17: Mali złośnicy

1.7K 204 18
                                    

VINCENT

Zabrałem księgę do domu i przewertowałem zaznaczone strony. Niedbałe linie, służące podkreśleniu tekstu ciągnęły się wzdłuż pożółkłych kartek. Czytałem wszystko bardzo dokładnie. Nawet po kilka razy, nie mogąc uwierzyć w zawartość księgi. W jej wnętrzu znalazłem parę sposobów na pozbycie się Sebastiana. Dokładniej dwa, jednak jeden był chyba gorszy od drugiego. Pierwszy mówił o bezpośredniej konfrontacji między nim i silniejszym od niego, nieludzkim stworzeniem. Nie uśmiechało mi się ściąganie sobie na głowę innego demona lub boga śmierci. Nie wiedziałem, jak silny był Undertaker. Zresztą, po tym, co powiedziałem na cmentarzu, sądziłem, że i tak pomógł mi wystarczająco. Na miarę swoich możliwości, mimo mojego... dość dziecinnego zachowania. Sam nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo upodobałem go sobie na mojego przysłowiowego ''chłopca do bicia''. Całą swoją frustrację wyładowywałem na nim. Było mi z tego powodu wstyd. Drugi sposób mówił między innymi o zlokalizowaniu miejsca znaku kontraktu i skutecznym pozbyciu się go. Z ręki demona bądź jego pana. Z racji tego, że w ostatnim czasie mocno powątpiewałem w swoje możliwości, zostało dorwanie Ciela. Domyślałem się, że znak musiał się czaić pod opaską. Dlatego też nie otwierał oka, kiedy mu ją zerwałem.
- Przeklęty znak - mruknąłem do siebie, odchodząc od biurka.

Miałem ochotę w coś uderzyć. Roztrzaskać w drobny mak, aby dać upust swojej irytacji. Nagle usłyszałem ciche kroki, dochodzące z korytarza. Ktoś musiał mnie podsłuchiwać. Kiedy otworzyłem drzwi, nie zobaczyłem żywej duszy. Zamiast tego, po rezydencji roznosiły się głuche, niewyraźne odgłosy, jakby ktoś biegł. Później słyszałem już tylko krzyk Sebastiana. Coś musiało się stać. Natychmiast udałem się do miejsca, skąd dobiegały mnie wszystkie dźwięki. Ciel leżał na korytarzu w ramionach tej czarnowłosej kreatury, przykładając sobie własne dłonie do klatki piersiowej. Od razu rozpoznałem, że musiał mieć atak astmy. Kiedy był jeszcze małym dzieckiem, miał może z trzy takie epizody. Odziedziczył to po Rachel. Na szczęście sytuacja w porę została rozwiązana. Demon ułożył Ciela na łóżku, aby ten mógł spokojnie dojść do siebie.
- Na coś się przydałeś - mruknąłem uszczypliwie w stronę bruneta, przypatrując się jego dłoniom. Zawsze miał je okryte rękawiczkami. Zastanawiało mnie tylko to, na której ręce spoczywał znak.

Nie zaczepiałem go więcej. Nie prosiłem się o kolejne siniaki. Zamiast tego zająłem się moim synem, który sprawiał wrażenie mocno osłabionego. Coś czułem, że usłyszał mnie, kiedy czytałem księgę od grabarza. Czyżby pomyślał, że mógłbym go skrzywdzić? W życiu. W końcu był moim dzieckiem. Bardzo go kochałem. Cóż, kiedy chłopiec doszedł do siebie, nie wspomniał o niczym. Jak zwykle wypytywałem go o wszystko, ale niczego się nie dowiedziałem. Ciel wyjątkowo nie miał humoru.

Następnego dnia, wczesnym rankiem, zbudził mnie głośny wybuch, dochodzący z kuchni. Wręcz wyskoczyłem z łóżka. Zbiegłem po schodach, będąc jeszcze w ubraniach do spania. Na parterze byli już wszyscy inni służący, a także mój syn. Okazało się, że kucharz spowodował wybuch, co niebywale rozzłościło Ciela. Porządkami obarczył czarnowłosego demona, a reszcie służących nakazał udać się na zakupy. Chyba tylko po to, aby nie musiał ich oglądać. Kiedy pan Tanaka włożył swój płaszcz, szykując się do wyjścia, poprosiłem go o wyrozumiałość. Starszy mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi i wyszedł zaraz za pokojówką i ogrodnikiem, przypominając mi o potrzebie zmiany moich opatrunków.
- Cholera, zupełnie o nich zapomniałem - westchnąłem z niezadowoleniem, kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk odjeżdżającego powozu. Zrozumiałem, że bez pomocy będzie to dość trudne zadanie. - Uch, poradzę sobie. Nie mam pięciu lat! - dodałem zirytowany sam do siebie, kierując się po bandaże. Nie miałem w zamiarze prosić Sebastiana o jakąkolwiek przysługę. Jeszcze czego.

Welcome Home || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz