CIEL
Trochę zaniepokoiła mnie obecność boga śmierci. Szczególnie przy nas. Miałem nadzieję, że był w szpitalu z powodu innego pacjenta. Grell zdenerwował się, słysząc moje słowa i natychmiast zniknął z pomieszczenia tak szybko, jak się pojawił. Przed wyjściem wręczył mi tylko wypis taty i zostawił nas samych. Najwidoczniej miał inne aspiracje niż zbieranie dusz. Nie interesowało mnie to. Zamiast udać się do domu, ze szpitala poszliśmy prosto do zakładu znajomego grabarza. Drzwi zaskrzypiały niemiłosiernie, gdy weszliśmy do środka. Undertakera nie było za biurkiem. Na szczęście pewnie nas usłyszał, gdyż wyszedł chwilę później z jednego z pokoi.
- Wiedziałem, że w końcu przyjdziecie razem! - zachichotał z satysfakcją, spoglądając na mnie, a następnie na tatę. Kiedy zawiesił na nim swój wzrok, jego radosna mina momentalnie zniknęła z jego twarzy. - To on ci to zrobił? - zapytał z troską, zgarniając swoją grzywkę na bok. Podszedł do mojego ojca, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. - Nie daruję mu - zaśmiał się maniakalnie.
- To tylko złamana ręka i kilka zadrapań. Lepiej zajmij się Cielem - polecił mu ojciec, kiedy Undertaker zaczął dobierać się do jego, podrapanych przez szkło i krzaki, policzków. - Zawsze mogło się skończyć gorzej.
- Gotowy, mały hrabio? - odezwał się do mnie, odsuwając krzesło od biurka. Zachęcająco poklepał ręką oparcie, dając znak, abym usiadł. - Pozbędziemy się znaku.
Trochę wahałem się nad tym, aby zająć miejsce, które mi wskazał. Zawsze traktowałem go z lekką rezerwą oraz drobnym respektem. Usiadłem i rozejrzałem się dookoła. Undertaker wyjął z jednej z szafek jakieś nieznane mi, metalowe urządzenie. Natychmiast odsunąłem się od niego, sprawiając, że krzesło stanęło na dwóch nogach. Serce biło mi jak szalone.
- Zrób to, jak najdelikatniej się da - westchnął bezsilnie ojciec. Chyba zdał sobie sprawę, że było to jedyne rozwiązanie. - Proszę cię.
- Uch, a chciałem mieć trochę zabawy - zachichotał w odpowiedzi. - Jednak skoro tak ładnie prosisz, zrobię wyjątek.
Tata tylko przewrócił oczami. Nie sądziłem, że Undertaker mógłby mówić do niego w taki sposób, jak zwracał się zazwyczaj do mnie. Myślałem, że chociażby z racji wieku, będzie go respektował. Trochę mnie to zaskoczyło, jednak miałem wtedy większe zmartwienia.
- Nie musisz traktować mnie ulgowo. Sam chciałem kontraktu. Wytrzymam - odparłem chłodnym tonem i zaraz potem poczułem okropny ból.
Jakoś tak sam z siebie zacząłem krzyczeć. Nie umiałem zacisnąć zębów i nie odzywać się. Kręciło mi się w głowie. Po moim poliku zaczęła spływać ciepła krew. Jasnoczerwona stróżka ciągnęła się aż po mój kołnierzyk, który pod jej wpływem pożegnał się ze swoim nieskazitelnym, białym kolorem. Zacisnąłem dłonie na siedzeniu, mało nie łamiąc sobie przy tym palców. Źle to znosiłem, jednak nie miałem odwagi, aby prosić o łaskę. Sam do tego doprowadziłem. Nie mogłem złapać tchu, czując metal w moim oczodole. Spośród moich krzyków wyróżniłem także głos mojego ojca, który prosił Undertakera o zaprzestanie bolesnej czynności. Gdy już poczułem, że moje katusze dobiegły końca, odetchnąłem z ulgą. Dosłownie osuwałem się z krzesła. Undertaker podał mi jakąś szmatkę, mówiąc, abym spróbował zatamować krwawienie. Czułem się tak, jakbym umierał. Ledwo zrozumiałem to, co do mnie powiedział. Później dostałem trochę lodu, abym przestał zwijać się z bólu na podłodze. Jakiś czas później, sytuacja została opanowana. Co prawda, nadal bolało mnie jak diabli, jednak musiałem wytrzymać. Dostaliśmy bezwzględny zakaz opuszczania zakładu. Miałem jednak świadomość, że mogłem się wykrwawić, więc posłusznie wykonywałem to, co mi polecił. Przez chwilę nie mogłem złapać pionu. Słaniałem się na nogach. Było mi słabo. Wręcz zbierało się na mdłości. Boleści były nie do wytrzymania. Jakbym miał zemdleć.
- To nie koniec, a zaledwie początek! - zachichotał, oglądając mnie. - Później będzie musiał zobaczyć cię lekarz. Jednak o to zatroszczymy się później. Zaraz pewnie tu przyjdzie - powiedział z dziwnie pogodną miną, po czym jak na zawołanie, rozległo się walenie w drzwi zakładu, a moje ciśnienie podskoczyło niemiłosiernie. Bałem się, że znów mogłem dostać ataku astmy. Chyba pierwszy raz byłem tak przerażony. - Schowajcie się.

CZYTASZ
Welcome Home || Kuroshitsuji
FanfictionRezydencja Phantomhive powiększyła się o kolejnego domownika. Okazało się, że Vincent przeżył pożar i niesłusznie uważano go za zmarłego. Co wyniknie z obecności Sebastiana i ojca Ciela w jednym domu? Najwyższe notowanie: #74 W KUROSHITSUJI