8: Claudia i shinigami

2.5K 260 20
                                    

VINCENT  

Shinigami złapał mnie gwałtownie za policzki i przyciągnął do siebie. Przez to wszystko mogłem się bliżej przyjrzeć jego zielonym oczom. Mimo, że ten gest odrobinę mnie zniesmaczył, rozumiałem, dlaczego wykonał właśnie taki ruch. Chciał mi przypomnieć o istnieniu innych stworzeń. Doskonale wiedziałem, że nie tylko ludzie zamieszkiwali Londyn. Zastanawiałem się jedynie nad tym, czy kamerdyner mojego dziecka mógł być bogiem śmierci, tak jak Undertaker. Nie zauważyłem, aby jego tęczówki były zielone. Nie wykazywał także potrzeby noszenia okularów. W sumie, chodził za Cielem krok w krok, co mogło sugerować coś niedobrego. Tylko kim on był? Lub raczej... czym?
- Nie martw się, Vincent. Pomogę ci - uśmiechnął się, widząc moje zamyślenie.
- Zapominasz się tak samo, jak kiedyś. Mówiłem już, że nie jesteśmy na ''ty'' - zmarszczyłem brwi i przekręciłem głowę w bok, aby dać mu do zrozumienia, że powinien mnie puścić. Gdy już to uczynił, westchnąłem ciężko. - Mów mi jednak jak zechcesz, bylebyś uratował mojego syna. Jeżeli faktycznie jego kamerdyner mu zagraża, powinienem go jak najszybciej od niego odsunąć.
Dla dobra Ciela postanowiłem schować moją dumę do kieszeni. Grabarz wiedział zdecydowanie więcej ode mnie i wolałem, abyśmy nawiązali współpracę, którą zresztą sam zaproponował.
- Och, ta wola walki i poświęcenie! Wreszcie cię poznaję! - zaśmiał się grabarz. - Zupełnie jak Claudia. Kropka w kropeczkę! - dowcipkował dalej, siadając na jednej z trumien.

Undertaker wziął ze swojego biurka kubek, w której najprawdopodobniej trzymał herbatę i wrzucił do niego jedno z psich ciasteczek. Widziałem, że mój tępy wzrok go bawił. Cóż mogłem jednak na to poradzić? Nagle znalazłem się jakby w innym świecie, gdzie niewiele wiem i tyle samo mogę uczynić.
- Nie rozumiem. Jaki jest sens przywoływania mojej dawno nieżyjącej matki? - odparłem, pocierając zesztywniały kark. Przyznam, że zmieszał mnie swoim porównaniem. Już dawno nie słyszałem jej imienia. - Daruj sobie żarty i odsuń na bok wszelkie inne śmieszności. Jeżeli jest tak, jak mówisz, każda minuta może mieć znaczenie.
Nie dostałem odpowiedzi na moje pytanie. Grabarz kompletnie zignorował moje słowa i wyszedł do innego pokoju. Na nic zdały się moje paniczne prośby o kontynuowanie dalszej rozmowy. Moja irytacja rosła w siłę. Nie widziałem w mojej sytuacji niczego zabawnego lub też nieważnego, bo przecież... Ciel!
Natychmiast ruszyłem się z miejsca i już miałem wejść do pomieszczenia zaraz za nim, jednak białowłosy wychylił się zza drzwi i pogroził mi palcem, mówiąc, że nie miałem wstępu do tego pokoju. Undertaker pokazał mi gruby sznur. Sprawnie zawiązał go w pętlę i rozkołysał tuż na moją głową.
- Jest sposób, aby być silniejszym od tej kreatury.
- N-nie wygłupiaj się - zająknąłem się, myśląc, że ten szaleniec byłby w stanie mnie nawet powiesić. Przynajmniej jego gest dobitnie mi to sugerował. Wariat. - Konkrety, jeżeli byłbyś tak miły.

- Wiedziałem, że ta opcja do ciebie nie trafi - westchnął cicho, wrzucając sznur z powrotem do pokoju.
Chyba nawet nie patrzył, gdzie konkretnie go daje... W sumie, ja również nie mogłem tego zobaczyć, gdyż uchylone drzwi zasłonił mi swoim ciałem. Nie zawahałem się spytać o to, dlaczego ukrywał przede mną zawartość pomieszczenia, jednak znów nie uzyskałem odpowiedzi. Miałem wrażenie, że grabarz słyszał tylko to, co chciał i było dla niego wygodne. Cóż, można i tak, byleby tylko służył pomocą.
Undertaker przez chwilę krążył po zakładzie. Bez przerwy słyszałem stukot jego obcasów, który wręcz zapraszał mnie do nakrzyczenia na niego za nieprofesjonalizm. Nagle wydarzyło się coś dziwnego. W pewnej chwili gwałtownie złapał mnie za marynarkę i przyciągnął do siebie, odgarniając grzywkę. Po minie boga śmierci widziałem, że jego nastrój diametralnie się zmienił. Wyglądał na bardziej zdenerwowanego ode mnie. Nie wiedziałem jedynie powodu tego, gdyż cierpliwie czekałem na jakieś pomysły i praktycznie w ogóle się nie odzywałem.
- A co tu mamy? - zaczął niezadowolony. Poczułem, że moje serce zaczęło szybciej bić. Spojrzałem w jego zielone oczy, które wydawały się przejrzeć mnie na wylot. - Skąd to masz? Oddał ci to? - zapytał po chwili, wskazując na kieszeń mojej marynarki. Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi. Niepewnie wyjąłem z niej całą zawartość. Był to jakiś wisior z medalikami z pasmami włosów. Wychodząc z domu, myślałem, że Ciel wrzucił mi do kieszeni jakiś srebrny zegarek, gdyż jak był jeszcze małym dzieckiem, często podrzucał mi do aktówek swoje żołnierzyki lub inne, drobne zabawki i jakoś nigdy nie robiłem z tego problemu. Chciałem dokładnie obejrzeć wszystkie medaliony, jednak Undertaker wyrwał mi to, co trzymałem. - Spodziewał się, że przyjdziesz do mnie - zaczął białowłosy. - On nie miał prawa tego dotykać!
- Co to w ogóle jest? O kim ty mówisz? - zapytałem skołowany, próbując zrozumieć coś z jego chaotycznego bełkotu. Oczywiście, standardowo, białowłosy był w swoim świecie i nie zamierzał go opuszczać, odpowiadając mi, bo i po co? Miałem go serdecznie dość. Shinigami wziął jakąś szarawą szmatkę do ręki i delikatnie, z wyczuciem, zaczął wycierać każdy medalik. Podczas tej czynności, zauważyłem coś niepokojącego, a mianowicie napis ''Claudia P.'' na jednym z nich. Przestraszyłem się. - Powinienem już iść. Jest już późno - rzuciłem zmieszany, natychmiastowo szykując się do wyjścia, jednak nie pozwolono mi opuścić zakładu. Białowłosy złapał mnie za nadgarstek tak mocno, że nie mogłem się uwolnić.
- Widziałeś, prawda? - westchnął smutno. - Mały hrabia zabrał mi to dawno temu.
- Przedłużasz naszą rozmowę. Jeżeli nie możesz mi pomóc, po prostu mi o tym powiedz - syknąłem mocno poddenerwowany. Faktycznie zastanawiało mnie pochodzenie medaliku z włosami mojej matki, jednak nie był to czas na dziwne rozmowy. Ciel nadal był w domu z... tym czymś.
- Znów nic nie rozumiesz. Zależy mi na tym, żeby pozbyć się go, jednak cały plan trzeba dobrze przemyśleć. Wróć tu za parę dni i najlepiej, abyście trzymali dystans.
- Czyli wróciłem do punktu wyjścia - odparłem niepocieszony. - Tak zrobię. Nic innego mi nie pozostaje, ale zdecydowanie to rozwiązanie nie satysfakcjonuje mnie dostatecznie - uciąłem rozmowę, gdy poczułem, że ten rozluźnił uścisk.

Natychmiast wyrwałem mu swoją rękę i wyszedłem z zakładu, zatrzaskując za sobą drzwi. Zimne, jesienne powietrze przyprawiło mnie o ciarki na całym ciele. Pośpiesznie zapiąłem wszystkie guziki mojego płaszcza i dość nieelegancko włożyłem ręce w kieszenie, a z moich ust wydobywał się biały dym. Spojrzałem w niebo, uświadamiając sobie, że większość dnia straciłem na rozgryzaniu Undertakera. Mogłem rozkazać Tanace, aby mnie zawiózł w obie strony.
Przynajmniej nie byłbym zmuszony do pójścia pieszo w taki mróz. Z drugiej strony, taki spacer umożliwił mi spokojne rozmyślanie tego, co usłyszałem od białowłosego. Najwyraźniej Sebastian był czymś więcej, niż tylko zwykłym lokajem. Postanowiłem potraktować wyeliminowanie go, jak misję od samej Królowej Wiktorii. Nie wiedziałem, dlaczego Undertaker zawsze służył mi pomocą. Możliwe, że spowodowało to przywiązanie do mojej matki. Widziałem, że coś było na rzeczy, jednak trzymałem język za zębami, kiedy ojciec wypytywał się mnie o szczegóły ich znajomości. Zwyczajnie udawałem, że nic nie wiem, bojąc się o rozpad rodziny. Zresztą, nie miało to już większego znaczenia. Moja matka od wielu lat spoczywa pod ziemią. 

Ulice o tej godzinie były już całkowicie opustoszałe. Słabe światła latarń i piękny księżyc prowadziły mnie w kierunku rezydencji. Gdy znalazłem się w jednej z gorzej oświetlonych zaułków, aby skrócić sobie jakoś moją trasę, usłyszałem dziwny śmiech za sobą.
- Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Tęskniłam, najsłodszy! - na te słowa podskoczyłem tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody i gwałtownie spojrzałem za siebie. Kto to był? Ewidentnie słyszałem nieco piskliwy, męski głos, a przede mną malowała się niekobieca sylwetka. - Ah, ty nie jesteś Sebuś! Już myślałam!
- Udam, że tego nie słyszałem... - mruknąłem do siebie, odwracając się na pięcie, jednak tajemniczy ''ktoś'' w mgnieniu znalazł się przede mną, a ja runąłem na ziemię. - Zaszła pomyłka! - powiedziałem, zasłaniając się rękami.
Nagle mój rozmówca schylił się. Już myślałem, że chciał mi coś zrobić, jednak ten jedynie podniósł coś z ziemi. Zacząłem panicznie przeszukiwać kieszenie mojego płaszcza. Cholera! Zdjęcie rodzinne! Czerwonowłosy uważnie przyjrzał się fotografii, robiąc przy tym zniesmaczoną minę. W tym samym czasie doprowadziłem się do porządku, otrzepując ubranie i zaraz potem wyciągnąłem rękę po swoją własność, prosząc stanowczo o jej zwrot.

- To ten pokurcz... Tylko, że w jeszcze mniejszej wersji - powiedział pod nosem. - Musisz znać Sebusia!
- Domyślam się, o kogo może chodzić, jednak nie chcę mieć z nim nic do czynienia, a teraz proszę o zwrot zdjęcia - syknąłem w odpowiedzi, słysząc jego komentarz. Najwidoczniej był znany Cielowi.
- Uhh, to chyba nie mój dzień! Trzymaj. Koniecznie przekaż Sebusiowi, że chcę się z nim spotkać! Brakuje mi go! - zapiszczał, oddając mi moją własność. Dopiero w tamtym momencie zwróciłem uwagę na jego oczy. Takie same, jak u Undertakera. Jeżeli szybko nie ucieknę, mogę mieć kłopoty.
- J-jasne... - wydukałem nieśmiało.
Po tym wszystkim, lepiej było się nikomu nie narażać. W pośpiechu oddaliłem się od dziwnego jegomościa, aby przypadkiem nie zdążył wpaść na pomysł zatrzymania mnie. Całą resztę drogi szedłem przyspieszonym krokiem. Gdy już dotarłem do domu, zamknąłem za sobą wielkie drzwi frontowe i oparłem się o nie plecami. Odetchnąłem z ulgą. 

Welcome Home || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz