Rozdział 32.

6.8K 358 61
                                    

Godzina i miejsce. Oczywiście w Ministerstwie Magii na sali obrad. Został tam przygotowany stół specjalnie dla nas, a raczej dla przedstawiciela owej grupy przestępczej. Do tego zadania wybrałam paru zaufanych Śmierciożerców. Avery'ego, Carrowa i Lestrange'a. Wszyscy byli członkami Wewnętrznego Kręgu i nie wykazywali nigdy żadnych złych postaw oraz nie sprzeciwiali się moim rozkazom.

Aportowałam się z nimi pośrodku pomieszczenia. Od razu wszyscy zwrócili wzrok w naszą stronę. Usłyszałam szepty. Ktoś nawet krzyknął, by aresztować zbiegłych Śmierciożerców. Harry Potter jednak uciszył ich podniesieniem ręki. Skinęłam mu głową, posyłając nieznaczny uśmiech,

- Witam. Otrzymałam waszą wiadomość. Możemy zacząć pertraktacje? - spytałam.

Mój ojciec zamknął oczy i spuścił głowę, zaciskając dłonie na ławie, przy której siedział. Ciotka Hermiona widząc to, odpowiedziała za niego.

- Proszę usiąść. Zaczniemy obrady. - Starała się, by jej głos nie zdradzał targających nią uczuć, ale dało się w nim wyczuć nutkę smutku i jakby poczucia zdrady.

Gdy usiedliśmy, usłyszeliśmy pierwsze pytanie.

- Czy to ty jesteś ich przywódcą, Mirianne? - to był wuj Ronald.

- Wolałabym, by rozmowa została przeprowadzona oficjalnie, aurorze Weasley – odparłam. - Odpowiadając na pańskie pytanie – nie. Lord jest zbyt zajęty, by zjawić się osobiście, dlatego wyznaczył mnie do tego zadania. Jestem Najwyższym Zwierzchnikiem Armii i odpowiadam bezpośrednio przed Nim.

- Możemy dowiedzieć się kim on jest?

- Czarny Pan. Lord Voldemort.

Na sali rozbrzmiały krzyki. Niektórzy pozwolili sobie na delikatny śmiech, myśląc, że to żart.

- Powrócił więc? - spytał mój ojciec z gniewnym błyskiem w oku.

- Lord Voldemort nigdy nie był martwy. To była tylko kwestia czasu, nim powróci.

- Jak możesz stać po jego stronie, Mirianne?! - Moja matka nie mogła powstrzymać płaczliwego tonu.

Wstałam z krzesła, które zajmowałam i uniosłam ręce, rozglądając się dookoła.

- Tylko Czarny Pan może przywrócić porządek w Magicznej Wielkiej Brytanii. Świat potrzebuje jego rządów. Wskaże nam – zagubionym drogę, którą powinniśmy podąrzać.

- Czy ty siebie słyszysz? - warknął jakiś gruby mężczyzna po mojej prawej stronie. - Gadasz jak jakiś pieprzona psychofanka.

- Być może. - Uśmiechnęłam się. - Jednak nie jesteśmy tutaj po to, by mnie oceniać. Chcieliście zawrzeć kompromis.

- Z Lordem Voldemortem? - Mój ojciec splunął na ziemię. - Nigdy.

- Tak bardzo nie możesz znieść myśli, że tak naprawdę go nie zniszczyłeś? Że jesteś wręcz czczony bezpodstawnie? Jesteś nikim, Harry Potterze. Żadnym bohaterem, żadnym Wybrańcem, żadnym Zbawcą.

- Zamknij się – krzyknął wuj.

- Nieładnie jest odzywać się tak do Najwyższego Zwierzchnika Armii, który spokojnie prowadzi z wami pokojową rozmowę. Może to zaważyć na naszych stosunkach... Dość znacząco.

- Przepraszam za pana Weasleya – odezwała się ciotka Hermiona. - Kontynuujmy więc.

- Jakie macie oczekiwania?

- Wycofacie się z działalności publicznej oraz znikniecie z Wielkiej Brytanii.

- Jeśli tego nie zrobimy...?

- To rozpocznie się wojna.

- To było naszym celem. Nie rozumiem więc, po co miałam się tu pojawiać, a w szczególności, dlaczego Lord Voldemort miałby marnować czas na te dziecinady?

- Chcieliśmy wam dać szansę na wyjazd z kraju.

- Nie. Chcieliście zyskać czas, ale wam się nie udało. - Machnęłam ręką, a Śmierciożercy deportowali się. - Niech rozpocznie się wojna. - Po sali rozniósł się mój śmiech, a ja zniknęłam, pozostawiając po sobie czarny dym.

Córka Wybrańca | Harry Potter FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz