Gabriel
Biegłem z Crowleyem rozglądając się uważnie. Przed nami było dwóch strażników. Podbiegliśmy od tyłu do nich. Ja swojego załatwiłem nożem, a mój towarzysz skręcił kark drugiemu. Ruszyliśmy dalej. Dopadliśmy do starego laboratorium.
-Mózgu Boży?- krzyknąłem i wtedy usłyszałem odgłosy walki. Pobiegliśmy w stronę źródła dźwięku. Gdy wybiegliśmy zza rogu naszym oczom ukazał się Chuck i dwóch zwiadowców. Od razu przeładowałem broń, zdejmując jednego z nich, Chuck sobie poradził z drugim. Mój kumpel ciężko dysząc wysapał.
-Co tak długo?!
-Nie jęcz- mruknąłem i rzuciłem mu moją zapasową broń.
-Idziemy- rzucił Crowley i zaczęliśmy biec w stronę budynku z transmiterem. Musieliśmy się przebić przez pole bitwy. Omijaliśmy skupiska gdzie zamieszanie było największe. Nie mieliśmy czasu na mieszanie się do walki. Biegłem na czele, a pochód zamykał Crow. Jeden strażnik się na nas rzucił więc potraktowałem go rękojeścią pistoletu, a Chuck mu poprawił z pięści. Następnego, który próbował nam przeszkodzić zdjął Crowley. Dobrze nam szło. W końcu dopadliśmy do wejścia, a mózg całej operacji zaczął łamać kod dostępu. W końcu zamek ustąpił, a my wkroczyliśmy do środka.
-Gdzie teraz ?- zapytałem. Chuck się rozejrzał i zaczął biec do góry. Coś za łatwo nam to szło. Z daleka już mogłem zobaczyć wejście do pomieszczenia z anteną główną. Wtedy grupa zwiadowców rzuciła się na mojego przyjaciela.
-Chuck!- krzyknąłem i przeładowałem broń. Trafiłem jednego z nich ale drugi strzał nie był celny. Kurwa. Rzuciłem się z Crowleyem na pomoc przyjacielowi. Wyjąłem nóż zza pasa i zacząłem się bić z pierwszym, który się na mnie rzucił. Dostałem w zęby. Potem w nos, a na deser kopnięcie w brzuch. Z zaskoczeniem spojrzałem na cholernie dobrego przeciwnika, spluwając krwią i nie dowierzając własnym oczom rzuciłem.
-Azazel?- on się zaśmiał i uderzył ponownie. Upadłem na ziemię. Chciał mnie kopnąć w brzuch ale przerzuciłem się przez bark, unikając ciosu. Podciąłem go. Upadł. Skoczyłem na niego i zacząłem dusić. Nie zanotowałem momentu, kiedy kopnięciem zrzucił mnie z siebie. Przeturlałem się parę metrów do przodu, tracąc orientację w terenie. Przywódca zwiadowców wstał i chciał mnie dobić ale wtedy rzucił się na niego Crowley.
-Biegnij do transmitera. Zajmę się nim!- krzyknął, a ja podniosłem półprzytomnego Chucka i zacząłem wlec.
-Gabe, zostaw mnie nie zdążysz... Biegnij sam- jęknął.
-Nie umiem tego włączyć nie poradzę sobie...
-Przycisk "ogólnokrajowa transmisja"- powiedział, po czym wsunął mi świstek papieru w dłoń.
-Tu masz hasło- oparłem przyjaciela o ścianę i rzuciłem przez ramię.
-Wrócę tu po Ciebie- pokazał mi kciuka, trzymając się za bok. Miałem nadzieję, że nie dostał jakiegoś krwotoku wewnętrznego i nic mu nie będzie. Sam nie czułem się najlepiej. Kręciło mi się w głowie po łomocie od Azazela. Dopadłem do drzwi i jednym kopnięciem je wyważyłem. Zobaczyłem tonę przycisków przed sobą. Jak ja miałem wśród tego zamieszania znaleźć właściwy?! Zacząłem z desperacją szukać ale wszystko wyglądało tak samo. Było ich za dużo. Oddech mi przyspieszył. Nie chciałem spieprzyć jednego z ważniejszych zadań, a odpowiedzialność za nie spadła na moje barki. Nie miałem czasu, już powinienem to zrobić dawno... Jechałem wzrokiem po guzikach z przeróżnymi funkcjami, miałem wrażenie, że na każdym było napisane."Pierdol się Gabriel"
Mignęło mi coś co przypominało tego, czego szukałem. Zwolniłem i wróciłem do miejsca, gdzie coś zauważyłem. BYŁ TAM. pospiesznie kliknąłem przycisk i zacząłem wpisywać hasło od Chucka. Kod miał uaktywnić każdy hologram w mieście i włączyć kamerę w gabinecie prezydenta. Po chwili zobaczyłem zielony napis.
"Transmisja na żywo"
Odetchnąłem z ulgą, niedługo po tym na ekranie pojawił się prezydent, który nie wiedział, że jest nagrywany. Nadałem przez mikrofon krótki komentarz do widzów.
-Czas na egzekucję- po tym opadłem na ziemię i przymknąłem powieki, pozwalając zawrotom głowy przenieść mnie do drugiej rzeczywistości.
******
DeanBiegłem po schodach, tracąc oddech.
CasCasCasCas
Tylko to tłukło się po mojej głowie. Dobiegłem już niemal do drzwi kiedy się spotkaliśmy. Był cały brudny, biały jak ściana i mokry od potu ale żył. Rzuciliśmy się sobie w ramiona. Przyciągnąłem go mocno, czując uczucie ulgi w jego obecności.
-Gotowy? - zapytałem, a on kiwnął głową. Kopnięciem wyważyłem drzwi. Prezydent siedział przy biurku i spojrzał na nas zaskoczony. Nie sądził, że ktoś się dostanie do jego fortecy. Uśmiechnął się krzywo i syknął.
-Kogo to ja mam zaszczyt w końcu spotkać...
-Nie udawaj, że nas nie znasz. Tyle nam uprzykrzałeś życie, że wiesz o nas pewnie więcej niż my sami- warknąłem, a on wzruszył ramionami.
-Cóż... Jeżeli słuchanie jęków zdychającej matki Castiela i oglądanie jak Bartłomiej posuwa Cię w więzieniu można zaliczyć do jednego z punktów wnoszącego coś do naszej znajomości to można stwierdzić, że jesteśmy "besties"- sarknął, a ja spojrzałem na niego z obrzydzeniem.
-Ty go zabij. Za twoją rodzinę- szepnąłem do niebieskookiego, a on dodał.
-I za Ciebie- wyciągnął ostrze i warknął.
-Skazuję Cię na śmierć za wszystkie zbrodnie, których się dokonałeś na więźniach, za torturowanie mojej rodziny, sianie propagandy i liczne spiski- po tym ruszył z ostrzem w jego stronę, a Uriel się chytrze uśmiechnął i sięgnął dłonią pod biurko.
-Cas!- wydarłem się gdy zrozumiałem co się dzieje. Skoczyłem w stronę niebieskookiego, spychając go tym samym z celownika, po tym usłyszałem strzał.
*********
SamWalki ustały, gdy w głośnikach rozbrzmiał głos Gabe'a.
Czas na egzekucję
Każdy zamarł w pół ruchu i spojrzał na ekran. Po chwili drzwi wyważył mój brat i wparował do środka z Castielem. Dobiegła do mnie Charlie i Jo. Po mojej prawej stronie z kolei stanął Bobby. Obserwowaliśmy całe zajście w skupieniu.
-Skazuję Cię na śmierć za...- Castiel zaczął wymieniać i wyciągnął ostrze. Wtedy prezydent wyciągnął broń i strzelił w jego stronę. Dean zepchnął niebieskookiego z linii strzału, a potem upadł. Nie widziałem czy dostał. Zamurowało mnie. Bobby przeklął pod nosem, a Charlie chwyciła się mojego ramienia. Po chwili padł drugi strzał. Tym razem jego sprawcą był Castiel. Postrzelił prezydenta w ramię, wytrącając mu tym samym broń z dłoni. Wstał i z wściekłością poderżnął mu gardło. Krew siknęła, a niebieskooki sięgnął do kamery i cały umazany w szkarłatnej cieczy warknął do obiektywu.
-Koniec wojny- po czym przekaz się skończył. Zerknąłem na moich towarzyszy i niemal na raz ruszyliśmy biegiem w stronę budynku głównego. Mijaliśmy kolejne osoby. W końcu wpadłem na Bennego, który dziwnie na mnie zerknął.
-Co z Deanem?!- krzyknąłem do niego, a ten mruknął.
-Część oddziału pobiegła sprawdzić.
-A ty co tu robisz?- zapytałem nie rozumiejąc sytuacji. Kumpel mojego brata stanął tak jakby chciał mi coś zasłonić.
-Sam...- zaczął, a ja wiedziałem, że coś nie gra. Przesunąłem go i zobaczyłem... Zakrwawione ciało mojej mamy. Wstrzymałem oddech, a moje serce na moment stanęło. Podbiegłem do niej. Była jeszcze ciepła. Złapałem ją za rękę i załkałem. Dlaczego ona?!
-Jak to się stało?- zapytałem przez łzy, a Benny mruknął.
-Connor- zetknąłem na drugie zmasakrowane ciało i spojrzałem pytająco, a on dodał smętnie.
-Dean się nim zajął- imię brata przywołało mnie do porządku. Bobby położył mi dłoń na ramieniu i szepnął.
-Bądź dzielny chłopcze. Sprawdź co z Deanem- Kiwnąłem głową i razem z Charlie pobiegłem w stronę gabinetu prezydenta.
-Dean?!- wydarłem się. Nic nie usłyszałem. Zobaczyłem uchylone drzwi i klika osób w środku. Błagam, żeby on żył... Chociaż on... Błagam.
CZYTASZ
Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)
FanfictionRok 3016. Świat się zmienił. Nic nie jest takie jak dawniej. Nic nie jest przyjaźnie nastawione do ludzkiego gatunku. Ludzie, żeby przetrwać muszą mieszkać w osadach, odgrodzonych od zabójczej dla nich natury. Taką wersję zna Dean Winchester, jedna...