23: Moneta ze śniegu

1.4K 165 14
                                    

VINCENT

Odszedłem od okna i natychmiast wyszedłem ze swojej sypialni. Doszedłem do wniosku, że postąpiłem źle, odmawiając pójścia z białowłosym. Swoją ukochaną mógłbym oglądać codziennie, lecz nie w takiej postaci. Zimny, zaśnieżony głaz nie był szczytem moich marzeń. Chciałem po prostu jeszcze raz ją przytulić lub chociażby usłyszeć jej głos. Brakowało mi Rachel. Kiedy zbliżyłem się do cmentarnej bramy, rozejrzałem się. Nie dostrzegłem białowłosego. Zresztą, z trudem cokolwiek widziałem, bo śnieg coraz bardziej zacinał. Nawet okoliczne kruki znudziły się codziennym przesiadywaniem na konarach łysych drzew i schowały się gdzieś. Przeszedłem alejką, na której znajdowały się trzy, istotne dla mnie groby. Przechodziły mnie dreszcze z uwagi na to, że na kamiennych tablicach widniało także imię moje oraz Ciela. Nagrobek Rachel został przysypany śniegiem. Nachyliłem się, odsłaniając napis ręką, odzianą w czarną rękawiczkę i westchnąłem ciężko. To nie było jej miejsce. Nie powinna leżeć pod ziemią, podczas gdy ja i nasz syn bardzo jej potrzebowaliśmy. Zacisnąłem dłoń z myślą o zemście na wszystkich, którzy wyrządzili krzywdę mojej rodzinie. Chciałem zrewanżować się wszystkim, którzy zabili moją ukochaną. Oprzytomniałem, kiedy przypomniałem sobie, dlaczego Ciel zaprzedał swoją duszę. Nie mogłem żyć przeszłością, chociaż bolała jak diabli. Sebastian miał możliwości, aby odkryć tożsamość zabójców. My jednak pozbyliśmy się go, przekreślając nasze szanse na poznanie prawdy.
- To przecież nie wróci ci życia - pomyślałem na głos, klękając przed pomnikiem. - Musisz wybaczyć, że nic dla ciebie nie mam. Tyle razy deklarowałem, że zdobyłbym dla twojej osoby wszystkie skarby tego świata. Przyszło co do czego i nawet zapomniałem o ofiarowaniu ci symbolicznej róży - dodałem, spoglądając smętnie na imię wyryte na tablicy. Nie mogłem uwierzyć, że zostały mi po niej jedynie zdjęcia. Kilka starych fotografii, bo właściwie większość z nich spłonęła w pożarze i niewiele ocalało. Czułem się podle, będąc przytłoczonym myślą, iż nie postarałem się wystarczająco i nie ochroniłem jej należycie. Nie zdziwiłbym się, jeżeli mój anioł zarezerwowałby mi miejsce w piekle za moje zachowanie. Tak długo unikałem spotkania z nią, bojąc się własnego cienia. Nie byłem tym samym człowiekiem, z którym brała ślub. - Uratowałem naszego syna. Może chociaż to przyćmi moje grzechy, kochana - oświadczyłem z uśmiechem, nie zauważając, kiedy po moich polikach zaczęły spływać łzy.

Czułem, jak czerwienieję na twarzy w związku z zimnem i mokrymi śladami od płaczu. Rozkleiłem się jak małe dziecko. Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się za siebie, jednak nikogo nie zobaczyłem. Wstałem z kolan, poprawiając swój ciemny, gruby płaszcz, który i tak nie chronił mnie skutecznie przed mrozem. Przytknąłem wełniany szal bliżej twarzy, niejako traktując go jako chustkę do wytarcia łez. Dość szybko wróciłem do domu. Naniosłem do środka dużo śniegu. Rozpadało się na dobre. Bez Ciela w domu było zbyt pusto i cicho. Raz po raz słyszałem delikatny stukot obcasów pokojówki czy też urywki rozmowy ogrodnika z kucharzem i starszym lokajem. Westchnąłem pod nosem, ściągając moje okrycie. Ostatnie wydarzenia wprawiły mnie w naprawdę melancholijny nastrój. Kiedy pan Tanaka zorientował się, że wróciłem, obiecał uraczyć mnie ciepłą Earl Grey. Gdy kamerdyner oddalił się do kuchni, udałem się do salonu. Pomyślałem, że tam będę mógł ogrzać się przy kominku, z filiżanką ulubionej herbaty. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem w pomieszczeniu Undertakera. Białowłosy siedział w jednym z foteli, oparty o niewielki stoliczek. Bawił się monetą, turlając ją po stole. Z chwilą zobaczenia mnie, stracił nią zainteresowanie, przez co wtoczyła się tuż pod biblioteczkę.
- Lepiej późno, niż wcale, prawda? - rzucił zaczepnie w moją stronę, chichocząc przy tym cicho. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że wrócił mu humor. Bóg śmierci podszedł do mnie, kładąc ręce na moich ramionach. - Chyba jeszcze będą z ciebie ludzie! - stwierdził z dość ironicznym uśmiechem, który natychmiast zszedł z jego twarzy, kiedy uważniej mi się przyjrzał. - Płakałeś?
- Gdzieżby - odparłem niemal z obrzydzeniem, odsuwając się od niego. - Głowie rodu Phantomhive nie wypada płakać.

Moje słowa spotkały się z wyśmianiem. Undertaker dosłownie wybuchnął maniakalnym, typowym dla niego chichotem. Nie rozumiałem, komizmu sytuacji. Według mnie nie miał powodu, aby się tak zachowywać. Zirytował mnie tym. Nawet bardzo, gdyż w ostatnim czasie byłem wyjątkowo nerwowy i impulsywny.
- To zabawne, widząc duszone przez ciebie uczucia - uśmiechnął się szeroko. - Udajesz kogoś, kim nie jesteś, Vincent. Twoja natura i to, co sobą reprezentujesz, są dwiema różnymi rzeczami. Nie można być ciągle silnym. - dodał z wyczuwalną satysfakcją, kładąc rękę na moim zagipsowanym przedramieniu, delikatnie go gładząc.

Welcome Home || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz