Zwiadowcy

27 4 2
                                    

Zostali przeteleportowani do Antegonu. Na rozkaz króla Olga, musieli sprawdzić, co się dzieje w zawalonych miastach oraz jak te bestie się organizują. Pierwszym celem był Arrakar. Niedawno zaatakowany, dość spore prawdopodobieństwo spotkania Plugastwa. Nie mieli wdawać się w żadną walkę. Mieli po prostu sprawdzić, co i jak.
Było ich pięcioro. Dowódcą tego zwiadowczego oddziału był Gerdred. Prowadził już dwie inne grupy, ale tę posiadał najdłużej. Miał czterdzieści siedem lat, lecz zwinnością nie miał sobie równych. Mimo bagażu doświadczeń, jaki posiadał oraz kamiennej twarzy, był bardzo sympatyczny. Nie dało się go nie lubić. Razem z nim, w drużynie byli: Pola – młoda dziewczyna o ciemnych blond włosach. Bardzo silna i inteligentna. Sueve – najmłodszy z nich. Bardzo niski, ale dobrze zbudowany. Za młodu pracował na farmie. Patric – swoimi sprawnościami złodziejskimi oraz siłą perswazji, potrafił zaskoczyć niejednego. Mimo tego nie był bardzo pewny siebie. Ostatnim z członków był Cerdi. Chłopak miał dwadzieścia osiem lat, brunatne włosy i bardzo ostry język. Wszyscy uwielbiali jego żarty, dopóki nie stawały się one natrętne. Cerdi potrafił być bardzo uciążliwy, lecz każdy wiedział, że może na niego liczyć bardziej, niż na kogoś innego. Tworzyli oni oddział zwiadowców o nazwie Falko, co z języka Ventuickiego oznaczało „Sokół".

Z miasta wyruszyli przed świtem. Mieli przed sobą trzy dni drogi. Mimo niebezpieczeństwa, jakie im groziło, uwielbiali to, co robią. Ze sobą byli już pięć lat, więc zdążyli się zżyć. Byli jak rodzina.

Pierwszy postój zrobili przy małym strumyku, aby się tam napić oraz napoić konie. Słońce już wyglądało zza drzew. Pola uwielbiała takie widoki, tak samo jak klimat wczesnego ranka. Zwykle wstawała wcześnie rano, by móc napawać się takimi widokami.

— Dobra. Zjedliście drugie śniadanie? — zapytał po chwili Gerdred. Zaraz potem, zjadłszy chleb z ziołami, siedzieli na koniach i wędrowali dalej. Cerdi wybudził się ze swojego „przydżumienia porannego", jak to określał Gerdred, i nawijał cały czas o jakiś głupotach. Reszta starała się go nie słuchać, ale było to bardzo trudne.

— Nawet nie wiecie, jak się ojciec zdenerwował, jak zobaczył tego gościa kradnącego nasze jabłka. Jak mu nie przypieprzył, to facet nie mógł się pozbierać — opowiadał z radością Cerdi.

— Już to opowiadałeś — zwrócił mu uwagę Sueve.

— Naprawdę? A opowiadałem wam historię jak spotkałem pierwszy raz Gerdreda?

— Tak. I to z siedem razy. Pierwsze dwa były nawet zabawne — odpowiedziała mu znużonym głosem Pola. Wszyscy wiedzieli, że Cerdi mówi to by się z nimi droczyć. Uwielbiał to robić, kiedy było nudno. Sprawiało mu to frajdę, gdy wszyscy naokoło byli zdenerwowani.

Każdy z nich ujeżdżał kasztanowe konie, a ubrani byli w lekkie ciemne ubrania. U pasa mieli miecze i sztylety do rzucania. Gerdred jako jedyny miał malutką kuszę. Oprócz tego posiadali plecaki, z jak najmniejszą ilością rzeczy. Większe bagaże niosły im rumaki.

— Ej Patric! Gramy w prawda czy fałsz? — zapytał Cerdi.

— Nie — odpowiedział mu.

— Ej Pola! Jak to możliwe, że ty, trzydziestoletnia kobieta, wciąż nie masz chłopaka? — zaczepiał dalej Cerdi.

Pola odwróciła się na koniu i spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.

— Teraz rozumiem. Ta twarz... — powiedział poważnie chłopak, po czym parsknął śmiechem.

— Cerdi skończ — rzucił surowo Gerdred.

Nie skończył. Przez parę godzin opowiadał jeszcze jakieś historie i dogryzał innym. Dzień minął szybko. Według tego jak znał się na położeniu słońca Sueve. Do zmroku zostało jeszcze z trzy godziny, a była wiosna.

Jaki ojciec, taki synOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz