Rozdział 1

9.4K 473 175
                                    

Sześcioletni chłopiec o włosach koloru dojrzałej pszenicy i oczach mogących konkurować z letnim niebem, biegł ile sił przed siebie.

Po raz kolejny uciekał.

Był tchórzem. Nie umiał się postawić.

Jednak czy można go za to winić?

Mieszkańcy Wioski Ukrytej w Liściach krzywdzili go za każdym razem, kiedy wychodził poza granice swojego małego mieszkania. Dlatego on darzył ich nienawiścią równie wielką jak oni jego. Nie wiedzał z jakiego powodu odpychają go od siebie. Starał się pokazywać swoich słabości, ale wszystkie nienawistne spojrzenia rzucane w jego stronę bolały za każdym razem tak samo. Mimo, że miał dopiero sześć lat doświadczył więcej bólu niż nie jeden dorosły. Wiele razy pytał Hokage dlaczego tak jest. Czemu wszyscy tak bardzo chcą się go pozbyć? Czym im tak bardzo zawinił?

Nagle potknął się i upadł. Jęknął czując ból, rozchodzący się jego kolanie. Spojrzał na nie i zobaczył czerwona ciecz, która powoli sączyła się z rany. Nie była głęboka, ale piekła niemiłosiernie.

-Dalej nam nie uciekniesz potworze - usłyszał nad sobą.

Przeniósł spojrzenie swoich lazurowych tęczówek na dwóch mężczyzn stojących naprzeciwko.

-Zostawcie mnie - szepnął cichutko.

-Co tam mamroczesz? - Czarnowłosy mężczyzna podniósł rękę do ucha- Zresztą nieważne, zaraz i tak nie będziesz mógł mówić - zarechotał.

Sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął sporych rozmiarów nóż. Zaczął powoli zbliżać się do przerażonego sześciolatka. Jednak zanim do niego doszedł poczuł, że ktoś chwyta go za koszule. Odwrócił się do swojego kompana, który patrzył na niego ze strachem.

-Czy to nie jest przesada?- odezwał się drugi z mężczyzn- jeżeli Hokage się o tym dowie nie będzie wesoło.

-Hokage o niczym się nie dowie, ponieważ nie będzie miał od kogo - odpowiedział zniecierpliwiony.

-Ale...

-Oh zamknij się wreszcie - powiedział i odepchnął go, by skupić swoją uwagę na chłopcu.

Niebieskooki z rosnącym przerażeniem przysłuchiwał się wymianie zdań między mężczyznami. Zebrał w sobie resztki odwagi i powoli zaczął czołgać się do tyłu. Modlił się by ktoś przyszedł mu z pomocą. Oczywiście nie miał nadziei, że ktoś faktycznie mu pomoże. Nie miał rodziny, przyjaciół ani nawet znajomych. Tylko Hokage  i sprzedawca ramen w jakimś stopniu o niego dbali, jednak na nich nie mógł teraz liczyć. Czarnowłosy mężczyzna odwrócił się w jego kierunku by znów zacząć się do niego zbliżać.

-Znów uciekasz?  - zapytał kpiąco -Nie uda Ci się. Trafisz tam gdzie już dawno powinieneś, czyli do piekła.

Blondynek rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu ostatniej deski ratunku.

Nic takiego nie znalazł.

Po jego policzku spłynęła łza bezsilności. Potem kolejna. Zaczął cicho szlochać.

-Zostawcie mnie! - ryknął głośno, a jego oczy z lazurowej zmieniły barwę na krwistoczerwoną.

Mężczyźni cofnęli się w popłochu. Przeraziła ich nagła zmiana w wyglądzie chłopca.

-Lepiej stąd uciekajmy - powiedział brązowowłosy mężczyzna.

-Boisz się tego dzieciaka? Nie rozśmieszaj mnie. Co on nam może zrobić? - zapytał retorycznie drugi, jednak w jego głosie dało się usłyszeć ledwo skrywany strach.

-Ale..- nie dokończył, ponieważ blondynek z zwrotną prędkością podbiegł do czarnowłosego mężczyzny wbijając mu w brzuch kamień, który podniósł z ziemi.

Mężczyzna zakrztusił się krwią i splunął krwią na ręcę Naruto. Popatrzył najpierw na chłopca, a potem odwrócił głowę w stronę swojego towarzysza.

-Uciekaj...- wycharczał.

Jego oczy zaszły mgłą, by po chwili zamknąć się na zawsze. Brązowowłosemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odwrócił się na pięcie i uciekł jak najdalej od tego demona.

Naruto odzyskał świadomość i popatrzył na mężczyznę z przerażeniem. Zacisnął swoje drobne piąstki.

Zabił go. Był mordercą. Nie zasługiwał na życie. Powinien..

-Nie mały. Nie myśl tak- odezwał się basowy głos.

Naruto rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył.

-Ki..Kim jesteś?- zapytał jąkając się.

-Powodem nienawiści mieszkańców Liścia do twojej osoby. Mam wiele imion. Jedni nazywają mnie Lisim Demonem, inni Kyūbi'm.

-A jak naprawdę się nazywasz? - zapytał zaciekawiony chłopiec.

Lis uśmiechnął się delikatnie w swojej klatce.

-Kurama.

-Kurama. Bardzo ładnie. Czemu mam tak nie myśleć? I gdzie jesteś?

-Zamknij oczy i skup się.

Naruto zrobił tak jak kazał mu lis. Kiedy otworzył oczy znalazł się w korytarzu zalanym wodą. Stał przed ogromną klatką. Spomiędzy krat spoglądały na niego krwistoczerwone oczy. Ich właścicielem był rudy lis, za którym spokojnie falowało dziewięć ogonów.

-Jesteś ogromny!- krzyknąć entuzjastycznie Naruto.

-Aleś ty spostrzegawczy - mruknął ironicznie Kurama.- Wracając. Naruto nie obwiniaj się o śmierć tamtego mężczyzny. Zrobiłeś to co musiałeś.

-Ale ten drugi uciekł. Każą mnie zabić. To tylko kwestia czasu - powiedział cicho zrezygnowany chłopiec.

-Więc nie będziemy czekać. Mały musisz uciec z Konohy.

-Nie mam gdzie - odpowiedział po chwili wahania.

-Nie martw się. Znajdziemy coś po drodze. A teraz szybko! Zbliżają się.

Naruto po raz kolejny zamknął oczy i gdy je otworzył znów stał nad martwym ciałem mężczyzny.

Pobiegł szybko do swojego małego mieszkania. Zabrał najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł. Biegł przez ciemne uliczki Konohy, by po chwili znaleźć się przed bramą główną. Ninja strzegący spali, więc nie miał większych problemów z wyjściem.

Odwrócił się ostatni raz i spojrzał na pogrążoną we śnie wioskę.

Uśmiechnął się.

-Wrócę tu, by was zniszczyć - powiedział.

Odwrócił się i odszedł.


-----------------------------------------------------------------------------

Witam!

Z tej strony Nysaa. Oto mój nowy i pierwszy blog. Tak więc proszę o wyrozumiałość za jakiekolwiek błędy. Rozdział trochę krótki, następne będą dłuższe ;). Rozdziały będą dodawane nieregularnie ale postaram się jak najczęściej chociaż może być ciężko (wiecie 3 gimnazjum, egzaminy i te sprawy).

Bez zbędnych ceregieli zapraszam do czytania dalej i komentowania :)

Nysaa

Dziecko z Przepowiedni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz