VINCENT
Moje serce biło w rytm walenia w drzwi, a słowa Undertakera utwierdziły mnie w tym, że czaiło się za nimi wielkie niebezpieczeństwo. Natychmiast pociągnąłem Ciela za rękę w stronę wcześniej zamkniętego przede mną pomieszczenia. Moim oczom ukazała się sterta trumien. Kilka z nich była poustawiana na sobie, inne leżały na wielkich szafkach, a część spoczywała na podłodze. Rozejrzałem się dookoła. W pokoju stała również szafa, jednak była to zbyt oczywista kryjówka. Na biurku również nie znalazłem nic użytecznego. Stały na nim dziwne specyfiki oraz stosy zniszczonych ksiąg, w towarzystwie dziwnych, metalowych urządzeń, których nie potrafiłem nazwać. Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk łamanego drewna, dochodzący z pomieszczenia obok. Musiał wyważyć drzwi. Miałem niewiele czasu na decyzję. Zdesperowany, schowałem się w jednej z trumien razem z Cielem. O dziwo, była pusta. Ukryłem się tam z nadzieją, że demon nas nie dopadnie. Zasłoniłem oczy dziecka dłonią, próbując uspokoić oddech. Od zawału serca byłem dosłownie o krok. Za każdym niepokojącym dźwiękiem, wbijałem się wręcz w stosunkowo miękkie obicie trumny.
- Zginiemy. Sebastian mnie zabije - szepnął pesymistycznie Ciel, uciskając omyłkowo moją złamaną rękę. Cholernie bolało, jednak nie był to moment, abym mógł się na cokolwiek poskarżyć.
- Nawet tak nie mów - westchnąłem, czekając na rozwój sytuacji. Przez dość śmiałe stwierdzenie mojego syna, również zacząłem mieć czarne myśli. - Proszę, siedźmy tu cicho.
Dochodziły nas odgłosy walki, a mnie zżerała niepewność co do tego, co tam mogło się dziać. Nagle dobiegł nas głośny huk, sugerujący, że Undertaker pożegnał się z jedną ze swoich pokaźnych półek z książkami. Inaczej nie umiałem sobie tego wytłumaczyć. Nie miałem pojęcia, cóż innego mogło narobić takiego hałasu. Kiedy drzwi do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy, zostały bestialsko wyłamane z zawiasów, wciągnąłem głęboko powietrze. Przez naruszony kontrakt, Sebastian nie mógł określić dokładnego położenia Ciela. Zaczął demolować cały pokój. Na pierwszy ogień poszła szafa, która wyjątkowo nieznośnie zapiszczała. Zakładałem, że demon pozbawił ją drzwiczek. Wiedziałem, że była to zbyt oczywista kryjówka i w duchu gratulowałem sobie, że jej nie wybrałem. Zaraz później w ruch poszły księgi i wszystkie specyfiki z biurka. Wszystkie szklane przedmioty zostały stłuczone. Nie mogłem się uspokoić. Wstrzymałem wręcz oddech. Nie rozumiałem, dlaczego demon robił w zakładzie, co chciał. Zakładałem najgorsze, a mianowicie pokonanie przez niego Undertakera. Nagle usłyszałem, jak z trumny obok zostało zerwane wieko, które w szatańskim szale wylądowało na pobliskiej ścianie. Brunet zdemolował tak kilka trumien, zanim trafił na naszą. Przełknąłem ślinę. Zaraz potem zobaczyłem, jak wieko unosi się do góry. Sebastian odepchnął je na bok, przyglądając się nam. Nie wyglądał już jak lokaj ani tym bardziej, jak człowiek. Na jego twarzy znajdował się nienaturalny, wykrzywiony uśmiech, prezentujący ostre uzębienie. Oczodoły były prawie puste. W głębi czarnych otchłani iskrzyły różowe ogniki. Skóra potwora przybrała szary kolor, a na jego plecach znajdowały się czarne, wielkie skrzydła upadłego anioła. Wtedy doszło do mnie, że mógł być to mój koniec. Całe życie przebiegło mi przed oczami. Czym zasłużyłem sobie na taki los? Nie mieliśmy drogi ucieczki. Kiedy demon nachylił się nad trumną, zacisnąłem oczy, a zaraz później poczułem jakąś dziwną maź na swojej twarzy. Natychmiast podniosłem się z trumny razem z Cielem. Zaraz koło nas leżał, przebity kosą, Sebastian. Nie ruszał się. Odetchnąłem z ulgą.
