Rozdział 22.

7.5K 377 86
                                    

- Nie trzeba, pani dyrektor. Miałam trochę problemów przy przedostaniu się do zamku. Nikt nie uprzedził mnie, że pilnują go dementorzy, a bariery zostały wzmocnione. Do tego moja sygnatura nie została dodana do nowych zabezpieczeń . - Z każdym słowem krzywiłam się coraz bardziej.

- W takim razie jak dostałaś się do środka? Bariery można opuścić tylko od wewnątrz.

- Przez cztery lata nauczyłam się wielu rzeczy. Spotkałam też wielu interesujących ludzi, od kapłanów, druidów, aż po... Osobliwych czarnoksiężników. Również wiele istot podzieliło się ze mną swoją wiedzą. Mogę zaświadczyć, iż w pełni skorzystałam z mojej wyprawy badawczej.

- Wyprawy badawczej? - Podniosła brwi do góry. - Całe ministerstwo szukało cię przez ponad dwa lata.

- Widocznie niezbyt dokładnie. - Stanęłam obok niej.

Gdy tylko znalazłam się za stołem, w sali rozległy się szepty, które od razu przybrały na sile zamieniając się w krzyki.

- Cisza! - McGonagall próbowała ich uspokoić, ale bezskutecznie.

Wyjęłam różdżkę i zatoczyłam nią krąg w powietrzu, wskazując na uczniów. Natychmiast zamilkli, a większość z nich złapała się za gardła ze strachem.

- Proste zaklęcie uciszenia załatwiłoby sprawę, pani dyrektor - powiedziałam. - Proszę kontynuować. - Wskazałam jej dłonią na nastolatków.

Skinęła głową i odchrząknęła. Zdjęłam zaklęcie, niektórzy odetchnęli z ulgą.

- Powitajcie proszę swoją nową nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią, Mirianne Potter.

Rozległy się okrzyki zdziwienia, zwłaszcza od strony Ślizgonów.

- Co ty tu robisz?! - krzyknął Albus.

Spojrzałam w jego stronę kpiącym wzrokiem.

- Obecnie stoję, oddycham i egzystuję - odparłam. - Nie wiedziałam, że potrzebujesz nosić okulary, tak jak twój ojciec.

- Mój ojciec? Jest również twoim!

- Przestał nim być, kiedy traktował mnie jak reinkarnację Voldemorta.

Rozległy się odgłosy głośno wciąganego powietrza.

- Boicie się nawet jego imienia? Przecież Wybraniec pokonał go wiele lat temu. Jest martwy. Dlaczego więc drżycie przed jego nazwą? Czy ma wieść nad wami prym nawet po swojej klęsce? - zapytałam, przyglądając się uczniom.

Usłyszałam ciche pomrukiwania.

- Zadałam pytanie.

- Nie - odpowiedzieli.

- Tak myślałam.

Wrota nagle otworzyły się i wszedł przez nie sam Harry Potter. Jeszcze jego tu brakowało. Za nim zaś dreptała Ginevra.

- Mirianne. - Usłyszałam cichy głos rudowłosej. - Wróciłaś.

Po jej twarzy popłynęły łzy.

- Mirianne - zawtórował jej Wybraniec.

- Tak, panie Potter? - zapytałam.

- Słyszałam, że dostałaś posadę nauczyciela OPCM, jesteśmy z ciebie tacy dumni. - Uśmiechnęła się przez łzy moja matka.

- Wielkość wzbudza zawiść, zawiść rodzi złość, złość jest iskrą dla kłamstw - powiedziałam tylko.

Harry zatrzymał się z szokiem w pół kroku.

- Nie powtarzaj jego słów. Każde jego zdanie było kłamstwem. Charyzmą skłaniał do siebie ludzi, a potem wykorzystywał.

- Kim jest król bez swoich poddanych? - zapytałam. - Tylko rycerzem.

- Jaki to ma związek? Voldemort był zły! - krzyknął.

- Nie ma dobra i zła. Jest tylko potęga i ci, którzy są zbyt słabi by jej szukać. Czy ty również jesteś słaby, Harry Potterze? - zapytałam.

- Skończ z tym, Mirianne. To się robi straszne.

- Widziałaś wojnę, umierających ludzi, krew i okrucieństwo, ale przeżyłaś. Dlaczego więc przeraża cię cytowanie największego czarnoksiężnika wszechczasów?

- Nie był największym czarnoksiężnikiem wszechczasów - zaprzeczyła.

- Masz rację - potwierdziłam.

Jakby odetchnęła z ulgą. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale jej przerwałam.

- On jest i na zawsze nim będzie. - Uśmiechnęłam się i zniknęłam, pozostawiając po sobie ognisty ślad.

Córka Wybrańca | Harry Potter FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz