Trylogia Szaleństwa - Część I
Czy jedna osoba jest w stanie udźwignąć brzemię odpowiedzialności za cały świat? A nawet jeśli, to jakie piętno to na niej odciśnie? Co się dzieje z bohaterami, gdy świat ogarnia szaleństwo i chaos?
Eliandir Lavellan z...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Róg rozbrzmiał, niesiony przez podmuchy górskiego wiatru. Słychać go było w każdym zakamarku Twierdzy, uciszając wszystkie rozmowy i wywołując nieprzyjemny dreszcz. Cisza otuliła Skyhold jak płaszcz, wywołując napięcie i drżenie serc. Wszelkie próby utrzymania tajemnicy powrotu Eliandir spełzły na niczym. Zresztą Rada, po burzliwej dyskusji, uznała, że ukrywanie prawdy przez członków Inkwizycji podburzyłoby jedynie zaufanie do dowódców i samej Lavellan. A na to w obecnej sytuacji nie mogli sobie pozwolić.
Komendant Sił Zbrojnych, przed którym żołnierze rozstąpili się jak na komendę, powitał ich pierwszy, wymieniając krzepki uścisk dłoni z Bullem, kilka pospiesznych słów z Varrikiem i w końcu podszedł do noszy niesionych między dwoma końmi. Przez chwilę stał idealnie wyprostowany, zupełnie nieruchomo, wpatrując się w bladą elfkę. Dorian również dotarł do bramy, wyminął mężczyznę i pochylił się nad kobietą, kładąc opaloną dłoń na jej policzku. Bardzo zimnym policzku. Wyglądała tak spokojnie, jakby spała, tylko jej skóra była szara jak pergamin, a usta spierzchnięte i popękane. Magicznie wniknął do jej ciała, sprawdzając funkcje życiowe. Oddychała nierówno, bardzo powoli, jakby z wysiłkiem, serce również biło bardzo słabo... Ale nie to go najbardziej przeraziło.
- Czy zawsze coś musi się spieprzyć?
Mag uniósł czekoladowe oczy i spojrzał na Cullena. Ten przygarbił się ledwie dostrzegalnie, z luźno opuszczonymi rękami, zamiast zwyczajowo opartymi na głowicy miecza. Wyglądał na człowieka potwornie zrezygnowanego, zmęczonego wszystkim... Prawie że pokonanego. Gdyby nie złość tląca się w szarych, zimnych oczach, które pozostały niezłomne.
- Dlaczego akurat teraz? - warknął blondyn. Mag nie miał pojęcia, o czym mówił Komendant, lecz emocje zawarte w tym krótkim pytaniu sprawiły, że nie miał serca podzielić się z mężczyzną tym, co odkrył. Zresztą, być może się mylił. Bogowie, miał nadzieję, że się mylił...
- Komendancie... - zaczął niepewnie, lecz ten nie zareagował, pogrążając się we własnych myślach. Po jego twarzy przebiegł cień. Dorian rozejrzał się po obecnych na dziedzińcu ludziach, ich pełnych ciekawości i niepokoju spojrzeniach.
- Komendancie - powtórzył głośniej, nagląco. Należało jak najszybciej znaleźć się w środku Twierdzy. Nastroje panujące w Inkwizycji były zbyt niestabilne, by tak stać na środku dziedzińca. Nie wiadomo, jak tłum zareaguje po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, wywołanego widokiem nieprzytomnej, a być może wkrótce martwej Herald. Mogli równie szybko strącić ją z piedestału, na którym tak szybko ją postawili.
Postawniejszy mężczyzna ocknął się jakby z transu, powiódł trochę błędnym wzrokiem po tłumie, Dorianie i w końcu Eliandir. Jego spojrzenie zmiękło na moment, gdy nagle pochylił się i wziął kobietę na ręce. Zupełnie zignorował dwóch żołnierzy biegnących z ręcznymi noszami. Przy jego imponującej posturze, elfka wyglądała prawie jak dziecko. I tak samo delikatnie ją niósł, jakby w obawie, że gdy wykona niewłaściwy ruch, zrobi jej krzywdę.