18: Odłamki szkła

1.8K 218 16
                                    

VINCENT

Wszystko, co było mi potrzebne, znalazłem w apteczce w łazience. Ułożyłem opatrunki na łóżku i przebrałem się do połowy. Za pomocą nożyczek, rozciąłem stare bandaże, wystawiając nie w pełni zagojoną ranę na światło dzienne. Obiektywnie rzecz ujmując, prezentowała się nieźle. Nawet nie powodowała u mnie takiego bólu jak wcześniej. Z założeniem nowego opatrunku było już trochę gorzej. Miotałem się na wszystkie strony, w duchu przeklinając niefortunność sytuacji, w jakiej się znalazłem. W życiu nie poprosiłbym o pomoc demona, a przez poranny wypadek, Ciel pozbył się reszty służby. W końcu stwierdziłem, że poczekam z tym wszystkim do powrotu pana Tanaki. Zarzuciłem na ramiona swoją szarawą koszulę, abym przypadkiem nie zmarzł. Podszedłem do okna i przyglądałem się chwilę temu, jak dość silny wiatr giął drzewa niemal do ziemi. Różnokolorowe liście wirowały dookoła, utwierdzając mnie w tym, że nie powinienem ruszać się z domu. Od szyby oderwało mnie ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - odparłem, odwracając się.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś nieubrany... - wydukał Ciel, oblewając się rumieńcem. - Mam kilka pytań, które dotyczą Funtom.
- Nie przejmuj się. Zajmę się nimi - odparłem, pragnąc ponownie zapewnić go, iż to ja zarządzałem teraz firmą. - Zaraz dojdę ze wszystkim do ładu. Po prostu... - urwałem, kierując wzrok na otwartą apteczkę, znajdującą się na moim łóżku.
- Ach właśnie, co z raną? - westchnął, ogarniając wzrokiem zielonkawą skrzynkę z białym krzyżem po obu stronach. - Zawołam Sebastiana, aby ci pomógł.
- Nie trzeba! - wzdrygnąłem się na samą myśl o znienawidzonym kamerdynerze. - Dam sobie radę, a... z raną już wszystko dobrze. Bardziej martwiłbym się o ciebie, w związku z astmą.

Ciel nie posłuchał się mnie. Mruknął coś pod nosem i szybko wyszedł z pomieszczenia. Natychmiast ściągnął do mojego pokoju tego potwora. Widział, że za nim nie przepadałem, więc wydawało mi się, że robił mi po prostu na złość, jednak z drugiej strony... Może po prostu się o mnie troszczył, gdyż miał świadomość, że nigdy nie poprosiłbym o pomoc demona? Pozostało mi się domyślać.
- Paniczu, niestety nie mogę spełnić twojego rozkazu - zwrócił się do mojego syna. Sebastian uśmiechnął się tajemniczo, zatrzymując się przed progiem. - Sam mówiłeś, że nie mam tutaj wstępu. Dodatkowo nie wolno mi dotykać twojego ojca - dodał, przyglądając się mi.
- Prawidłowo - mruknąłem pod nosem, mając nadzieję, że to usłyszał.
Czasami bywałem wredny i z czystym sumieniem się do tego przyznawałem, ale to bardziej dla żartów. Demon jednak okrył we mnie zupełnie inną stronę.
- Nie wydurniaj się. Na razie cię to nie dotyczy. Zrób to, czego od ciebie oczekuję - syknął Ciel, podając mu do rąk jeden z bandaży. - Nie dopiłem herbaty. Zanim wrócę, mój rozkaz ma być wykonany.

Po jego słowach lokaj klęknął i wypowiedział ceremonialne ''Yes My Lord''. Mój syn uśmiechnął się z dozą satysfakcji, zostawiając mnie z nim. Westchnąłem ciężko, ubolewając nad tym, że byłem na niego niejako skazany. Demon w kompletnej ciszy wykonał to, co należało. Pomógł mi z założeniem koszuli oraz marynarki i uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby. Chciał mnie przestraszyć? Wzdrygnąłem się nieco, a następnie zmarszczyłem brwi. W mojej opinii pozwalał sobie ze mną na zbyt wiele. Gdy wyszedł, złapałem go jeszcze na korytarzu. Uciekający czas na pozbycie się siły nieczystej z mojego domu doprowadzał mnie do szaleństwa. Najbardziej irytował mnie fakt, że nie wiedziałem ile piasku znajduje się w przysłowiowej klepsydrze. Przyparłem go do ściany, odgrażając się. W końcu miałem sposób na pozbycie się go. Może i byłem od niego odrobinę niższy, a już na pewno dalece słabszy, jednak coś kusiło mnie, aby podkreślić swoje rządy w rodzinnej rezydencji. Jego stosunek do mojej osoby denerwował mnie niemiłosiernie. Nie liczył się ze mną właściwie wcale.
- Nie bądź taki pewny siebie. Twoje dni tutaj są policzone - mruknąłem w jego stronę, łapiąc za materiał jego czarnej kamizelki. - Już ja dopilnuję, żebyś się raz na zawsze odczepił do mojego dziecka - wysyczałem, spoglądając mu w oczy, które w jednej chwili przybrały wściekło-różową barwę.

Moje źrenice natychmiast się rozszerzyły. Zanim zrozumiałem swój błąd, demon odepchnął mnie od siebie z taką siłą, że zatrzymałem się na oknie. Zrobił to z taką siłą, że na szybie pojawiły się małe pęknięcia. Cholera, zły ruch. Przecież Ciel odwołał swój rozkaz. Nie miałem ochrony. Wybrałem bardzo nieodpowiedni moment...
- Pozwoli pan, że teraz ja coś wytłumaczę - uśmiechnął się złośliwie, podnosząc mnie z ziemi. Uniósł mnie za ubrania do góry tak, że moje stopy nie dotykały ziemi. Próbowałem się wyrwać, ale bezskutecznie. Mogłem jedynie kopać w okno, aby narobić hałasu i ściągnąć tu szybciej Ciela. - Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, ile pan wie. Nie zmienia to faktu, że dusza tego, z kim zawarłem kontrakt, należy do mnie.
Jego słowa niosły się echem w mojej głowie. Pod moim naciskiem, szyba w końcu pękła, a Sebastian z dziką satysfakcją wypchnął mnie przez okno. Nie miałem szansy na złapanie się czegokolwiek i spadłem z wysokości pierwszego piętra w krzaki, które na szczęście za amortyzowały upadek. Później zrobiło mi się ciemno przed oczami.  

Welcome Home || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz