10: Oczy diabła

2K 256 36
                                    

VINCENT

Może zareagowałem zbyt impulsywnie i mogłem o wiele lepiej wyciągnąć z Ciela dodatkowe informacje, jednak byłem tylko człowiekiem. Jego kilkuwyrazowe wypowiedzi podnosiły mi ciśnienie. Potrafił kłamać mi prosto w oczy. Nigdy nie rozwiązywałem rodzinnych problemów przemocą, więc mimo wszystko, starałem się delikatnie go obezwładnić. Opaska mojego dziecka nie zdążyła nawet spaść na podłogę. Koło mnie natychmiast pojawił się jego kamerdyner. Rozszerzyłem szeroko oczy i w panice momentalnie puściłem nadgarstki Ciela. To jednak nie uchroniło mnie od niego. Brunet przyszpilił mnie do ściany za ramię. Zrobił to z taką siłą, że w pierwszej chwili myślałem, iż coś mi przy tym złamał. Trzymał mnie za bark, a jego oczy iskrzyły na różowo. To nie był shinigami... To coś znacznie gorszego. Próbowałem się wydostać, jednak z każdym ruchem czułem jeszcze większy ból. Spojrzałem w miejsce jego źródła. Ze śnieżnobiałych rękawiczek wyłoniły się czarne, długie paznokcie, które powoli wbijały się w mój biedny bark.
- Sebastian, dość! - odezwał się Ciel, starając się przerwać tę farsę.

Lokaj szybko mnie puścił i odsunął się. Na bezpieczną odległość. Skompromitowałem się, próbując stanąć w nim w szranki. Zjechałem po jasnoniebieskiej, ozdobnej tapecie, zostawiając na niej odrobinę własnej krwi. Instynktownie zasłoniłem ręką miejsce, z którego krwawiłem. Ciel niemal natychmiast zjawił się przy mnie, pomagając mi doprowadzić się do porządku. Byłem obolały, ale przyznam się, że sekta próbowała czasem jeszcze gorszych sztuczek, aby mnie złamać. Ot tak, dla zabawy. Nagle zdarzyło się coś, przez co dostałem aż gęsiej skórki. Ciel podszedł do tego ciemnowłosego potwora i wymierzył mu siarczystego policzka. Zrobił to tak mocno, że po całym pokoju rozniósł się dźwięk głośnego, głuchego plaśnięcia. Twarz bruneta nieznacznie poczerwieniała. Modliłem się tylko, aby kamerdyner nie myślał o brutalnym rewanżu za ten gest.
- Paniczu... - zaczął zszokowany.
- Idiota! - krzyknął zdenerwowany. - Mówiłem ci, że nie masz prawa dotykać mojego ojca! Miałeś trzymać się z daleka, psie!
Słowa chłopca dały mi do myślenia. Szczególnie przyrównanie bruneta do określonego zwierzęcia. Przypomniałem sobie, że mieliśmy kiedyś psa o identycznym imieniu. Nie widziałem w tym jednak większego związku, ale przyznaję - trochę mnie to zmieszało.
- Wybacz mi. To się więcej nie powtórzy - powiedział z wyraźną skruchą, klękając przed moim synem.

Ciel jedynie zrobił przy tym obrzydzoną, pełną pogardy minę. Czułem się źle z tym, że miał on większą władzę ode mnie. Nie chodziło tu nawet o zazdrość. Po prostu drażniła mnie moja bezradność i własna słabość. Sebastian musiał być jakimś złym bytem, ale najwyraźniej mój potomek trzymał go krótko i to jego rozkazy miały największą moc. Moje słowa były natomiast bez wartości. Kiedy zorientowałem się, że mój bark coraz mniej krwawił, prychnąłem pod nosem. Ściągnięcie opaski niewiele mi dało. Widziałem tylko, że zamknięte oko syna nie różniło się od normalnego.
- Nie wiem, ile Ciel ci zapłacił, abyś był przy nim. Podwoję tę kwotę, jeżeli zostawisz nas w spokoju - odezwałem się w końcu, chcąc się go jak najszybciej pozbyć.
- Doprawdy, podwójna zapłata? - uśmiechnął się szyderczo w moją stronę, wciąż pozostając na klęczkach.
Jedynie delikatnie uniósł przy tym głowę, abym mógł spojrzeć mu w oczy. Dopiero w tamtej chwili dostrzegłem jego nienaturalne zęby. Przyszło mi na myśl, że Sebastian mógł być wampirem. Chętnie potraktowałbym go wtedy kołkiem...

Welcome Home || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz