Rozdział 10.

8.3K 391 74
                                    

Godzinę później przyszedł czas na drugą rundę. Razem ze mną zostało szesnastu zawodników.

- Mirianne Potter i Scorpius Malfoy.

Spojrzałam w bok na blondyna i ramię w ramię weszliśmy na podest. Chwilę później bariera została ustawiona.

- Przykro mi, iż będę musiał cię pokonać - odezwał się.

- Nie chrzań. Czekałeś na ten moment - prychnęłam.

Zaśmiał się ślizgońsko i ustawił w pozycji obronnej. Wiedziałam, że z nim będzie trudniej niż z Tylorem. Postawa Scorpiusa była nienaganna. Byłam również pewna, że wyczuje na sobie zaklęcie i je zdejmie. Zwłaszcza, że juz raz widział tę sztuczkę. Jak mam go pokonać? Scorpius jest czystokrwistym czarodziejem. Nie zna się zbytnio na mugolach. Co prawda musi być niezły w szermierce, ale to nie oznacza, że mógłby zablokować moje ciosy. Muszę podejść do niego trochę bliżej. Z bliska nie ma ze mną szans.

- Raz... - zaczął odliczać mój ojciec.

Skierowałam różdżkę na swoje serce. Wiem, że to ryzykowne, ale to moja jedyna szansa. Wzięłam głęboki wdech i rzuciłam na siebie zaklęcie adrenaliny. Skuliłam się lekko, gdy poczułam ból rozchodzący się od serca.

- Dwa...

Wyprostowałam się i z grymasem na twarzy, wskazałam różdżką na Scorpiusa.

- Trzy...

Powietrze zgęstniało od magii. Kolorowe promienie latały w różne strony. Czekałam aż Malfoy trochę się zmęczy. Po dwóch minutach, gdy zauważyłam lukę w jego obronie, rzuciłam zaklęcie wiążące. Zauważył to i uskoczył na bok. Ten jeden moment wystarczył mi, by znaleźć się tuż przy nim i uderzyć go z pięści w twarz, a następnie, gdy nie upadł z półobrotu.

Z ust Scorpiusa spływała krew, a on sam leżał na posadzce bez różdżki.

- Wygrywa Mirianne Potter.

Odwróciłam się do trybun Slytherinu. Wszyscy patrzyli z szokiem na Malfoya. W końcu wstał Zabini.

- Za nowego Króla Slytherinu!

Wszyscy ślizgoni podnieśli swoje różdżki do góry. Uśmiechając się, wróciłam na swoje miejsce i obserwowałam jak pielęgniarka tamuje krwotok Scorpiusa. Malfoy nie wrócił już na trybuny. Wyszedł z Wielkiej Sali, nie chcąc przebywać w towarzystwie ślizgonów. Taki jest ten dom. Rządzi najsilniejszy.

Następne dwie walki wygrałam z łatwością. Przeciwnicy nie byli zbyt uważni. Atakowali bez jakiejkolwiek taktyki. Jednego z krukonów pokonałam prostą Drętwotą, gdy uchylał się przed innymi zaklęciem. Z kolei puchonka z powodu zmęczenia postawiła za słabą tarczę, która rozpadła się w kontakcie z moim Duratusem.

Tak doszłam do finałowej walki, którą miałam odbyć... Z moim bratem. James Potter. Pupilek mojego ojca. Zawsze najlepszy i najmądrzejszy. Dostawał wszystko co chciał, podczas, gdy ja byłam ignorowana. Podczas, gdy ja nie miałam rodziny.

Zacisnęłam mocno palce na różdżce, gdy wchodziłam na podest.

- Finałowa walka rozegra się pomiędzy Mirianną a Jamesem Potterem - poinformowała dyrektorka.

Spojrzałam w stronę mojego brata. Na ustach miał pewny siebie uśmieszek, a w jego oczach widziałam pogardę. Pogardę skierowaną do mnie. James zawsze mnie nienawidził, choć dobrze to ukrywał przed rodzicami. Każde swoje przewinienie zrzucał na mnie. Zawsze, gdy spędzałam choć trochę czasu z rodzicami, on pilnie potrzebował pomocy. Rzucał mi kłody pod nogi od kiedy pamiętam. To przez niego nie miałam rodziny. To przez niego byłam ignorowana.

Ale... To dzięki niemu nauczyłam się żyć bez miłości, bez rodzinnego ciepła. Nauczyłam się radzić sobie sama. Dzięki niemu dorosłam szybciej.

- Przygotuj się na porażkę. - Uśmiechnął się wrednie.

- Przegrywałam przez jedenaście lat, ale dziś to ty będziesz przegranym. Dziś odpłacę ci się za wszystko.

Jego spojrzenie mówiło, że zbagatelizował moje słowa. Ustawił się niedbale w ofensywnej pozycji.

Już wiedziałam jak go pokonam. Znałam jego największy strach. Obserwowałam go przecież przez całe swoje życie. To czas, kiedy wykorzystam wszystkie informacje, jakie o nim zebrałam.

- Raz... Dwa... Trzy...

James chciał już rzucić zaklęcie, ale ubiegłam go i wypowiedziałam szeptem zaklęcie przemiany, które jest podobne do glamour. Wyobraziłam sobie jak chciałabym wyglądać. Przypomniałam sobie zdjęcie, które czasami pokazywał nam ojciec, wbrew pozwoleniu matki. Jedyne zdjęcie Czarnego Pana.

Naokoło mnie pojawił się szary dym, a gdy opadł niektórzy wrzasnęli w przerażeniu, a moi rodzice, aurorzy i część nauczycieli wstali ze swoich miejsc. Skierowała spojrzenie swoich czerwonych oczu na Jamesa. Jego ręka trzęsła się.

Podniosłam swoją kościstą dłoń, w której trzymałam różdżkę i syknęłam:

- Dlaczego nie walczysz, Potter?

James cofnął się o krok. Widziałam jego zwierzęcy wzrok. Szukał drogi ucieczki, ale wiedział, że jedyne wyjście to pokonać mnie. Tyle, że byłam kimś, kogo bał się najbardziej. A raczej wyglądałam jak ta osoba.

- To nieprawda. Ty nie żyjesz! Mój ojciec cię zabił! Drętwota!

Jednym ruchem różdżki zneutralizowałam zaklęcie.

- Myślisz, że pokonasz mnie takim słabym urokiem, chłopcze?

Posłałam w jego kierunku Petrificus Totalus. Uniknął zaklęcia, oddychając szybko. W jednym momencie zdecydowałam, że odechciało mi się zabawy.

- Anvaver - powiedziałam syczącym głosem.

Fioletowy promień trafił Jamesa w głowę, a on osunął się na podłogę. Zdjęłam z siebie zaklęcie przemiany i podeszłam do niego. Miał szeroko otwarte oczy i słabo oddychał.

- Zdejmij ten urok, panno Potter! - krzyknęła pielęgniarka, która badała jego puls.

Odczekałam kilka sekund.

- Panno Potter! - ponagliła mnie dyrektorka.

Machnęłam różdżką i wypowiedziałam przeciwzaklęcie.

- Verdar.

James szybko podniósł się do siadu, przez co zakręciło mu się w głowie i upadłby z powrotem, gdyby nie pielęgniarka, która go przytrzymała.

- Co to było? - zapytała sanitariuszka.

- Zaklęcie działające na umysł. Wycisza wszystkie procesy myślowe, zostawiając tylko te odpowiedzialne za funkcje życiowe. Używano go w średniowieczu do leczenia osób chorych psychicznie.

Pielęgniarka pokręciła głową z dezaprobatą.

- Jesteś dzieckiem. Powinnaś śmiać i bawić się, a nie rzucać potężnymi, starożytnymi zaklęciami.

Wzruszyłam ramionami.

Córka Wybrańca | Harry Potter FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz