VINCENT
Undertaker nie chciał przyjąć mojej oferty. Bronił się przed nią, zmuszając się do żałosnego chichotu. Wykręcał się na wszystkie sposoby, chcąc zostać w swoim zakładzie. Dowiedziałem się wtedy, po kim Ciel mógł być taki uparty. Nieskromnie mówiąc, z charakteru był bardzo podobny do mojej osoby. Nalegałem, prosiłem, groziłem i nic mi to nie dawało. Czułem się źle, że ta nadnaturalna demolka wydarzyła się głównie z mojego powodu. Sam jednak nie umiałbym sobie poradzić. Koniecznie chciałem spłacić swój dług, choć wiedziałem o jego wielkości.
- Zawsze byłeś mile widziany w naszym domu. Matka na pewno chciałaby, abyśmy się dogadywali - westchnąłem, łapiąc się ostatniej deski ratunku.
- Oh, Claudio... - mruknął do siebie, wyciągając z kieszeni medaliony. Sprawnie poszukał tego z napisem ''Claudia P.''. Niespodziewanie wyrwał wybrany fragment wisiora, sprawiając, że łańcuszek rozleciał się w drobny mak. - Dlaczego on to uczynił? Przez niego nie wrócisz do mnie... Wszystko zniszczył.
- Undertaker - zawołałem go, widząc, że ten znów zamknął przede mną drzwi do swojego świata. - Proszę, chodź już - dodałem, wyciągając ku niemu jedyną sprawną rękę.
Traciłem nadzieję na to, że zgodzi się tymczasowo zamieszkać w naszej rezydencji. Na szczęście, po moich słowach wyciągnął do mnie dłoń na znak aprobaty dla wcześniejszej propozycji. Pomogłem mu wstać. Gdy białowłosy ruszył się z trumny, ta natychmiast podskoczyła. Jak jakieś dzikie zwierzę. Grabarz zmierzył ją wzrokiem, chichocząc przy tym nieco złośliwie. Stwierdził, że mimo iż lokaj potrzebował uwagi, zajmie się nim po swoim powrocie. Chyba musiał użyć na Sebastianie niezwykle mocnego łańcucha. Nie dał rady nawet zrzucić wieka. Zaraz później udaliśmy się do naszego domu. Słudzy dziwnie się na nas patrzyli. Dopiero później zorientowałem się, co było w moim wyglądzie nie tak. Nie tylko Ciel miał lekko zakrwawioną garderobę. Na mojej twarzy również gościła czerwona ciecz. Zapewne należała do demona. Musiała na mnie spaść, gdy pochylił się nad nami. Osłupiałym służącym kazałem wezwać lekarza. Cała jego wizyta skończyła się zabraniem mojego syna do szpitala. Podobno nie było nadziei na uratowanie jego oka, jednak potrzebna była interwencja fachowców, aby upewnić się, że nic więcej nie zostało uszkodzone. Nie martwiłem się nim zbytnio, gdyż z jakiegoś powodu uważałem, że Undertaker umiejętnie się nim zajął. Mimo wszystko zgodziłem się na pobyt Ciela w niedalekiej placówce. Niewiele myśląc, męskiej części służby nakazałem przygotować pokój dla naszego gościa i poszedłem do siebie. Przemyłem zakrwawioną twarz, nadając wodzie w zlewie niecodzienny kolor, próbując doprowadzić się jakoś do ładu. Dość szybko przebrałem się i dosłownie padłem na łóżko. Byłem wycieńczony. Zapach świeżo wyprasowanej kołdry i upranych poduszek odprężał mnie nieco. Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, myślałem najpierw, że był to białowłosy, jednak po wyrażeniu zgody na wejście, w mojej sypialni pojawiła się pokojówka.
- M-mam nadzieję, że paniczowi nic nie będzie - zająknęła się, stawiając na mojej szafce nocnej filiżankę z herbatą. - Finny zasugerował, że dobrze zrobi panu herbata - wymamrotała niewyraźnie, po czym zarumieniła się lekko, zasłaniając się srebrną tacą. - Wiadomo może, co stało się z panem Sebastianem?
- On już nie wróci - mruknąłem z niezadowoloną miną.
Pokojówka natychmiast obruszyła się, poprawiając swoje okulary, które niemal spadły jej z nosa. Zadała mi kilka pytań dotyczących tej kreatury, jednak postanowiłem ją zignorować. W końcu zrozumiała, że nie chciałem o tym rozmawiać i przepraszając za swoje śmiałe zachowanie, opuściła mój pokój. Długo jednak nie byłem sam. Ledwo dotknąłem ustami nagrzanej od herbaty filiżanki, a drzwi ponownie się otworzyły. Undertaker wtargnął do pomieszczenia nawet bez zapukania. Dobrze, że w tamtym momencie zdążyłem się przebrać wcześniej. Wtedy z pewnością bym na niego nakrzyczał. Bóg śmierci nigdy nie grzeszył kulturą osobistą. Już miałem upomnieć go za jego zachowanie, jednak zabrakło mi odwagi. Jedynie spojrzałem na niego z wyrzutem, przyglądając się jego ubraniu. Miał na sobie delikatnie rozpiętą, białą koszulę. Nawet inaczej się uczesał. Wreszcie jego grzywka nie zasłaniała mu oczu. Resztę włosów spiął po boku. Prezentował się zdecydowanie lepiej bez tego workowatego stroju grabarza.
- Idę na cmentarz. Potowarzyszysz mi? - uśmiechnął się szeroko, kręcąc na palcu cienki warkoczyk.
- Jak chcesz wyjść na zewnątrz, lepiej się zapnij i ubierz coś cieplejszego - odparłem odrobinę zaczepnym tonem, odkładając filiżankę na szafkę nocną. - I nie, nie mam ochoty. Nie widzisz, że zaczął padać śnieg? Nawet psa bym nie wyrzucił na takie zimnisko - dodałem, próbując znaleźć wytłumaczenie w pogodzie.
- Nie to nie - mruknął wyraźnie obrażony i pośpiesznie wyszedł z mojej sypialni.
Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż podskoczyłem. Chwilę potem podszedłem do okna. Zobaczyłem Undertakera idącego w stronę cmentarza w długim, czarnym płaszczu. Westchnąłem do siebie, karcąc się w myślach za swoje własne tchórzostwo. Coś po prostu nie dawało mi tam iść. Otwarcie bałem się tego miejsca, wiedząc, kto został pochowany na jego terenie. Kiedy żniwiarz zniknął z mojego pola widzenia, przyłożyłem dłoń do lodowatej szyby, wpatrując się na spadające płatki śniegu. Przypomniały mi o pewnym wydarzeniu, przez co uśmiechnąłem się lekko do siebie. Ileż to lat minęło? Świat zrobił się tak biały, jak jej suknia tamtego dnia.
- Rachel...
CZYTASZ
Welcome Home || Kuroshitsuji
FanficRezydencja Phantomhive powiększyła się o kolejnego domownika. Okazało się, że Vincent przeżył pożar i niesłusznie uważano go za zmarłego. Co wyniknie z obecności Sebastiana i ojca Ciela w jednym domu? Najwyższe notowanie: #74 W KUROSHITSUJI