Zatkało nas. Ponad połowa osady?! To co zrobiliśmy było zdecydowanie bardziej poważne niż się nam wydawało... Nie było się już z tego jak wycofać nawet jeżeli oznaczało to, że wszyscy zginiemy. Spojrzałem na Castiela. Był tak samo zagubiony jak ja ale po chwili się zebrał.
-To chyba jedyna szansa, żeby cokolwiek tutaj zmienić- wszyscy pokiwali głowami, a Gabriel zapytał.
-Jesteście Cali? Czemu mundur Deana jest cały we krwi?
-Oberwałem od Bergila trochę. Nic mi nie będzie- odpowiedziałem, próbując ich uspokoić.
-Zawsze tak mówisz- wtrąciła Charlie, a ja już chciałem się zacząć kłócić ale udaremnił mi to Sam.
-Zbierzemy zbuntowanych w strefie opuszczonej. Wy musicie zebrać siły, żeby dać pokaz siły tym ludziom, a nie obraz nędzy i rozpaczy. Cas, znasz tam jakieś miejsce w którym można by zebrać ludzi, arsenał i nie być nakrytym?
-Ruiny domu numer siedem. Mieliśmy ogromną piwnicę, która była połączona z kilkoma innymi. Pod ziemią was nie znajdą, a z tego co wiem to mimo, że z domów prawie nic nie zostało to podziemie jest bardzo dobrze zachowane.
-Miałeś tam dom?- brwi Chucka wystrzeliły w górę, a ja sobie uświadomiłem że tylko ja wiem co się tam stało niemal osiem lat temu.
-Tak, nie zrodziłem się z dzikiej wilczycy za murem i nie przyszedłem sobie dla zabawy rozpierdolić muru kilka lat temu. Kiedyś tu mieszkałem- wszyscy zamilkli i nastała niezręczna cisza. W końcu mój brat mruknął.
-Na zewnątrz jest straszne zamieszanie. Nie możemy znikać za zbyt długo bo zaczną nas podejrzewać. Każdy teraz pójdzie do siebie, Gabe będzie się musiał wtopić w szeregi swoich kolegów i łapać więźniów. Ogarniemy podziemie. Nadamy im informację na kanale co do miejsca i dnia pierwszej narady. Potrzebujecie czegoś?
-Jakiś prowiant- rzuciłem od niechcenia.- Sammy, sprawdź co u mamy. Możesz ją wtajemniczyć- brat kiwnął głową, a my siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Spadł na nas spory ciężar.
-Poprowadzimy tych ludzi- mruknął niebieskooki i splatając palce naszych dłoni dodał.- razem damy radę.
********
Spędzaliśmy czas głównie na rozmawianiu o beztroskich chwilach z przeszłości. Częściowo mu opowiedziałem o swoim szkoleniu. Mimo, że Cas skutecznie odciągał moją uwagę od beznadziejności sytuacji to i tak się denerwowałem. W końcu wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, odpalając jednego z nich. Niebieskooki po raz kolejny się zdziwił.
-Palisz?
-Kolejna rzecz, której się nauczyłem w sekcji. Same dobre rzeczy tam wykładają- zaśmiałem się sarkastycznie buchając mu dymem w twarz. Zmarszczył nos i się przysunął bliżej wyjmując mi papierosa z dłoni i gasząc na podłodze.
-Ej!- obruszyłem się, a on nie dał mi kontynuować wyrzutów.
-Nie chcę żebyś palił. To Ci szkodzi. Odstresuję Cię inaczej- mruknął, przyciągając mnie do siebie za szlufki od moich spodni. Zderzyliśmy się biodrami. Poczułem gorąco, które przeszło przez całe ciało i uderzyło mnie w twarz. Mruknąłem zniżonym głosem.
-Jak na przykład?
-Na przykład...- powiedział półszeptem rozpinając guzik moich spodni. Po tym potarł ręką mojego członka, wywołując dreszcze w całym moim ciele. Odchyliłem głowę w tył, powstrzymując jęknięcie i niemal nie przegryzając sobie przez to wargi. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na podłodze. Cas zrobił mi malinkę tuż nad obojczykiem, po czym podniósł głowę i szepnął mi niemal w usta.
-I co, będziesz nadal palić?
-Zależy jak się postarasz- dodałem kąśliwie ale mój głos zadrżał, więc nie zabrzmiało to tak jak chciałem. On się uśmiechnął z błyskiem w oku i zaczął obcałowywać mój tors. Muskał koniuszkami warg moją skórę, sprawnie omijając poranione miejsca przez kolcogrzywę. Zacisnąłem palce na jego silnych barkach, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc.
-Tak może być?- zapytał wesoło, a ja jedynie byłem w stanie pokiwać głową. Byłem już w połowie twardy. To było kurewsko dobre. Wtedy szarpnął mnie za biodra i ściągnął jednym, zręcznym ruchem moje spodnie. Byłem już całkiem nagi. Przyciągnął mnie tak, że mogłem opleść go nogami. Pogładził kciukami kości biodrowe i zaczął zjeżdżać rękoma niżej... Jęknąłem wbijając sobie paznokcie w dłonie i drżącymi rękami zacząłem rozpinać jego więzienną koszulkę.
-Mam kontynuować czy może wolisz zapalić?- zapytał złośliwie, a ja pozbawiając go górnej części garderoby warknąłem.
