Przebudzenie

72 12 2
                                    


Siedem lat później...

Cisza... Prześladowała go od kiedy zabrali Rusta. To była jedyna osoba z którą mógł porozmawiać. Teraz nie słychać nic. Został sam ze sobą po raz kolejny. Została mu tylko samotność. Nie wiedział ile już tu jest, stracił rachubę. Może było to ważne pięć lat temu. Przez cały czas pobytu w więzieniu starał się utrzymać kondycje fizyczną. Robił pompki, biegał w koło, podciągał się na kratach, rozciągał się. Po roku weszło mu to w krew. Pewnie nawet jakby wyszedł to robiłby to codziennie. Ale nie wyjdę. Moe był ostatnią osobą w tym miesiącu. Reszta została powieszona, albo umarła tutaj. Strażnicy dziwili się ile może wytrzymać. Stawiali zakłady, a on dalej żył. Czemu on żył? Przecież nie ma po co. Stracił wszystko. Jedyne co go utrzymywało przy życiu to nadzieja. Nadzieja na to, że stąd wyjdzie i odnajdzie syna. Jeżeli jeszcze tam jest. I tak nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Najgorsze były trzy pierwsze lata tutaj. Nie mógł znieść tego, że tu jeszcze jest. Chciał umrzeć, ale nie dawał rady. Miał już koło czterdziestu dziewięciu lat. Czuł ten wiek w każdym miejscu na ciele. Broda robiła się uciążliwa, a nie miał jej czym ogolić. Jest tu już siódmą zimę i dalej nie wie co dają mu do jedzenia. Ani wyglądem, ani smakiem nie przypomina nic co dałoby się jeść. Ale musi jeść, by przeżyć. Cela nie była taka mała. Miało mieścić się w niej dziesięciu mężczyzn. Jedno małe okienko przy suficie pomagało mu, by się nie pogrążył. Chyba, że już się to stało, a on o tym nie wie. Zimny kamień utwardził mu skórę.

— Łap brudasie — powiedział strażnik zza krat i zaśmiał się. Położył tace z ,,papką" przed wejściem. Pod kratami było wystarczająco miejsca by ją przeciągnąć. Moe przeczołgał się w jej stronę. Gdy chciał ją sięgnąć strażnik przygniótł mu dłoń. Jego twarda podeszwa przebiła mu skórę. Na jedzenie polała się krew. Stłumił odgłos bólu.

— Mógłbyś w końcu zdechnąć — syknął do niego strażnik z aroganckim uśmiechem, po czym ustąpił nacisku i zniknął w korytarzu. Jak się tylko wydostanę to was, ścierwa, zatłukę. Po siedmiu latach dalej nie mógł nauczyć się pokory. Pogodził się z tym, że jest niewinny, ani nie zadawał sobie pytań dlaczego Mira go oszukała. Po prostu był już zmęczony.

Zapadła noc. Cela była niewidoczna, ale Moe znał ją na własną kieszeń. Nawet nic nie widząc, wie gdzie co jest. Siedział w koncie i wymyślał sobie historię. Jest to dobry pożeracz czasu. Ostatnio stworzył opowieść o ojcu, który usilnie stara się odzyskać syna. Ale syn razem z matką zostali porwani przez złego króla. Teraz on musi udać się w niebezpieczną wyprawę i ich uratować. Lubił historie ze szczęśliwym zakończeniem. Mimo tego, że nie znosił życia, miał nadzieje która trzymała go przy życiu. Nie wiedział co się dzieje na świecie, nie wiedział czy ktoś ukradł mu jego majątek, nie wiedział nawet o żadnych wojnach, co było dziwne. Liczył, że wybuchnie wojna i zostanie wypuszczony albo przydzielony do wojska. Nic się takiego nie stało. Usłyszał szuranie. Wyostrzył słuch. Dochodziło z dołu. Nigdy nie słyszał niczego z dołu, myślał, że nie mają tam niczego. Może ktoś robi podkop! Przyłożył ucho do ziemi. Dźwięk jest coraz bliżej. Nagle ustał. Cisza. Chrapliwy skrzek, tuż koło jego ucha. Wystraszony przesuną się na drugi koniec celi. Co to?! Domyślał się, że to jest żywe, ale żadna istota nie kojarzy mu się z tym dźwiękiem. Jak coś mnie zabije to przynajmniej strażnicy się ucieszą. Znowu coś zaczęło szurać. GRUCH! - Usłyszał za oknem. Coś się zawaliło. Krzyki. Kolejne gruchnięcie. Moe podciągnął się do okna i wyjrzał. Spośród dachów widać było kłęby dymu. Nie był to dym od ognia, tylko od domu. Dom się zapadł pod ziemię. Co się dzieje? Szuranie! Tuż przy jego nodze. Odskoczył szybko i patrzył. Widać było jak coś porusza kamieniami. To ręce! Coś bardzo szybko wylazło na czworaka i patrzyło na niego. Nie wiedział co to jest. W cieniu widział tylko sylwetkę. Istota była bardzo chuda i wątła, wielkości małego dziecka. Jej patyczakowate odnóża przyprawiły go o dreszcze. Nie ruszał się. To ,,coś" również. Czekali na ruch. Co to za bestia? Istota powoli podeszła bliżej. Teraz ją widział. Czegoś tak strasznego i ohydnego nie widział nigdy. Czarna zmarszczona skóra i grube palce z wielkimi pazurami. Czerwone ogromne ślepia i małe wystające kły z nad górnej wargi. Nie zbliżaj się! Moe dalej się nie ruszał. Bestia podeszła bliżej i sprowokowała go do odsunięcia się. Wtedy skoczyła na niego z głośnym chrapliwym krzykiem. Jej pazury wbiły mu się w barki. Ty cholero! Złapał ją i odrzucił. Uderzyła z hukiem o ścianę. Szybko do niej podbiegł i kopnął w głowę. Ta roztrzaskała, a czarna posoka prysnęła na ścianę. Mój Boże... Co to jest?!  Z zewnątrz słyszał krzyki i roztrzaskiwane domy. Co się dzieje!? W tym momencie wschodnia ściana, czyli ta od zewnątrz, zapadła się pod ziemię unosząc kłęby dymu. To jego okazja. Szybko przeskoczył przez szczelinę i znalazł się na zewnątrz. Dział się tu totalny chaos. Wszędzie unosił się dym. Ciężko było coś zobaczyć. Pobiegł wzdłuż uliczki. Co chwila ktoś koło niego przebiegał. Było słychać płacze, krzyki, bluzgi i wybuchy. Wojna?  Zobaczył wielką dziurę w ziemi, pełną w dymie. Przyglądał się jej chwilę i dostrzegł coś strasznego. Z dziury wynurzyły się czarne chude bestie o czerwonych ślepiach. Wylały się jak mrówki. Nie było na co czekać. Ruszył biegiem przed siebie. Wpadł na jakąś kobietę.

— Widziałeś Samuela? — krzyknęła błagalnie do niego. Minął ją i pobiegł dalej. Zapomniał jak się mówi? Wszędzie krzyki przyprawiały go o panikę. Gdzie ja chcę uciec? Dostrzegł zarys bramy. Widział tłum ludzi przeciskających się do wyjścia. GRUCH! Wielka brama zawaliła się pod ziemie razem z wieloma ludźmi. Dym zasłonił wszystko. Ludzie obijali go przebiegając obok. Ruszył dalej w stronę bramy. W stronę szczeliny. Zobaczył w końcu mur ze schodami oraz potwory wynurzające się spod ziemi. Szybko! Wbiegł schodami na górę muru i staną na krawędzi. Bestie zauważyły go i dwie ruszyły w jego stronę. Gdy były już blisko, panicznie zeskoczył na dół. Trafił na stos siana, którego nie widział. Ból przeszedł mu po kręgosłupie. Sprytni ludzie. Po chwili zeskoczył na ziemię i pobiegł wzdłuż muru poszukując stajni. W końcu ją znalazł. Całą pustą. Tutaj nie było już dużo dymu. 

— Hej ty! — Usłyszał krzyk. Za nim stał jeździec w szarej pelerynie na kasztanowym rumaku.

— Siadaj! — nakazał. Moe posłusznie wykonał jego polecenie i wskoczył za nim na siodło. Nie zapomniał jak to się robi.

— Co się dzieje? — zapytał tajemniczego wybawce — Co to za potwory?!

— Ty nie wiesz? To Plugawce! Pradawna rasa wybudzona ze snu. Zawaliły już cztery miasta! Nie ma gdzie się przed nimi schować!

Czy to ja je obudziłem? 

Jaki ojciec, taki synOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz