*17*

1.4K 31 2
                                    

Budzę się owinięta ramionami chłopaka. Leniwy uśmiech gości na mojej twarzy. Spoglądam w jego stronę. Nie śpi już, tylko się mi przygląda.
- Jak sie spało? - wplatuje palce w moje włosy.
- Mmm... dobrze. - rozkoszuję się jego dotykiem.
- Mógłbym tak leżeć cały dzień - uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
- Zmęczona jestem - uśmiecham się w jego stronę, myślami wracając do wczorajszego wieczoru.
- Byłaś cudowna - muska moje usta.
- Ty również niczgeo sobie - całuję go.
- Tak jasne - śmieje się gardlowo.
- Nie to nie. - prycham obracając się na drugi bok, tyłem do niego.
- Kochanie? - szepcze mi Neymar do ucha, a zaraz potem całuje jego płatek; czuję jego oddech na karku.
Nie odzywam się, zagryzając wargę.
- Khloe? - przejeżdża nosem wzdłuż mojej szyi.
Staram się nie reagować, co niezmiernie utrudniają mi motyle w brzuchu.
- Chciałbym żebyś została moją żoną - obejmuje mnie w pasie i całuje w ramię.
- Co... - nieruchomieje chwilowo analizując jego słowa.
- Chciałbym żebyś pojechała dziś do Rafaelli, nie będzie mnie cały dzień.
- Nie za dużo chcesz ? - unoszę brew obracając się do niego przodem.
- To jest minimum jakie pragnę - całuje moje usta.
- A maximum ? - badam wzrokiem jego twarz.
- Każdego dnia poznawać będziesz  cząstkę tego wszystkiego.
Marszczę brwi, nie wiedząc o co mu do końca chodzi.
- Zbieraj się skarbie, za 2 godziny muszę być na lotnisku - chłopak wstaje z łóżka.
- Na długo mnie opuszczasz ? - mówię cicho, okrywajac się szczkeniej kołdrą.
-Wrócę wieczorem.
- Trzymam cię za słowo i przypominam, że za 1,5 tygodnia jest ślub Anto i Leo. - wstaję z łóżka, ubieram satynowy szlafroczek na moje nagie ciało.
- Na dole masz kanapki a ja już zmykam. Kocham Cię - mówi po czym wychodzi z domu; kilka minut później słyszę warkot silnika, który z czasem ucicha.
Wzdycham cicho i kieruję się na dół. Idę obok wyspy kuchennej, zabieram z blatu jego ulubiony kubek z flagą Brazyli i dopijam po nim resztki karnelowej kawy. Zjadam dwie kanapki, po czym ogarniam apartament przy okazji zbierając nasze ubrania w sypialni i niosąc je do prania. Wstawiam pranie i udaję się do garderoby. Biorę w rękę jakiś zestaw i idę do łazienki.
Ubieram się w czarne legginsy i luźną, błękitną, jeansową koszule . Robię delikatny makijaż, rozczesuję włosy i ostatni raz przejeżdżam błyszczykiem po ustach. Ubieram białe Vansy i schodzę na dół. Ubieram czarną ,skórzaną kurtkę i wychodzę z apartamentu. Kieruję się do windy, a następnie na parter.
Idę jedną z ulic Barcelony, gdy nagle dzwoni mój telefon.
Spoglądam na ekran. Rafaella.
Przeciągam palcem po ekranie i przystawiam urządzenie do ucha.
- Musisz przyjechać do parku najszybciej jak tylko potrafisz. Tylko się pośpiesz - mówi na jednym wdechu.
- Co się stało ? - marszczę brwi.
- Czekam przy fontannie - kwituje i kończy rozmowę.
Przemierzam kilka przecznic i jestem w parku. Co ją ugryzło ?! Idę szybko przez wąskie alejki i po chwili jestem obok fontanny.
W oddali dostrzegam przyjaciółkę i widząc jaka jest spokojna, zwalniam kroku.
- Więc o co chodzi ? - mówię patrząc na nią badawczym wzrokiem.
- Usiądź, bo upadniesz jak ci powiem - robię według rady dziewczyny.
- Słucham. - mówię nie mogąc się doczekać.
- Ale się skoncentruj - siada po turecku przodem do mnie.
- No mów !
Dziewczyna swój wzrok kieruje na coś za mną. Zniecierpliwiona nie zwracam na to uwagi. Wstaje z ławki, a zaraz po mnie Rafaella.
- Przysięgam że jeśli zaraz się nie dowiem to idę stąd.
- Rozmawiałam dziś z pewną osobą. Mam ci przekazać że bardzo za tobą tęskni.
- i.... ? - dopytuje.
- I jest szczęśliwy, że może tu z tobą teraz być - czuję dłonie oplatajace mnie w talii i ciepłe usta na policzku.
Tak robiła tylko jedna osoba. Odwracam się ze łzami w oczach i podziwiam całe 183 centymetry ideału.