- Zawsze chciałem, abyście wylądowali w jednej z moich trumien - zaśmiał się Undertaker, wyciągając z wnętrza demona swoją kosę śmierci, zakończoną dużym szkieletem. Zawadiacko odgarnął grzywkę na bok, uśmiechając się przy tym szeroko. - Cóż za śmieszna ironia losu!
- Uratowałeś nas - wydukałem w osłupieniu.
Przez chwilę miałem problem z podniesieniem się z wiecznego łoża. Kiedy wyszedłem z trumny razem z synem, wpatrywałem się dłuższą chwilę w nieruchomego kamerdynera. Ciel podszedł do niego bliżej. Chyba nie mógł uwierzyć, że jego koszmar się skończył. Nagle demon podniósł głowę i syknął coś w stronę chłopca, przez co ten natychmiast się odsunął. Białowłosy zmarszczył brwi, stawiając nogę na głowie lokaja. Niczym myśliwy na swojej zdobyczy.
- Leż ładnie, panie kamerdynerze. Odeślę cię tam, skąd przyszedłeś - mruknął pod nosem, wyciągając do mnie rękę. - Podaj łańcuch, hrabio - zachichotał.
Rozejrzałem się dookoła. W tym bałaganie ciężko było cokolwiek znaleźć. Nie wiedziałem nawet, jak ów łańcuch wyglądał. W końcu znalazłem go pomiędzy stertą rozrzuconych ksiąg. Grabarz sprawnie obezwładnił Sebastiana i zamknął go w jednej z trumien. Białowłosy usiadł na wiecznym łożu, wzdychając ciężko. Ewidentnie był zmęczony walką z nim. Cały zakład w jednej chwili obrócił się w ruinę. Wszystko zostało zniszczone.
- Bardzo mi przykro - zacząłem nieśmiało, nie wiedząc, czy powinienem bardziej przepraszać, czy dziękować. - Jestem ci wdzięczny - dodałem jeszcze ciszej.
Undertaker nie odpowiedział nic. Zamiast tego, uśmiechnął się do mnie kulawo. Chyba sam nie spodziewał się, jak to wszystko się skończy. Podszedłem do Ciela, kucając przy nim. Wyglądał na naprawdę wystraszonego. Odgarnąłem mu kilka włosów z czoła, aby zwrócić na siebie uwagę. Chłopiec podniósł głowę i spojrzał na mnie swoim niebieskim okiem, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Co teraz ze mną będzie? Czy to naprawdę koniec? - zapytał z powątpiewaniem, zasłaniając dłonią dziurę po kontrakcie. Krew przestała z niej płynąć, ale domyśliłem się, że był z tego powodu bardzo obolały, a rana pewnie niemożliwie szczypała. - Dostałem jeszcze jedną szansę? Po tym wszystkim?
Nie dał mi odpowiedzieć na jego pytania. Niemal natychmiast przylgnął do mnie, przytulając się czule policzkiem. Mój syn nadal był małym dzieckiem. Po prostu wcześniejsza sytuacja wymusiła na nim zmianę zachowania. Przymusowe pożegnanie się z dziecinnymi odruchami. Chwila pozbycia się kontraktu sprawiła, że mógł okazywać swoje słabości i potrzeby, które najprawdopodobniej tłumił w sobie. W środku był tylko przestraszonym chłopcem, zmuszonym do kontraktu z demonem, aby ratować swój honor, a przede wszystkim - siebie. Delikatnie odwzajemniłem uścisk, wspominając o szpitalu. Nie chciałbym, aby coś wdało się w jego poraniony oczodół. Kiedy tak na niego patrzyłem, było mi go żal. Z drugiej strony, niezmiernie się cieszyłem, że jego koszmar dobiegł końca. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Zawiesiłem oko na naszym białowłosym bohaterze. Miałem prawo go tak nazywać. Undertaker nie zwracał na nas większej uwagi. Podejrzewałem, że był skupiony na liczeniu strat.
- Chyba nic się nie stanie, jeżeli zostałbyś u nas, na czas renowacji zakładu - stwierdziłem, wyrywając go z zamyślenia.
CZYTASZ
Welcome Home || Kuroshitsuji
FanfictionRezydencja Phantomhive powiększyła się o kolejnego domownika. Okazało się, że Vincent przeżył pożar i niesłusznie uważano go za zmarłego. Co wyniknie z obecności Sebastiana i ojca Ciela w jednym domu? Najwyższe notowanie: #74 W KUROSHITSUJI