-Szybciej!- krzyknąłem zdenerwowany. Mieliśmy dosłownie kilka minut na wydostanie się stąd. Straż się właśnie zmieniła co nie zmienia faktu, że za chwilę wyślą kolejny patrol. Ten tydzień minął nam szybko. O wiele za szybko. Nie byłem pewien czy jesteśmy gotowi na tą wyprawę. Sytuacja z Connorem była napięta. Sprawę pogarszał fakt, że Sam już wiedział co się dzieje i często wchodził pomiędzy mnie a niego narażając się. Mówiłem mu, że ma się nie mieszać ale od kiedy ten dupek mnie słuchał? Nie wiem na co ja liczyłem. Dobiegliśmy do muru. Zacisnąłem dłoń na rękojeści pistoletu. Uczucie zimnego metalu na opuszkach palców mnie uspokajało. Nie odrywając pleców od szarego betonu, który budował ogrodzenie dotarliśmy pod Otrator. Zerknąłem jeszcze ostatni raz na moją brygadę i wskoczyłem do środka. Od razu się skrzywiłem i musiałem zatkać uszy. Ta maszyna na zewnątrz nie wydawała żadnych dźwięków, za to w środku ledwo dało się wytrzymać. Ruszyłem w stronę odpływu i pospiesznie przed niego wyszedłem na zewnątrz. Byłem lekko oszołomiony i wtedy zacząłem się dusić. Niech to szlag. Zapomniałem, że atmosfera jest tu inna. Wpadłem w lekką panikę i sięgnąłem pospiesznie do pasa. Nie mogłem wyplątać stamtąd opakowania z Chematotorkcją. W końcu jakoś wydobyłem strzykawkę i resztkami sił z rozmachem wbiłem ją w pierwsze, lepsze miejsce w tym wypadku padło na udo. Po chwili złapałem gwałtownie oddech. Odkasłałem kilka razy dochodząc w ten sposób do siebie. Schowałem pozostały zapas strzykawek i rozejrzałem się. Sięgały tu jeszcze zabezpieczenia osady więc żadne rośliny mi nie zagrażały. Czekałem z niepokojem aż mój brat wyjdzie. Dlaczego ich jeszcze nie ma? Coś poszło nie tak? Odetchnąłem z ulgą kiedy zobaczyłem Sammiego, a zaraz za nim Char. Oboje momentalnie stracili oddech więc skoczyłem w ich kierunku i zrobiłem im zastrzyki. Po chwili mój brat pomagał Gabrielowi, a Charlie Chuckowi. Ja jeszcze raz zbadałem teren. Od obszaru poza zabezpieczeniami dzieliło nas jakieś dwa metry. Kiedy już wszyscy byli w stanie spokojnie oddychać Chuck zaczął nam objaśniać strategię.
-Każdy ma po 6 zastrzyków. To daje nam 36 godzin tutaj. Wiem, że w planach mamy jakieś 4/5 godzin ale gdyby coś poszło nie tak to będziemy zabezpieczeni.
-Dobra robota- mruknąłem.
-Czyli co, idziemy wzdłuż muru, nie rozdzielamy się i tylko oglądamy co tutaj jest?- Upewnił się Gabriel a my zgodnie pokiwaliśmy głowami. Wyjąłem pistolet, odbezpieczając go. Mój brat zrobił to samo. Reszta bezpieczniej czuła się z nożem w ręku. Ruszyliśmy do przodu, ostrożnie stawiając każdy krok. Gdy wyszliśmy poza zabezpieczenia adrenalina w naszych organizmach przekroczyła chyba wszystkie normy. Nic nas nie atakowało. Na razie. Naszym oczom ukazał się zielony kolor. Nigdy nie widziałem tyle odcieni i odmian konkretnej barwy w jednym miejscu. Zdjęcia nie oddawały uroku tego wszystkiego. Wydaliśmy z siebie kilka westchnięć podziwu. Więcej baliśmy się zrobić. Przyglądałem się. Na zielonych konstrukcjach od czasu do czasu pojawiały się różnokolorowe plamki. Czy to kwiaty? Różnorodność kształtów i kolorów była tak duża, że nawet nie wiedziałem gdzie dokładnie patrzeć. Im dłużej szliśmy tym rośliny gwałtowniej reagowały na naszą obecność.
- Chyba powinniśmy zawrócić- mruknął Gabriel, a na dźwięk jego głosu wszystko jakby oszalało. Jedna z roślin z długimi kłączami czy cokolwiek to było uderzyła w nas. Tuż za mną szła Charlie, więc pociągnąłem ją w swoją stronę ratując tym samym przed zmiażdżeniem. Straciliśmy równowagę. Rudowłosa upadła na mnie. Tuż za naszymi plecami rozpętało się piekło.
-Dean!- usłyszałem krzyk brata.
-Wracajcie!- wrzasnąłem.- Zanim was to pozabija!
- Nie zostawimy Cię!- Krzyknął. Płakał. Chyba. W końcu Chuck go jakoś odciągnął. Wiedział, że mam rację. Pomogłem wstać mojej przyjaciółce. Podniosłem jej nóż z ziemi i w ostatniej chwili zraniłem napastnika. Roślina w akcie zaskoczenia uskoczyła i to był nasz moment.
CZYTASZ
Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)
FanfictionRok 3016. Świat się zmienił. Nic nie jest takie jak dawniej. Nic nie jest przyjaźnie nastawione do ludzkiego gatunku. Ludzie, żeby przetrwać muszą mieszkać w osadach, odgrodzonych od zabójczej dla nich natury. Taką wersję zna Dean Winchester, jedna...