-Kontynuuj... Albo pozwól mi..- wtedy złączyłem nasze usta. Pogłębił pocałunek, gładząc mnie po plecach. Teraz to ja robiłem malinki na jego szyi. Jego oddech gwałtownie przyspieszył, a ja zjechałem niżej i gdy i obcałowałem jego obojczyki, dotarłem do sutka. Zacisnął palce na moim ramieniu. Pocałunkami zjechałem jeszcze niżej, robiąc przystanek tuż nad linią bokserek. Jęknął i przyciągnął mnie za włosy do siebie złączając po raz kolejny nasze usta. Ten pocałunek miał w sobie tyle... Wszystkiego. Mieliśmy siebie za mało, za krótko, za wiele przeszliśmy żeby móc się tu znaleźć razem. Pogłębiłem pocałunek, czując jak cały świat wiruje od nadmiaru emocji w tym pomieszczeniu. W końcu go miałem. W końcu na dłużej. Będziemy walczyć razem, o to żeby móc być razem... Razem, razem, razem... To słowo obijało się po mojej głowie, wywołując palpitacje serca. Castiel w końcu mnie przygniótł do podłogi i splatając palce naszych dłoni zapytał.
-Mogę tym razem ja bym na górze?- znieruchomiałem. Wstrzymałem oddech. Sam nie rozumiałem swojej reakcji... To Cas, on mi nic nie zrobi... Nie mogłem nic powiedzieć, bo zamiast niebieskookiego, przed oczami stanął mi Bartłomiej, przyciskający mnie do ziemi wbrew mojej woli. Podduszający, rozbierający mnie i siebie, nie dający się zrzucić i wsadzający.... Nie mogłem. Zrzuciłem z siebie Casa, czując jak w kącikach moich oczu wezbrały łzy. Odskoczyłem na drugi koniec pokoju. Podniosłem z ziemi moje spodnie i wyjąłem papierosa. Po chwili już go paliłem.
-Dean?- Castiel wstał i spokojnym krokiem do mnie podszedł. Poczułem dreszcz strachu na plecach ale jednocześnie potrzebowałem go. Byłem rozbity. Zaciągnąłem się ponownie dymem, pozwalając natrętnej cieczy spływać po policzkach. Delikatnie odciągnął moją rękę z papierosem od ust i tak jak myślałem zabrał mi go.
-Co to było?- zapytał spokojnym głosem i zmartwieniem w oczach. Nikomu o tym nie mówiłem. Nie byłem w stanie.
-Przepraszam- mruknąłem, nadal drżąc na wspomnienie z więzienia.
-Hej, spokojnie- starł wierzchem dłoni łzy, z mojego policzka i bardzo ostrożnie mnie przytulił. Popłakałem się. Głaskał mnie po głowie i uspokajał.
-To się stało w więzieniu?- zapytał. Domyślił się. Ja jedynie pokiwałem głową. Przytulił mnie mocniej i powiedział.
-Już dobrze. Nie pozwolę Cię już nikomu skrzywdzić.
********
-Bądź grzecznym chłopcem to szybciej skończymy- usłyszałem obrzydliwy głos Bartłomieja...jego cielsko na swoim. Potem Abbadon, chłostająca mnie po jajach i znowu Bartłomiej popychający raz, drugi, trzeci...Zerwałem się z wrzaskiem. Nie wiedziałem gdzie jestem. Poczułem czyjąś dłoń na swoich plecach i ponownie się wzdrygnąłem.
-Spokojnie- usłyszałem głos niebieskookiego i moje serce natychmiast zwolniło. Odetchnąłem z ulgą. To był tylko sen. Castiel splótł palce naszych dłoni. Położyłem się plecami do niego, a on mnie objął od tyłu i zapytał.
-Śniło Ci się więzienie?- pokiwałem głową. Wcześniej mało sypiałem bo śniły mi się różne rzeczy. Najgorzej było gdy śniło mi się jak torturowałem Casa... W sekcji starałem się jakoś to wszystko wyprzeć ale teraz wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. Leżeliśmy tak chwilę, po czym mruknąłem.
-Dziękuję- pocałował mnie w tył głowy i odpowiedział.
-Źle mi ze świadomością, że to przeze mnie tam wylądowałeś.
-To jeszcze nie było takie złe- zaśmiałem się histerycznie, a Cas słuchał zaciekawiony.
-Najgorsze było torturowanie Ciebie- szepnąłem, a on pokiwał głową.
-Teraz będzie już lepiej.
-Wiem- odpowiedziałem i obróciłem się przodem do niego. Złączył nasze usta. Jakoś sklejaliśmy się powoli do kupy, mimo że każdy z nas ledwo się trzymał.
-Tak swoją drogą, to gdzie twój brat? Umieram z głodu.
-Nie mam pojęcia- westchnąłem, czując że mój żołądek również przypomniał sobie o swoim istnieniu. Włączyłem chipa ale nikt nie odpowiadał.********
Mam nadzieję, że po tym rozdziale nie dostaliście cukrzycy ^^
Dziękuję za komentarze i gwiazdeczki, jesteście the best <3
CZYTASZ
Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)
Fiksi PenggemarRok 3016. Świat się zmienił. Nic nie jest takie jak dawniej. Nic nie jest przyjaźnie nastawione do ludzkiego gatunku. Ludzie, żeby przetrwać muszą mieszkać w osadach, odgrodzonych od zabójczej dla nich natury. Taką wersję zna Dean Winchester, jedna...