Rozdział 11.

8K 375 84
                                    

Gdy Jamesa zabrano z podestu, wszedł na nie mój ojciec z resztą aurorów.

- Wyczytam nazwiska osób, które dostaną przepustkę na zostanie aurorem. Kate Fernel, David White, Jake Horst, Selwyn Zabini oraz James Potter.

Rozległy się oklaski.

- Dlaczego nie dostałam pozwolenia? - zapytałam ojca.

- Dlatego, że jesteś za mała na tak niebezpieczną pracę - odparł, odwracając się do mnie tyłem.

- Wygrałam turniej!

- To nie ma znaczenia.

- Walcz ze mną! Wybieram cię na przeciwnika! - krzyknęłam na całą salę.

Mój ojciec spojrzał na mnie z politowaniem, a wszyscy na sali wstrzymali oddech.

- Jeśli wygram, pozwolisz mi zostać aurorem.

- Harry... - zaczęła moja matka.

- Niech będzie, ale nie będę się powstrzymywał.

Wiedziałam, że rodzice nie troszczyli się o mnie. Nie chcieli mnie. Nie przypominałam ich. Nie zachowywałam się tak, jakby chcieli, więc wykreślili mnie z rodziny. Ignorowali mnie. Byłam dla nich piątym kołem u wozu. Błam kimś niepotrzebnym. Skazą na honorze gryfonów.

Wszyscy zeszli z podestu. Zostałam tylko ja i ojciec. Bariera została nałożona.

- Raz... - zaczęła odliczać dyrektorka. - Dwa... Trzy...

Kolorowe promienie latały w różne strony, czasami zderzając się ze sobą i niekiedy wywołując wybuchy.

Musiałam go pokonać! Musiałam. Niestety nie widziałam luki w jego obronie. Postawię wszystko na jedną kartę. Wiem, że to czarna magia, ale to jedyny sposób na wygraną.

Odskoczyłam na większą odległość i wskazałam różdżką do góry, krzycząc znienawidzone przez cały czarodziejski świat zaklęcie.

- Morsmordre!

Pod sufitem pojawił się iskrzący zielonym blaskiem Mroczny Znak. Z czaszki wysuwał się ogromny wąż, sycząc jakby prześmiewczo. Mój ojciec opuścił różdżkę i z otępieniem patrzył na znak.

- I ty nazywasz się aurorem?! Boisz się zwykłego znaku! Jesteś słaby! - krzyknęłam do niego.

Odwrócił się do mnie. Widziałam jak jego dolna warga drga, a w oczach odbija się blask strachu.

- A może boisz się, że on powróci tak jak poprzednim razem?! - kontynuowałam.

- Mirianne! - wrzasnęła na mnie matka.

- Boisz się, że być może zawiodłeś. Boisz się, że ponownie wybuchnie wojna i to będzie twoja wina!

- Nic nie wiesz o wojnie! - krzyknął.

Nastąpiła chwila ciszy.

- Nie. Nie wiem, ale się dowiem. Wojna jest nieunikniona.

- Mirianne... Co ty mówisz? - Moja matka zakryła usta ręką w szoku.

- Mówię to co myślę. Prawdę.

Podniosłam różdżkę do góry.

- Ferio!

Niebieski promień pomknął wzdłuż podestu i uderzył w pierś mojego ojca. Upadł na ziemię i zaczął się trząść i próbować złapać oddech. Natychmiast podbiegli do niego Thomas i Finnigan. Zdjęłam zaklęcie. Nie byłoby dobrze, gdyby szef aurorów zmarł w pojedynku ze swoją córką.

Odwróciłam się na pięcie w stronę matki.

- Wezmę swoje rzeczy. Żegnajcie.

Deportowałam się z Hogwartu i znalazłam się w domu. Szybko spakowałam wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy, włącznie z księgami i hogwardzkim kufrem i pomniejszyłam je tak, że mieściły mi się w kieszeni.

Wstąpiłam również do Gringotta. Wyjęłam z mojego skarbca sto tysięcy galeonów. Stwierdziłam, że przydadzą się na podróż, którą zamierzam odbyć. Egipt. To pierwsze miejsce, które zamierzałam odwiedzić. W skarbach schowanych w piramidach mogą znajdować się zapiski na temat Rytuału Odrodzenia, które mogłyby mi się przydać.

Córka Wybrańca | Harry Potter FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz