Dojrzałość

41 7 0
                                    

Już siódma noc spędzona poza domem. Kiedy Aron przybył do Pyturi, od razu dostrzegł listy gończe z jego wizerunkiem. Kupili tylko coś co jedzenia i wyjechali stamtąd. Wyszli właśnie z lasu iglastego i ujrzeli ogromne pole, sięgające aż po horyzont. W końcu jakaś zmiana otoczenia. Przyzwyczaił się do lasów. Reiowi to nie odpowiadało. Nie znosił spać na zewnątrz w zimnie i strasznej ciemności. Często pytał:

  — Ile jeszcze będziemy się ukrywać? Co takiego zrobiłeś tato?

Aron nie znosił tego pytania. Sam nie wiedział gdzie się podziać. Chyba jedynym ratunkiem dla niego będzie Polmiron. Miasto jego dzieciństwa. Znał je jak własną kieszeń. Każdą kryjówkę, każdy dom. Wiedział skąd kraść i jak to kraść. Za granicę się nie uda. Czeka go dokładna kontrola, szczególnie kiedy usłyszą nie tutejszy akcent.

—   Nie wiem ile jeszcze... Tyle ile trzeba — odpowiedział zrezygnowany. Jemu też to nie odpowiadało. Mimo tego, że połowę życia spędził w lesie, a drugą połowę w Polmironie i przy synu, to było mu niewygodnie.

— Nie możesz zostawić mnie w najbliższym mieście? Przyjedziesz po mnie jak już nie będziesz musiał się ukrywać.

— Nie, Rei. 

Przez kolejne kilka godzin milczeli. Znowu wjechali do lasu. Ten był inny niż pozostałe w których mieli okazje być. Drzewa tutaj były ogromne, o wielkich i grubych pniach. Cisza tutaj, przyprawiała o dreszcze. 

— Tato... Nie spędzajmy tutaj nocy — szepnął Rei co chwila zaglądając za swoje plecy.

— Robi się już ciemno. Musimy odpocząć i nakarmić konie.

Chłopakowi bardzo się to nie spodobało. Czuł się tu nieswojo. Znaleźli wodopój, zostawili tam konie, a sami niedaleko rozbili obóz. Aron rozpalił ognisko i ustawił na rożen kawał mięsa. Był piekielnie głodny. Ciemność szybko ich otoczyła. Zostali tylko oni i ognień. Reszta to mrok i martwa cisza.

— Co takiego zrobiłeś? — zapytał po raz kolejny Rei.

Aron wiedział, że kiedyś musi mu to powiedzieć. Za każdym razem nie wiedział czy jest to odpowiedni moment. On i tak już, niestety, widział jak zabijam. Jak zabijam ludzi.

— Rei... Czemu nic nie mówiłeś o tych ludziach, którzy torturowali Sama? — Imię ciężko przeszło mu przez gardło. Zawsze kiedy je wypowiadał pamiętał tę noc, a potem jego prowizoryczny grób w lesie. Aron wiedział gdzie to jest. Powiedział sobie, że zostanie również tam pochowany. Miał nadzieje.

— Nie chciałem nic mówić. Nie ma co... — Posmutniał na samo wspomnienie, Rei.

— Przepraszam, że cię o to zapytałem, ale martwię się...

— Nic mi nie jest. Wiem, że tak musiało być. Czasem trzeba kogoś zabić.

Gdy Aron to usłyszał wzdrygnął się. 

— W ostateczności, Rei. Tylko w ostateczności.

Chłopak nie odpowiedział. Ognisko strzelało iskrami do góry, które znikały w ciemności.

— Co zrobiłeś, tato?

Chyba przed tym nie ucieknę. Jak on na to zareaguje?

— Jak już ci mówiłem, należałem do Gildii Złodziei. Robiłem złe rzeczy dla dobra ogółu. — Ominął odpowiedź.

— Jakie rzeczy?

— Rei nie dzisiaj. Mięso jest już gotowe.

Aron wstał, zdjął kawał mięsa i podzielił na nich dwóch. Gdy tylko miał już swój kawałek, nie chciał już na nic odpowiadać. Chciał po prostu coś zjeść. Jego syn również był bardzo głodny. Szybko pozbyli się posiłku, wrzucili kości do ogniska i siedzieli opatuleni w koce. On i jego syn, którego znalazł.

  — Muszę ci coś powiedzieć. — Stwierdził, że na to jest już gotowy. Rei spojrzał na niego z zaciekawieniem, wyczekując odpowiedzi.

— Znalazłem cię. Twoją matkę, prawdopodobnie, widziałem raz w życiu. Zostawiła mi cię pod drzwiami. Masz na sobie jej naszyjnik.

A w plecaku ma jej serce, którego boi się sprzedać. Chłopak patrzył na niego bez wyrazu. Zrozumiał co do niego powiedziałem? Aron przestraszył się, że powiedział to, za mało dyskretnie... Ale musiał.

— Chciałem powiedzieć... Że masz innego ojca...

— Zawsze będziesz moim ojcem. Pani Amelia mówiła nam, że prawdziwy ojciec to ten kto jest z nami od małego. Ja zawszę będę twoim synem. Nie ważne gdzie mnie znalazłeś.

Tą odpowiedzią zaskoczył Arona. Poczuł dumę. Uśmiechnął się, a jego uśmiech został odwzajemniony.

— Cieszę się, że tak do tego podszedłeś. To świadczy o twojej dojrzałości...

Chwilę jeszcze posiedzieli przy ognisku bez słowa. Gdy płomień wygasł, położyli się obok siebie. Ciemność opatuliła ich swoimi zimnymi licami. Mimo to czuli się bezpiecznie razem. Jak ojciec i syn.

Jaki ojciec, taki synOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz