Treningi okazały się wykończające. Trening w plenerze prowadził nam niejaki Lucyfer, który był urodzonym sadystą. Dawał nam taki wycisk, że ledwo łapaliśmy powietrze. Gabriel już nie mógł biec, a wiedziałem że może tym samym stracić punkty. Wziąłem go pod ramię i zacząłem wlec do końca toru przeszkód. Nie było już trudnych rzeczy do pokonania, ale nie mogliśmy przystanąć. Musieliśmy wbiec na metę.
-Dean zostaw mnie bo i ty się nie wyrobisz w normie czasu- jęknął mój przyjaciel z trudem.
-Mam w dupie te jego chore normy. Nie zostawię Cię- z determinacją przyspieszyłem. Gardło aż mnie bolało od gwałtowności z jaką walczyłem o tlen. Wbiegliśmy na metę w ostatniej chwili. Dużo osób się nie wyrobiło, więc stracą sporo punktów. Położyłem się na plecach, próbując uspokoić gnające tętno. Gdy to mi się udało osiągnąć usiadłem i zerknąłem na szczęśliwą piątkę czyli; Bennego, Gabe'a, Mnie, Rowene i jakiegoś kolesia, którego nie kojarzyłem. Lucyfer obrzucił nas chłodnym spojrzeniem i sam do siebie mruknął "żenada". Powpisywał kto nie traci punktów i nie trudząc się jakąkolwiek przemową wyszedł. To chyba oznaczało koniec zajęć. Zresztą powoli zmierzchało, to był czas najwyższy żeby dać nam spokój. Rowena obejrzała się za nim wzdychając.
-Dlaczego on musi być tak seksowny?- spojrzałem na nią zdezorientowany. Czy ona ma coś z głową? Wstała z ziemi, otrzepała dłonie i strój z piachu, poprawiła włosy i patrząc na nas z góry zapytała.
-Idziecie?- pomogłem wstać swojemu kumplowi. Podeszli do nas nasi współlokatorzy, którym się dzisiaj tak nie poszczęściło.
-Niech go diabli wezmą- jęknął Kevin ledwo przytomny. Poklepałem go pocieszająco po plecach. Michael był tak wściekły, że jedynie rzucił pod nosem wiązanką przekleństw i ruszył w stronę pokoju, a Bella i Ash byli tak wykończeni, że nawet nie zdobyli się pokaz swoich wewnętrznych odczuć. Wszyscy runęli na swoje łóżka, a ja wziąłem ręcznik i pognałem pod prysznic. Ciepła woda poprawiła moje samopoczucie. Przypominały mi się moje długie kąpiele w domu, po wyprawie za mur lub po wykradaniu podręcznika... westchnąłem. Tęskniłem za domem, bratem, przyjaciółmi, mamą. Cieszyłem się, że chociaż Gabriel jest ze mną, współczułem Chuckowi i Charlie. Oni poszli całkiem sami. Z niecierpliwością odliczałem dni do naszego spotkania. Skończyłem się kąpać. Wskoczyłem pod kołdrę i się w niej zakopałem. Zamknąłem oczy, szybko odpływając. Zniknąłem w czasoprzestrzeni, by za moment ocknąć się w krainie swoich snów. Przyśnił mi się Castiel. Jechaliśmy na Bergilu wzdłuż wąwozu. Czułem jego ciepło na plecach, oddech na szyi, ramiona zaciśnięte na moim pasie i zapach lasu, zapach niebieskookiego, rytmiczny chód jego czarnego rumaka, ciepło zachodzącego słońca na twarzy i aksamitna struktura jego warg na mojej szyi... Było mi tak dobrze. Tęskniłem za nim. Dlatego ta chwila nie mogłaby trwać wiecznie? Byłem głupi, że się z nim przespałem. To mnie jeszcze do niego zbliżyło, jeszcze bardziej mi go brakowało. Może on się nie przywiązywał do ludzi ale ja już tak. I wtedy znaleźliśmy się u niego, do połowy rozebrani, on obcałowywał moją szyję, gładził dłonią moje nagie plecy spojrzał mi w oczy, a ja zapytałem.
-Kochasz mnie?I wtedy się obudziłem. Był chyba środek nocy. Próbowałem uspokoić oddech. Nie chciałem nikogo obudzić. Zaświeciłem latarkę i wyciągnąłem długopis. Musiałem do niego napisać. Nakreśliłem pierwsze słowa, dając się ponieść emocjom.
Drogi Castielu,
Dziwnie jest pisać list, gdy dosłownie od wieków nikt tego nie robił, a jeszcze dziwniej jest to robić w miejscu, w którym szkolą mnie na twojego wroga. Naprawdę nie chciałem, żeby się tak to potoczyło. Co do szkolenia, to nie ukrywam że dają nam wycisk ale jakoś sobie radzimy, Gabriel jest ze mną, a to już spore wsparcie, jest cząstką mojego wcześniejszego życia, lepszego życia. Sam siebie pytam dlaczego lepszego? Obawiam się że odpowiedź na to pytanie Ci się nie spodoba dlatego zostawię to bez dalszego komentarza. Cholera piszę strasznie chaotycznie. Cóż rozmawianie z tobą zawsze mnie rozpraszało. Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku i że nie zapomnisz o swoich przyjaciołach z drugiej strony muru. Chciałbym Cię kiedyś jeszcze zobaczyć. Zaczynam pisać głupoty więc lepiej już skończę.
Nie daj się tam,
Dean.Odłożyłem długopis, a list ukryłem pod poduszką, w którą teraz wtuliłem twarz. Miałem dosyć. Wszystkiego. Chciałbym po prostu zniknąć.
********
Rano znowu obudził mnie Gabriel. Zaczął mnie okładać zwiniętymi gaciami. Jęknąłem i jakoś się zwlokłem z posłania.
-Jeżeli te gacie nie są czyste to zginiesz jeszcze przed północą!- ryknąłem a on prychnął.
-Po mnie wszystko jest czyste.
-Ty śmieciu!- skoczyłem na niego, po czym do pokoju wpadł Kevin.
-O matko przenajświętsza!! Benny, pomocy biją się!- zaczął latać wokół nas, robiąc straszny raban. Wstałem z mojego kumpla i zacząłem uspokajać tamtego nadpobudliwego durnia.
-Ej, Kevin my się tylko wygłupiamy. To u nas normalne- i wtedy do pokoju wpadł zdyszany Benny rozglądając się.
-Co się stało?!- krzyknął zaniepokojony, a ja westchnąłem.
-Kevin to dureń...
-Myślałem, że się biją!- krzyknął zaaferowany, a nowo przybyły machnął ręką.
-Daj spokój, to są dwa przygłupy oni zawsze tak robią.
-Widzisz?- powiedziałem do Kevina i się skapnąłem co mój kumpel powiedział.- i jakie dwa przygłupy?!
-Wybacz stary- wzruszył ramionami i zaczął się śmiać. Gabriel wszystko obserwował mrużąc jedynie oczy. Ciekaw byłem co się teraz dzieje w jego małej główce. Sytuacja się lekko rozluźniła dlatego poszliśmy na śniadanie, gdzie już czekali na nas Ash, Bella, Michael i Rowena. Ta ostatnia cały czas coś gadała o Lucyferze.
-Dlaczego lecisz na tego sadystę?- w końcu jej zapytałem nie mogąc tego pojąć.
-Widziałeś jego twarz?- zapytała robiąc dziwną minę.- albo tyłek?
-Jesteś straszna- skwitowałem, a ona wzruszyła ramionami wgryzając się w jabłko. Podszedłem do bufetu i wybrałem sobie jajecznicę z warzywami i kawę. Zaczynamy zajęciami z Crowley'em, a później z Meg. Aż się boję pomyśleć co się będzie działo. Ruszyliśmy do z powrotem do pokoju, żeby się ubrać w stroje treningowe. Po tym od razu poszliśmy do sali, gdzie mentor już nas wyczekiwał. Gdy wybiła godzina zajęć, jak zwykle nieznacznie odchrząknął i niby lekkim głosem zaczął przemowę.
-Dzisiaj pokażę wam kilka podstawowych ciosów i uników. Będziemy kontynuować to na następnych zajęciach, a jeszcze na kolejnych będziecie już mogli stoczyć swoje pierwsze walki. Radzę więc uważać. Poza tym nigdy nie wiadomo kiedy wam się przydadzą te umiejętności. Znałem kiedyś kogoś kto w najmniej oczekiwanym momencie musiał wykazać się umiejętnościami których nie powinien mieć i tylko dlatego że to zrobił to przeżył...- spojrzałem z zaciekawieniem na mówcę. Czy on właśnie? Nie... pewnie nie. Mentor zebrał myśli i jakby oprzytomniając urwał wypowiedź i przeszedł do tłumaczenia prawego protego. Oczywiście ja i Gabriel już to potrafiliśmy ale to była świetna okazja do przypomnienia sobie co i jak. Ćwiczyliśmy w parach więc nasza dwójka ostro dawała czadu. Sprawdziliśmy swoje wszystkie wcześniej zdobyte umiejętności więc każdy cios był szybki i precyzyjny. Jeżeli była potrzeba to poprawialiśmy siebie nawzajem. Mentor przechodząc pokiwał głową z aprobatą ale chyba go zbytnio nie obchodził fakt czy wcześniej mieliśmy do czynienia z sztukami walki czy nie. Zajęcia dobiegły końca, a Gabriel zaczął przestępować z nogi na nogę nie mogąc się doczekać zajęć z tamtą wariatką.
-Czy ty jesteś normalny?- Zapytałem, a on wzruszył ramionami.
-Ona ma coś w sobie takiego- mruknął uśmiechając się pod nosem. W tym momencie zwątpiłem już we wszystko. Weszliśmy do sali, a po niedługiej chwili weszła i wyczekiwana przez mojego kumpla nauczycielka. Zmierzyła się z nami wzrokiem, a Gabe uśmiechnął się do niej głupkowato. Strzeliłem sobie otwartą dłonią w czoło. Broń. Usta. Teraz. Na szczęście Meg była na tyle profesjonalna, że na zajęciach nas ignorowała. Za to po zajęciach przechodząc syknęła.
-Na zaliczeniu daję dodatkowe punkty za postęp, chyba będziecie się musieli nauczyć strzelać stopami, żeby takowe dostać- zaśmiała się i szła dalej, Gabe tylko za nią krzyknął.
-Dla Ciebie kotku wszystko- pokazała mu jedynie środkowy palec i opuściła salę.
-Ty serio masz coś z głową- powiedziałem do niego, a on puścił mi oczko.
-Leci na mnie mówię Ci.
-Z kim ja muszę dzielić pokój?- jęknąłem do siebie i poszedłem do siebie.
********Cześć żabeczki!
Tak jak obiecałam, co najmniej raz w tygodniu rozdział się pojawi. Staram się pisać w każdej wolnej chwili więc może kolejny pojawi się jeszcze przed następnym poniedziałkiem :P
Dziękuję, że cały czas ze mną jesteście <3
CZYTASZ
Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)
FanfictionRok 3016. Świat się zmienił. Nic nie jest takie jak dawniej. Nic nie jest przyjaźnie nastawione do ludzkiego gatunku. Ludzie, żeby przetrwać muszą mieszkać w osadach, odgrodzonych od zabójczej dla nich natury. Taką wersję zna Dean Winchester, jedna...