- Cześć cukiereczku, jak tam? - uśmiecha się szeroko.
- M-Marc... Co ty tutaj robisz?
Marc Bartra Aregall. Były piłkarz FC Barcelony - obecnie obrońca w niemieckim klubie Borussia Dortmund. Jest dziś, tutaj i teraz ze mną.
- Doszedłem do wniosku,  że skoro za 5 dni konczysz szkołę to nie mogę tego przegapić - zakłada mi kosmyk za ucho, który opadł mi na czoło.
- I tylko dlatego przejechales taki kawał dla mnie?
- Warto było.
- Tak bardzo Cię kocham - rzucam się przyjacielowi na szyję.
Nasze przywitanie przerywa dzwonek mojego telefonu. Znowu.
Odsuwam się od Bartry i spoglądam na ekran. Neymar.
Odbieram połączenie i przykładam komorke do ucha.
- Hej skarbie - słyszę głos chłopaka. - Jak...
- Nie mam w tym momencie czasu, oddzwonie wieczorem. Kocham Cię, pa - rozlaczam się po czym chowam urządzenie do torebki.
***
Jadę taksówką do apartamentu. Mam nadzieję, że Ney już jest. Cały dzień spędziłam z Bartrą i Raff na graniu w piłkę i chodzeniu po Barcelonie, i o dziwo nie jestem zmęczona.
- To będzie 10€. -  taksówkarz uśmiecha się w moją stronę.
Podaje mu banknot, po czym opuszczam pojazd. Szybko wchodzę do wieżowca i witając się z portierem idę do windy.
Wciskam numerek 35 i opieram się o barierkę, czekając, aż dotrę na górę. Spoglądam na zegarek. 19.46.
Niezły czas.
Gdy drzwi windy się otwierają, pewnym krokiem idę w stronę mojego mieszkania. Otwieram kluczami drzwi i ruszam do środka. Chwytam do kieszeni w celu wyciągnięcia telefonu chwilę po tym jak wibruje.
Odebrane od: "Seksiak"
Mam nadzieję że to powtorzymy kochanie, do zobaczenia.
PS. Nigdy nie dawaj mi telefonu cukiereczku ;**
Śmieje się pod nosem. Kiedy on zdążył zmienić nazwę?
Ściągam kurtkę, wieszając ją na wieszaku, a następnie kieruję się w głąb mieskzania.
Później muszę zmienić nazwę Marca na coś innego.
- Ney, wróciłam!
- Chodź do mnie ! - odpowiada po chwili.
- A gdzie jesteś ? - śmieję się.
- W naszej sypialni.
- Czy to jakiś pod tekst? - wybucham śmiechem.
- W każdej chwili może nim być jeśli tylko tego  chcesz.
Rzucam się na łóżko obok Ney'a. Zamykam oczy i łapię głęboki oddech.
- Dlaczego dziś nie odbieralas telefonu?
- Nie miałam czasu.
- Od kiedy nie masz dla mnie czasu? - odwraca w moją stronę głowę i unosi pytajaco brew.
- Po prostu, widziałam się z Raff i Marc'iem. Dawno się z nimi nie widziałam, a rozmawialiśmy i jakbym zaczęła z tobą rozmawiać straciłabym wątek rozmowy. - obracam się na bok, leżąc twarzą do niego.
- Czy mówimy o tym samym Marcu?
- Były piłkarz FC Barcelony, teraz Dortmundu. 183 centymetry wzrostu. Z numerem 5 biega po klubowym stadionie - wyliczam na palcach.
- Hola, hola maleńka - przerywa mi śmiechem. - Skąd ty o nim tak dużo wiesz?
- Ma się wtyki, ma się prąd - odpowiadam perlistym uśmiechem. - A tak naprawdę to znamy się od małego.
Chłopak nic nie mówi, przez co zostajemy w przyjemnej ciszy leżąc do siebie  twarzami.
- Rano powiedziałeś kilka słów... um... bardzo ważnych słów... - mówię nie wiedząc jak całkowicie to ująć.
- Kontynuuj - mruczy cicho rysujac slaczki na moim ramieniu.
- Ty tak na serio ? - mówię patrząc na jego twarz.
- No tak, używasz w pół zdania i myślisz że się domyśle.
- Serio chciałbyś, abym była twoją żoną ? - mówię cicho spuszczając wzrok.
Czuję się zmieszana.
- Nie ,serio.
Nie odzywam się. Nie wiem co powiedzieć. Jest mi przykro ?
Przecież to Junior. On nigdy nie jest na serio.
- Naprawdę chciałbym żebyś się ze mną zareczyla, później wyszła za mnie za mąż. Kupimy dom, będziemy mieli gromadke dzieci i w koncu będziesz mogła się spełniać jako dziennikarka. Jesteś w tym naprawdę dobra Khloe.
- Boże, Junior. Nie wiem co powiedzieć... - przytulam się do niego splatając nasze nogi razem i obejmując go w pasie. Głowę mam tuż przy jego sercu, dzięki czemu mogę słyszeć jego bicie.
- Wystarczy że jesteś tu ze mną - muska moje włosy.
- Kocham cię. - mówię w jego klatkę piersiową i zaciagam się jego zapachem.
- Kocham Cię.
- Gromadkę dzieci powiadasz ? - śmieję się cicho.
- Tuzin też może być jak wolisz - figlarny usmiech pojawia się na jego twarzy.
- A tobie tylko jedno w głowie. - całuję jego usta.
- Kochanie Ciebie, kochanie się z tobą, kochanie Twojego ciała... - zatykam jego usta dłonią.
- Ciii, znudzi ci się to jeszcze. Zobaczysz. A co do gromadki dzieci, nie wiem czy zdołam urodzić chociaż jedno. - całuję go.
- Jestem z tobą. Przejdziemy przez to razem.
Uśmiecham się blado w jego stronę.
- Co się dzieje kochanie? - chłopak powazieje.
- Boję się i boję się, że cię stracę. - siadam na łóżku, plecami do niego i chowam twarz w dłoniach.
- Nie stracisz mnie, kocham cię i nie chcę Cię zostawić - Brazylijczyk powtarza moją czynność i kladzie mi rękę na plecach.
- Jest coś o czym ci nie powiedziałam. - łzy spływają po moich policzkach.
- Dlaczego płaczesz, co się stało? - łapie w dłonie moje policzki.
- Posłuchałam tą całą Jade i mówiła o tym, że kiedyś byłeś jej, że ja cię jej odebrałam. Ona tak łatwo nie odpuści i że udowodni mi, że nie jesteś mi wierny. - szlocham trzęsąc się.
- Właśnie odwiozlem ją na lotnisko.
- Co ? - kręcę głową nie dowierzając.
- Jade kiedyś była moją dziewczyną. Rozstalismy się i teraz jesteśmy przyjaciółmi. Nie widzę tu nigdzie problemu - wzrusza ramionami.
- Powiedziała, że owinie cię sobie wokół małego palca. - wzdycham ponownie padając plecami na łóżko.
- Już ktoś to zrobił.
- Hm, zastanówmy się kto. - mówię rozciągając się na łóżku.
- To ty się zastanów a ja pójdę po coś do picia - puszcza mi oczko i wychodzi z pomieszczenia.
Leżę na łóżku i myślę nad nami. Nie potrafię wyobrazić sobie tego jaka nieznośna mogłabym być pod czas ciąży, jak przebiegałby poród, jak Ney sprawdza się w roli ojca, jak oczy nasze dziecko grać w piłkę, jak bawi się z nim.
Z uśmiecham na twarzy wstaję z łóżka i schodzę na dół.
- Nie słońce, nie dzisiaj... Wpadnę jutro... Też Cię kocham, do jutra - słyszę urywki rozmowy Neya.
- Z kim rozmawiasz ? - pytam mrożąc go spojrzeniem.
-Hm? - odwraca się chłopak i patrzy na mnie zmieszanym wzrokiem.
- Z kim rozmawiasz ? - powtarzam chłodno, zakładając ręce na piersi.
- Rafaella.
Unoszę brew niedowierzając i kręcę głową idąc powoli do salonu. Podchodzę do oszklonej ściany apartamentu i patrzę na panoramę wieczorowej Barcelony.
- Skarbie, rozmawiałem z siostrą. Czy to takie dziwne? - podchodzi i obejmuje mnie w pasie.
Przełykam głośniej ślinę.
- Nie, skądże. Wierzę ci. - kładę moje dłonie na jego, które są na moim brzuchu.
- Co się dzieje? - łapie mnie za biodra i obraca w swoją stronę.
- Nic - posyłam mu blady uśmiech.
- Popatrz mi w oczy i powtórz - unioslam delikatnie glowe; czułam jak jego wzrok wypala moją twarz.
- Nie wiem co mi jest, boję się. To wszystko jest takie nowe. - patrzę na jego zamglonym wzrokiem.
- Zaczynam sie niepokoić, o co chodzi?
- Po prostu boję się przyszłości, ciąży, dziecka, życia. Boję się ciebie stracić. - błądzę wzrokiem po jego twarzy.
Chłopak bierze mnie w objęcia i przytula. Tego właśnie potrzebowałam. Jego i tylko jego.
- Naprawdę się boję. Boję się, że nie dam ci tego czego oczekujesz i dlatego cię stracę. Boję się tego wszystkiego. - zaciskam dłonie na jego koszulce.
- Nie mogę tego wszystkiego już słuchać, nie stracisz mnie. Będę z tobą do końca moich dni; nie musimy mieć gromadki dzieci jeśli tego nie chcesz, nie dasz sobie rady z porodem.
- Oczywiście, że chcę. Tylko się boję. - marszczę brwi i ponownie patrzę na panoramę Barcelony.
- Przy mnie ci nic nie grozi - całuje moje włosy.
- Wiem. - uśmiecham się słabo. - Jutro koniecznie muszę iść do apteki. - dodaję po chwili.
- Pójdę jeśli chcesz - odsuwa się.
- Myślę, że nie jest to konieczne. - uśmiecham się do niego.
- No dobra, to ja lecę pod prysznic - cmoka mój policzek i wbiega na górę.
Prycham pod nosem i powoli wchodzę po schodach.

***
- Neymar, wszystko w porządku? - zaniepokojona stoję i piłam do drzwi łazienki. Już od 30 minut nie daje oznak życia. Jak tak dlugo można brać prysznic?
- Ney... - wołam cicho, siadając na łóżku.
Tupie nerwowo nogą o podłogę.
Cholera. Zagryzam wargę. Zabije go jak za chwilę nie wyjdzie z tego cholernego pomieszczenia.
Podchodzę do szuflady i ze szkatułki z biżuterią wyciągam wsuwke. Zawsze ją tam trzymam. Gdy znajduję się już przy drzwiach, grzebie chwilę przy zamku aż drzwi przede mną się uchylaja. Zadowolona wchodzę do środka i co zastaje? Pustą łazienkę. Gdzie on się podział? Rozglądam się po pomieszczeniu i w pewnym momencie zauważam karteczkę.
Podchodzę do blatu i sięgam po kawałek papieru.
Otwieram zgieta na pół kartkę i uważnie śledzę tekst.
"Wiem, że teraz z pewnością rzucasz wszystkim co masz pod ręką, ale wiem że po ostatnim wybryku nie wypuscilabys mnie z domu. Dlatego też jestem u Leo, robi imprezę z resztą zawodników. Nie martw się o mnie.
Kocham Cię skarbie,
Ney ♡"

Biorę głęboki wdech, po czym wzruszam ramionami. Niech mu będzie. Pierwszy i ostatni raz. Idiota. Mój Idiota.
Kręcę głową śmiejąc się. I pomyśleć, że to będzie przyszły ojciec moich dzieci.

*****

2008 słów ! Miazga ! Oczywiście z pomocą Kariny ! Mam nadzieję, że się spodoba !

My Friend Footballer ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz