Rozdział 4.

447 54 44
                                    

Przyleciał drugi kruk.

Pióra miał całe nastroszone, ubłocone, brakowało lotek na czarnych skrzydłach.

Przebył długą drogę, widać wysłano go jakiś czas temu, lecz napotkał po drodze przeszkody.

Właśnie dlatego Leliana uznała kruki za najbardziej odpowiednie dla Inkwizycji - były silne, potrafiły znieść bardzo wiele, a i tak prędzej czy później dotrzeć na miejsce. Wieści, które przynosiły były zbyt cenne, niektóre decydowały o losach całych rodów, miast, nawet królestw.

Odwiązała sfatygowany rulonik pergaminu od okaleczonej nóżki ptaszyska, które zakrakało głośno, domagając się ziarna i odpoczynku. Pogłaskała wiernego posłańca i rozwinęła notatkę.

Na Stwórcę! - szepnęła.

Ptak patrzył na nią wyczekująco, przekręcając główkę na bok. Jakby próbował zrozumieć.

***

- Nad czym tu debatować? Wyślijmy ludzi natychmiast!

Szpiegmistrzyni nie drgnęła. Wiedziała że tak będzie. Cullen nie tylko w łóżku był coraz bardziej... niespokojny. Wręcz gwałtowny.

- Już to zrobiłam.

Blondyn jedną ręką oparł się o stół taktyczny, drugą ścisnął nasadę nosa, spuścił głowę, przymknął oczy i pokręcił głową, wyraźnie zniecierpliwiony. I przemęczony do granicy wytrzymałości... Nie tylko tej fizycznej.

- A poza tym...

- Leliano - przerwał jej szorstko. Ostatnio wchodziło mu to w nawyk. Jego głos był niski i mógłby uchodzić za spokojny, gdyby nie to, że Komendant cedził słowa przez zaciśnięte zęby. - Nie chodzi mi o kilku szpiegów. Książę ma za sobą najemników i nobilitów, uzależnionych od czerwonego lyrium! A my właśnie wprowadziliśmy im cały klan dalijskich elfów w obręby murów. Jak myślisz, jak długo powalczą zamknięci na nieznanym terenie, będąc w mniejszości?

- Możemy nie zdążyć - zauważyła Josephine, silnie zaciągając antivańskim akcentem. - Mamy sojuszników o dzień marszu od Wycome. Oni szybciej są w stanie zareagować. Nasze siły potrzebne są w Zaziemiu, by obronić ludność przed bandytami i demonami, zanim Herald tam się uda. Pojawia się kolejna szczelina, Inkwizycja nie może tego zignorować.

Leliana spojrzała na dyplomatkę. Swoją przyjaciółkę. Kobieta szczerze wierzyła w ich liderkę, w to, że pojedyncza elfka może naprawić tak wiele... I być może byłaby to prawda, elfka nie raz już pokazała, że potrafi zrobić użytek nie tylko ze swojej magii, ale i woli przetrwania. Gdyby nie to, że już jej z nimi nie było... Prawdopodobnie.

Leliana żywiła ponurą nadzieję, że ci, którzy byli tego przyczyną, zapłacili z to.

Jeszcze przez chwilę obserwowała członków Rady, spierających się o to, jak pomóc Inkwizytorce. Wykorzystała tę chwilę, by zebrać się na odwagę, ubrać w słowa to, co miała do wyjawienia. Wiedziała bowiem, że było już za późno.

I że zawiedli. Wszyscy.

Uratowali tyle istnień. Dlaczego ich nie potrafili? Dlaczego akurat teraz podjęli złą decyzję? Dlaczego nie sprawdzili dokładniej wszystkiego, zanim postanowili otworzyć bramy Wycome dla klanu Lavellan?

- Przestańcie - ucięła w końcu dyskusję pozostałej dwójki. Potarła czoło, zdając sobie nagle sprawę, jak rzadko pozwalała sobie na jakiekolwiek gesty zdradzające emocje,szczególnie niepokój. - Po prostu... przestańcie. I posłuchajcie mnie teraz uważnie. - Spojrzała wymownie na Cullena, przekazując mu niewerbalne ostrzeżenie, że przerwanie jej tym razem będzie igraniem ze śmiercią. - To była tylko część wieści sprzed kilku dni. Kruk miał problem z dotarciem do nas. Najnowsze wieści jednak...

[Dragon Age Inkwizycja] W cieniu szaleństwa ✔︎Where stories live. Discover now