XXI. Gotowy?

424 67 3
                                    

Charlie
-Co mu jest?- mężczyzna zapytał ostro, a ja próbowałam przełknąć gulę, która stanęła mi w gardle. Castiel patrzył na nas takim wzrokiem, że nie byłam pewna czy się zaraz zaśmieje czy skoczy nam do gardeł.
-On, on..- zaczęłam się jąkać, czując suchość w ustach. Zmarszczyłam czoło patrząc na swoje drżące dłonie.
-Charlie?- usłyszałam za sobą zatroskany głos Sama. Castiel, odepchnął się od pnia i kilkoma susami do mnie doskoczył. Miałam ochotę uciec ale coś sprawiało, że nie do końca panowałam nad swoimi ruchami. Mężczyzna zmarszczył czoło i przyłożył dłoń do mojego. Po tym zbadał mi puls i zwrócił się do Sama.
-Czy drasnęło ją coś po drodze?
-Coś co przypominało pijawkę. Było na niej góra 3 minuty, bo gdy to zauważyłem to zestrzeliłem.
-To mogło wystarczyć. Chodźcie do środka- powiedział lekko zły i ruszył w stronę zagłębienia w skale. Sam mnie wziął na ręce i ruszył za tamtym.
-Spokojnie mała, wszystko będzie dobrze- powiedział uspokajająco, widząc moją minę. Kiwnęłam głową. Po chwili znaleźliśmy się w domu Castiela. Musiał już tu trochę mieszkać bo mimo, że skromnie  to zbudował sobie łóżko, kuchnię i ogółem całkiem imponujące mieszkanie. Zszokował mnie fakt, że miał tu jakieś rośliny. Część jako obronę przed intruzami ale część użytkował do celów spożywczych. Bez słowa wskazał Samowi łóżko, a ten mnie na nim posadził. Cas zaczął zrywać jakieś listki i po kolei wsypywać je do miski rozcierając. Po jakiś 5 minutach coś w stylu papki przycisnął do świeżej rany i zawinął kawałkiem materiału. Oddalił się na najdalszy koniec mieszkania, jakby obecność innych ludzi mu przeszkadzała i mruknął.
-To powinno pomóc. Więc co z Deanem?- spojrzałam błagalnie na Sammiego. Nie miałam siły rozmawiać z facetem przyprawiającym mnie o dreszcze na plecach. Młody wziął głębszy wdech  i zaczął mówić.
-Zaczęło się po powrocie z poprzedniej wyprawy. Ten zwierzak, przed którym ich uratowałeś rozerwał mu bok- Cas zmarszczył brwi ale nic nie powiedział. Zaczął nerwowo bawić się nożem. Sam przełknął ślinę ale kontynuował wypowiedź.- długo się trzymał ale czuł się coraz gorzej. Wiadomo, że nie mogliśmy pójść do szpitala bo by od razu się skapnęli, że byliśmy za murem. Teraz jest mało kiedy przytomny i jego organizm nawet nie przyjmuje pokarmu- skończył patrząc na niego wyczekująco. Wbił z impetem nóż w stół, przez co się wzdrygnęliśmy i wycedził przez zęby.
-Było iść do szpitala. Nie wiem czy nie jest za późno. Poza tym i tak wam nie mogę pomóc.
-Dlaczego?!- niemal nie pisnęłam. Łypnął na mnie z mordem w oczach.
-Bo i tak mam już przez was kłopoty! Zwiadowcy mnie ścigają. Przychodzicie sobie tutaj jak do siebie. Stado poczuło wasz zapach. Macie szczęście, że ich odciągnąłem razem z Bergilem! Inaczej po stratowaniu was rozwaliłyby tu wszystko!- w moich oczach stanęły łzy ale Sam próbował zapanować nad sytuacją.
-Bergil to twój wierzchowiec?- zapytał, zbijając tym samym tamtego nieco z tropu.
-Tak, ten który chciał was zabić.
-Jak to możliwe że Cię toleruje?
-Z naturą da się nadal współpracować ale wymaga to czasu- mruknął. Sam zaczął go wypytywać o różne rzeczy. Próbując nawiązać z nim kontakt. Cas tego unikał. Miałam wrażenie, że gdyby mógł to odsunąłby się od nas jeszcze dalej.
-Słuchaj Castiel- w końcu i Sam skończył owijać w bawełnę.- bardzo jestem Ci wdzięczny, że uratowałeś mojego brata i przyjaciółkę. Z tego co Dean opowiadał to najprawdopodobniej dwa razy- niebieskooki kiwnął głową. Czyli jednak to on nas wniósł do Otratora.- ale Dean umrze bez twojej pomocy. Tylko ty nam zostałeś, proszę pomóż nam.
-A z jakiej racji?- zapytał mrużąc oczy.
-Bo jesteś dobrym człowiekiem- powiedział młody, na co tamten wybuchnął tak złowrogim śmiechem, że aż zesztywniałam.
-Nie znasz mnie. Nie powiedziałbym tak o sobie- warknął i się odwrócił.
-Ale Dean jest dobrym człowiekiem i skoro go uratowałeś to o tym wiesz. Proszę Cię. Nie przeżyję jeżeli coś mu się stanie. Mam tylko jego i mamę- Sam zrobił taką minę, że mi niemal serce pękło. Castiel spojrzał na nas i podrapał się po głowie.
-Kurwa- mruknął pod nosem ale po chwili wziął się w garść.
-Pomogę wam. Pewnie będę tego żałował- mruknął a Sam odetchnął z ulgą i powiedział.
-Dziękuję- niebieskooki wychodził, chyba sprawdzić co z jego koniem ale młody go jeszcze na chwilę zatrzymał.
- Castiel?
-Tak?- odwrócił się unosząc brwi.
-Jesteś dobrym człowiekiem, nie ważne jaka jest twoja przeszłość- Dodał mój przyjaciel, a jego rozmówca tylko się odwrócił i wyszedł.
*********
Castiel spakował kilka rzeczy potrzebnych mu do wyleczenia Deana, oraz przebrał się w kurtkę z głębokim kapturem i jeszcze nałożył na głowę czapkę z daszkiem. Naprawdę na niego polowali skoro aż tak musiał ukrywać swoją osobę. Jak nam wyjaśnił, wziął sporo ziół i zbieranych przez lata składników bo nie był pewien co było z moim przyjacielem. Stwierdzi to na miejscu. Niebieskooki podszedł do Bergila, pogłaskał go i spojrzał badawczym wzrokiem. Zwierzę chyba dobrze się czuło. Nadal był spokojniejszy niż na początku ale już dosyć żywy w swoich ruchach. Nie mogłam się na tego konia napatrzeć. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała okazję zobaczyć zwierzę tak blisko. Może kiedyś nawet da mi się dotknąć. Mężczyzna przerzucił plecak przez ramię i powiedział do nas.
-Idźcie tą samą trasą, którą tu przyszliście. Ja sprawdzę czy jest bezpiecznie w okolicy i pojadę w okolice muru. Muszę się zorientować czy bardzo pilnują wejścia, którym będziemy wchodzić- gdy skończył swoją wypowiedź wskoczył na grzbiet swojego ciemnego jak noc wierzchowca. Ten stanął dęba, najeżył grzywę i kilka razy wierzgnął jakby chciał go zrzucić ale Castiel ze stoickim spokojem zaczął zataczać kręgi na łopatkach zwierzęcia, czekając aż się uspokoi.
- Tak jest. To ja- mruknął do Bergila i delikatnie przyłożył łydki do jego boku, czekając aż odpowie na jego znak. Koń po chwili ruszył galopem z każdym skokiem nabierając tempa. Po paru sekundach zniknęli z naszego pola widzenia.
-Jak się czujesz?-zapytał mnie Sam, a ja odpowiedziałam całkowicie szczerze.
-Dobrze, nawet bardzo. Cokolwiek to było, pomogło.
-Cieszę się- uśmiechnął się ciepło i ruszył przed siebie.
-Co sądzisz o naszym zbawcy?- zapytałam lekko sarkastycznie będąc ciekawą opinii Młodego.
-Hmm... Przeraża mnie. Jest nieobliczalny i przez to niebezpieczny ale to dobry człowiek. Musiał po prostu wiele przejść- mruknął Winchester, a ja pokiwałam głową. Sam się znał na ludziach. Zaczęłam trochę łagodniej patrzeć na osobę Castiela. Maszerowaliśmy żwawo, więc po jakiejś godzinie byliśmy już niedaleko. Usłyszeliśmy tętnt kopyt. Niebieskooki do nas podjechał i zeskoczył z grzbietu swojego rumaka. Stanął przed nim, pogłaskał go po głowie i powiedział.
-Do domu- odsunął się dwa kroki, a koń na niego zerknął, zarzucił łbem i pognał w stronę z której przyszliśmy. Znowu byłam pod wrażeniem inteligencji tego stworzenia.
-Jak go oswoiłeś?- zapytał Sam, a mężczyzna wzruszył ramionami.
-Znalazłem go. Był bardzo poturbowany przez jakieś zwierzę. Stracił dużo krwi i pewnie za kilka dni by umarł. Był tak słaby, że nawet nie chciał mnie zaatakować. Przychodziłem codziennie, robiłem mu opatrunki i karmiłem. Gdy wydobrzał to traktował mnie jak członka stada. Na początku nie panował nad instynktem i często mnie atakował ale im dłużej go mam tym jest spokojniejszy. Teraz tylko w stresie się na mnie rzuca- mruknął, a Sam dodał będąc zamyślonym.
-Uratowałeś go..
-Raczej on mnie- skwitował ale nie miał zamiaru nam nic więcej wyjaśniać. Dotarliśmy pod mur. Castiel nałożył czapkę i zarzucił na głowę kaptur. Rozejrzeliśmy się i ruszyliśmy biegiem do Otratora. Wskoczyliśmy do środka. Na zewnątrz pierwsza wyszłam ja, i rozejrzałam się. Nie było strażników, pewnie obchód  tu już był albo dopiero będzie. Machnęłam do nich i również wyszli na zewnątrz. Gdy dobiegliśmy do strefy zamieszkanej musieliśmy zwolnić. Nie mogliśmy zwracać na siebie uwagi. Castiel cały się spiął. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie biec albo się na kogoś rzuci. Przyspieszyłam nieco kroku i po chwili dotarliśmy pod dom Gabe'a.
-Gotowy?- zapytałam go, bo podejrzewałam że nie lubi zamkniętych pomieszczeń wypełnionych ludźmi.
-Bardziej nie będę- mruknął, a ja podciągnęłam za klamkę.

********

Hej, hej hej <3

Wiem, że trochę mnie nie było ale szwendałam się po Polsce (pojechałam do przyjaciółki do Łodzi) i trochę nie było jak pisać :( 

Mam nadzieję, że warto było czekać. Dziękuję wam za wasze wsparcie!! Kocham was ;* <3

Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz