24: Legenda

1.3K 164 4
                                    

Kiedy po raz kolejny zwrócił się do mnie po imieniu, wyraźnie ze mnie szydząc, nie wytrzymałem i coś we mnie pękło. Natychmiast zmarszczyłem brwi i odepchnąłem go od siebie tak mocno, jak tylko byłem w stanie. Sądząc po jego reakcji, zupełnie się tego nie spodziewał, bo natychmiast poleciał do tyłu, łapiąc się obicia fotela, aby boleśnie nie upaść. W tym samym czasie, z jego kieszeni wypadł wyrwany z wisiora medalion, lądując dokładnie tak, jak moneta, pod meblem. Undertaker zaczął gorączkowo przeszukiwać swoje kieszenie. Musiał usłyszeć charakterystyczne uderzenie metalu o podłogę. Nie zwlekał z poszukiwaniem swojej własności. W pierwszej chwili nie wiedział nawet, w jaki kąt pomieszczenia powinien się udać. Nie widział, gdzie go zgubił i w którą stronę poleciał. Wtedy wykorzystałem okazję i oparłem się o biblioteczkę, aby utrudnić jego małe śledztwo. Zdesperowany, uklęknął przy fotelu, wkładając rękę pod mebel. Westchnął zrezygnowany, kiedy nie znalazł medalionu. Z desperacji, zaczął szukać medalionu na kolanach jak po omacku. W osłupieniu powtarzał imię mojej matki, winiąc się za zgubienie jej. Prawdziwy szaleniec. Jakby kosmyk włosów stanowił całą osobę. Czerpałem z tego swego rodzaju satysfakcję. Wielki bóg śmierci wyglądał wtedy tak bezradnie i żałośnie.
- Należało ci się za wyśmianie mnie - powiedziałem wyraźnie znudzony i wyciągnąłem dla niepoznaki jedną z książek, udając, że ją czytam.
- Claudio? Claudio, wybacz mi. Znajdź się - odparł, właściwie kompletnie mnie ignorując. Schylił się nawet pod biblioteczkę, ale nie zauważył medalionu. - Musisz się znaleźć.

W końcu zlitowałem się nad nim. Schyliłem się po jego własność i sprawną ręką wyciągnąłem ją spod mebla. Zdmuchnąłem tylko kurz z owego przedmiotu i podałem medalion grabarzowi. Ten natychmiast przytulił go do siebie, szepcąc ciche przeprosiny w jego stronę. Nawet zrobiło mi się go żal. Nieszkodliwy, osamotniony wariat z niespełnioną miłością. Ten widok odrobinę bolał. Nie byłem złym człowiekiem. Odrobina współczucia zawsze we mnie drzemała. Nigdy nie chciałbym znaleźć się na jego miejscu. Rzuciłem książkę na sofę i rozsiadłem się koło niej z cichym westchnięciem. Pod jego adresem rzuciłem uszczypliwą uwagę o kupnie okularów. Dopiero w tamtej chwili zorientowałem się, że wszyscy shinigami, według ksiąg, byli krótkowzroczni. Z uszczypliwej uwagi uformowałem zapytanie o jego wadę wzroku.
- Świat nawet z okularami jest niewyraźny. Wiele niedomówień i innych niejasności - zachichotał, składając delikatny pocałunek na medalionie, a następnie schował go do swojej kieszeni. - Na cóż mi więc one?
- Na przykład po to, żeby nie gubić swoich rzeczy - przewróciłem oczami. - Po co ci w ogóle te kosmki włosów? Zauważyłem, że każdy należał do innego człowieka. Nie tylko kobiet.
- To ludzie, których przyszło mi zabrać - wyjaśnił spokojnie, bawiąc się swoim białym warkoczykiem. - Zarazem ci, którzy mnie czegoś nauczyli.
- Słucham?! Zabrałeś mi matkę?! - oburzyłem się. Zawsze myślałem, że darzył ją uczuciem, jednak jego słowa wszystkiemu dziwnie zaprzeczały. Przynajmniej w moim odczuciu. Westchnąłem ciężko, próbując się uspokoić. - Jak mogłeś?
- Nie mogłem - zaśmiał się cicho. - Dlatego ktoś zrobił to za mnie - powiedział niezadowolony, pokazując charakterystyczny gest nożyczek, udając przy tym odgłosy cięcia wyimaginowanego cinematic record. - Legenda żyje, póki się ją przekazuje. Umiera z brakiem zainteresowania. Powoli i miarowo, aż przestaje być dla wszystkich istotna - dodał niezrozumiale, zajmując miejsce koło mnie, na sofie.
- Zostawiłeś sobie ten jeden medalion nie bez powodu - mruknąłem ponuro, domagając się wyjaśnień. - Jaka więc jest twoja legenda?
Postać Undertakera zawsze mnie intrygowała, ale też jednocześnie denerwowała, gdyż skrywała zbyt wiele tajemnic. Nie chciałem umierać w nieświadomości. Jeżeli moja matka miała z nim romans, wolałbym wiedzieć. Przebolałbym. Niby był to nieistotny fakt, aczkolwiek kusiło mnie, aby potwierdzić moje wieloletnie domysły. Poczułem, jak atmosfera w salonie robiła się coraz cięższa.
- A jakąż to chciałbyś usłyszeć, hrabio? - uśmiechnął się tajemniczo. - Powiedz. Jaka konkretnie usatysfakcjonowałaby twoją osobę?
- Najlepiej oparta wyłącznie na prawdzie.

Welcome Home || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz