz z nami! — powiedział pierwszy z nich. Blady wysoki chłopak.

— Tyle, że ja nie jestem Moe! — krzyną kiedy próbowali go podnieść z krzesła.

— Ja jestem ,kurwa, Moe! —   rzekł wypinając dumnie pierś, Derion. Postacie w czarnych szatach się najwyraźniej zdenerwowali.

— Bierzcie go...

Jeden z nich przybrał odpowiednią pozycję, wyszeptał dwa słowa i zniknął z Derionem zostawiając za sobą kłęby dymu. Reszta poszła w jego ślady i również zniknęła. Moe zanosił się ze śmiechu kręcąc się w krześle.

— Zabrali tego idiotę. Ha!  

Jaki ojciec, taki synOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz