Nic tu po nas

41 8 0
                                    


Aron zostawił Reia w szkole, a sam chodził po rynku w poszukiwaniu najlepszych owoców w dobrej cenie. Od paru dni zastanawiał się co z Gildią Złodziei. Miał złe przeczucia, po tym, co powiedział mu Sam. Co jeśli faktycznie ktoś się wysypie? Przez siedem lat nawet się tym nie przejmował. Jak byłoby to możliwe, że najbardziej szanowane osoby w gronie złodziei mogły by coś powiedzieć?

W końcu znalazł stragan, który oferował ładnie wyglądające owoce w przyzwoitej cenie. Pieniędzy miał mało. Dostawał ze składek. Gildia wysyłała mu trochę pieniędzy ze względu na zaistniałą sytuacje. Na ostatnim zebraniu ( Reia zostawił z Samem ) wybłagał ich o przedłużenie. Rada twierdziła, że kiedy dziecko ma już siedem lat, można spokojnie już pójść do pracy. Mieli rację. Jemu jednak nie chciało się iść do żadnej pracy. Kochał zawód złodzieja. To było jedyne i ostatnie zajęcie jakie chciał robić. Rodzice nie widzieli w nim przyszłości. Ciągle powtarzali, że nie da sobie rady w prawdziwym życiu. Na razie jakoś funkcjonuje.

Kupił dwa jabłka, cztery pomarańcze i koszyczek orzeszków. Rei je uwielbia. Teraz sobie przypomniał kiedy ostatnio rozmawiał z Samem. Z dwa dni temu. Zwykle wszędzie go pełno. Pewnie w końcu udało mu się z Lulą.

~~~~~~O~~~~~~

Chlupnięcie wody. Gdzie ja jestem? To nie był jednak sen. Dalej to samo ciemne pomieszczenie. Dalej próbują coś z niego wydusić. Sam siedział na drewnianym krześle w ciemnym kamiennym pomieszczeniu. Przed nim stała czarna postać.

— Gadaj grubasie. Już upewniliśmy się, że coś wiesz — warknął cień. Głos przeszył go na wylot. Błagam daj mi spokój! — krzyczał w sobie. Dwa dni temu wiedział, że ktoś go śledzi, a jednak to zignorował. Teraz od wczoraj siedzi przykuty do krzesła, przesłuchiwany.

— Ja nic nie wiem... — wykrztusił z siebie. Skąd oni o nim wiedzą? Skąd wiedzą, że on coś wie?

— Słuchaj, kończy mi się cierpliwość. Dostałem pozwolenie na wyduszenie z ciebie tego czego chcemy. Kto ukradł złoto ze skarbca? Kto spalił dane na temat wojska? Kto podpalił wóz z transportem broni? Kto upozorował zabójstwo królowej Olivii? Kto wysadził zbrojownię? Kto, grubasie?!

— Nie wiem! — krzyknął panicznie. Kto, grubasie?!  Odbiło się ponownie w jego głowie. Czarna postać głośno westchnęła.

— Dobrze... — rzekła, po czym położyła coś na stole za nim, który był jedynym meblem w tym pomieszczeniu. Boże! Pomocy! Zimno. Sam poczuł zimno stali na szyi. Ostrze lekko przecięło jego skórę.

— Powiedz, albo będę cię tak katował, że sam zapragniesz się zabić!

~~~~~~O~~~~~~

Aron widział dwie podejrzanie wyglądające osoby, które szły za nim odkąd wyszedł z domu. Muszę ich zgubić. Co do tego, że ich ciekawi nie miał wątpliwości. Nawet się nie kryli z patrzeniem na niego. Wbiegł szybko w lewą uliczkę, schodząc im z pola widzenia, przemknął między ludźmi i wbiegł w kolejną uliczkę. Chwilę jeszcze się przebiegł, upewnił się, że nikt go nie śledzi. Czysto. Ruszył w stronę domu Sama. Miał jeszcze chwilę czasu, by odebrać Reia. Chciał odwiedzić przyjaciela.

Jego dom leżał w jednej z biedniejszych dzielnic. Stara drewniana chata, otoczona takimi samymi domami. Podszedł do drzwi i zapukał w nie. Cisza. Gdzie on może być? Zwykle mi mówi, że gdzieś wyjeżdża. Teraz przypomniał sobie te dwie podejrzane osoby, które go śledziły. A co jeżeli chciały mnie zgarnąć? Co jeżeli mają już Sama? Wyciągnął wytrych z pazuchy - zawsze nosi je przy sobie. Otworzył szybko najprostszy zamek jaki widział w życiu. Wszedł do środka, który jak zwykle śmierdział starocią. Był to jeden pokój z łóżkiem w kącie, dwoma szafami przy ścianach i stole z dwoma krzesłami. Pusto. Może znajdę coś co mi podpowie gdzie jest? Przeszukał wszystko, a było tego nie wiele. Nic nie znalazł.

~~~~~~O~~~~~~

— Okej... Pobawimy się inaczej — rzekł chrapliwym głosem cień. Sam poczuł jak przykłada mu do palca metalowe szczypce.

— Mów, grubasie! — warknął. Boże, niech to się skończy... Ja nie wytrzymam tego przesłuchania. Cień zaśmiał się. Narzędzie chwyciło go za paznokcia i wyrwało go.

— Aaa! Kurwa! — krzyknął panicznie Sam — Przestań! Tyle!

Ogromny ból w palcu przeniósł się na całą rękę. Straszliwe pieczenie. Nie dam rady! Poczuł wilgoć między palcami.

— Gadaj! — Próbował go przekrzyczeć nieznajomy.

— Nic nie wiem... Proszę. Naprawdę nic! — Zebrał ostatki odwagi Sam.

— Druga rączka...

— Nie, proszę, nie! — Kolejny wyrwany paznokieć u palca wskazującego, prawej ręki. Odgłos wyrwania odbił się echem po pokoju.

— Tyle! Tyle! Wystarczy! Powiem! Powiem, tylko przestań! — Ból był głośniejszy od niego.

— Mów!

Bał się. Nie chcę tego mówić. Oni zabiją Arona. Wyobrażał sobie jakby wyglądało życie jego przyjaciela z synem kiedy podrośnie. Przypominał sobie jak razem z Reiem polowali, jak Aron uczył go strzelać z łuku.

— Nie... — Znowu się odważył.

— Spokojnie. Jest jeszcze parę sposobów na to byś zaczął gadać. — Zaśmiał się oprawca. Co w tym śmiesznego? Ból w dłoniach był tak ogromny, że inne paznokcie nie zrobiłyby mu większej różnicy. Przynajmniej tak mu się wydawało.

— Mam tu coś ciekawego — powiedział cień wyciągając narzędzie przypominające wielki korkociąg. Przyłożył je do kolana Sama. No nie!

— Nie, nie, nie, nie, nie! Przestań! — krzyczał. Pierwszy ruch wszedł głęboko w kolano. Krew polała się po całej łydce.

— Powiem! Powiem! Przestań!

Czarna postać zaczęła kręcić. Ból był tak ogromny, że Sam zapomniał jak się mówi. Chcę umrzeć! Krzyczał tak głośno jak tylko pozwalało jego gardło.

— Aron! Aron Thore! Tak się nazywa! Przestań!

Narzędzie zostało wyciągnięte, ale ból został i pulsował niewyobrażalnie.

— Słyszeliście? Mięliśmy racje. Zgarniać Arona! — zwrócił się za plecy Sama, do kogoś kogo nie widział.

— A co z grubasem? — zapytał ktoś z tyłu.

— Róbcie z nim co chcecie.

— Nie, proszę...

~~~~~~O~~~~~~

Nic tu po mnie - pomyślał Aron. Otworzył drzwi na zewnątrz. Zaskoczył go widok dwóch postaci, które wcześniej go śledziły. Jeden miał koło czterdziestki, wszędzie zmarszczki, siwe włosy, drugi był znacznie młodszy o czarnych włosach. Młodszy zrobił zamach w jego stronę. Szybki unik, kop w kolano. Nie udało się złamać nogi. Chłopak zachwiał się i wycofał. Przed niego wyszedł starszy z gardą przy twarzy. Aron wycofał się do przemieszczenia i czekał. Przeciwnik zrobił szybki cios prawą ręką i już szykował lewą przez co odsłonił twarz. Unik, cios w twarz. Starzec ze złamanym nosem runął na ziemię. Do ataku od razu przystąpił młody. Podcięcie i wylądował na ziemi. Kogo oni na mnie posłali? Nie zastanawiał się długo, tylko wybiegł z domu.

— Cześć, tato! — przywitał go syn.

— Chodź, szybko! Musimy uciekać...

Jaki ojciec, taki synOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz