XXXXIV. Bez oporu Winchester.

391 50 2
                                    

Co parę dni robili mi dializę i oczyszczali ze wszystkich toksyn. Ciężko to szło ale Ellen powiedziała, że z takim stężeniem trucizny we krwi powinienem wykorkować, więc nie narzekałem. Gorzej było z moim nałogiem. Z każdą dializą byłem coraz "czystszy", a co za tym idzie coraz bardziej potrzebowałem kolejnego, magicznego zastrzyku. Próbowałem odwrócić swoją uwagę od psychotropów i zacząłem rysować. Wychodziło mi koszmarnie bo moje ręce drżały przez brak tego syfu we krwi. Wtedy do pokoju weszła Charlie. Uśmiechnąłem się do niej blado, a ona zmarszczyła brwi i podeszła kilka kroków.
-Dobrze się czujesz? Jesteś cały mokry i ręce Ci drżą..- zaczęła swój wywód ale jej przerwałem.
-Jest w porządku.
-Nie możesz mnie okłamywać Dean! Może źle reagujesz na leki, które Ci podajemy?
-Nie w tym problem- jęknąłem, wbijając głowę w poduszkę i podziwiając sufit. Czekała aż będę kontynuował więc westchnąłem i dodałem.-Chodzi o to, że od dawna nie byłem aż tak "czysty"- ostatnie słowo powiedziałem, kreśląc w powietrzu niewidzialny cudzysłów. Ona przez chwilę przetwarzała moje słowa, a po chwili jej źrenice się rozszerzyły i zapytała.
-Co? Znaczy.. twój mentor coś mówił ale nie wiedziałam, że to aż tak..- jej głos się załamał i odwróciła się do mnie plecami. Świetnie. Byłem żałosnym ćpunem, który doprowadza do płaczu swoich bliskich. Do tego ręce coraz bardziej mi drżały i wszystko zaczynało boleć. Nie mogłem się nawet skupić na rozmowie z nią.
-Hej, Char daj spokój. Będzie dobrze- powiedziałem urywając i zaciskając ręce na kołdrze. Mój oddech przyspieszył. Znowu nie panowałem nad sobą.
-Nie będzie- odwróciła się i poświeciła mi latarką w oczy.- twój organizm wpada w szok od nagłego odstawienia tego świństwa. Nie możemy Cię tak szybko dializować- zacisnąłem dłonie jeszcze mocniej. Coś było nie tak. Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł dreszcz, zabierając mi oddech.
-Dean?- Ruda spojrzała na mnie z niepokojem, a ja resztkami sił bąknąłem.
-Coś nie gra- po tym nagły skurcz wygiął moje plecy w łuk, a ja zacząłem trząść się jak dziecko z padaczką. Zadławiłem się własną śliną, której nagle było o wiele za dużo. Moja przyjaciółka przewróciła mnie na bok, żebym się nie udusił i wezwała Ellen. Ta natychmiast wparowała do pomieszczenia.
-Co mu jest?!- wrzasnęła Char, a ona sprawdziła moje wszystkie parametry i mruknęła.
-Nie wiem- każdy mój mięsień doznał skurczu i gdyby nie ślina zatykająca moją jamę ustną to wyłbym z bólu.
-Musimy coś zrobić- Char pisnęła, a El zapytała.
-Co mu podawali w sekcji?- Ruda wybiegła i po chwili wróciła z jakąś strzykawką. Nawet nie poczułem ukłucia ale po chwili moje mięśnie odpuściły, a ja poczułem straszne zmęczenie. Przymknąłem powieki i próbowałem uspokoić oddech. Wiedziałem co mi podały. Lek rozchodził się w żyłach, które witały swojego starego przyjaciela.
-Dean, jak się czujesz?- twardy głos Ellen wyrwał mnie z zamyślenia.
-Zmęczony- mruknąłem, a ona odpowiedziała.
-Śpij dzieciaku. Wszystko będzie dobrze.
-Nie będzie- szepnąłem, będąc na granicy snu, po czym pozwoliłem sobie na pozostanie w swojej podświadomości.
*******
Obudziłem się kiedy już się ściemniało. Ze dziwieniem zanotowałem, że ktoś spał na krześle, opierając się o moje łóżko. Zamrugałem kilka razy, zmuszając swoje oczy do współpracy i po chwili powiedziałem.
-Sammy?- wezwany nagle podniósł głowę i bez słowa mnie przytulił. Po chwili się odsunął i powiedział.
-W końcu pozwolili mi Cię odwiedzić. Charlie zadzwoniła. Gabriel też tu wylądował...
-Chwila- przerwałem mu, a on spojrzał na mnie z przestrachem, tak jakby uświadamiając sobie, że chlapnął za dużo.-Gabriel też tu jest?
-Tak..- powiedział niepewnie, a ja od razu zapytałem.
-Co mu jest?
-Na misji został postrzelony ale już z nim lepiej, niedługo go wypiszą.
-Kto go postrzelił? Jak to się stało?- zacząłem wypytywać, a on mi przerwał.
-On Ci powie. Lepiej powiedz jak się czujesz- wiedziałem, że nie ma sensu się z nim sprzeczać bo i tak mi nic nie wyjaśni więc jedynie westchnąłem i z niechęcią mruknąłem.
-Bywało gorzej- mój brat pokiwał głową i dodał.
-Jak trochę nabierzesz sił to Cię będziemy odwiedzać całą paczką. Już dzisiaj chcieliśmy ale podobno coś się stało...- spojrzał pytająco, a ja machnąłem ręką.
-To nic wielkiego. Możecie przychodzić o ile ordynatorka was wpuści- zaśmiałem się, a on wesoło odpowiedział.
-Ellen lubi Charlie. Wpuści nas.
-I pewnie będzie tego żałować.
-Pewnie tak- parsknęliśmy śmiechem. Cieszyłem się, że go widzę.
-A co z mamą?- zapytałem.
-Siedziała z tobą do południa a teraz jest w pracy. Jutro pewnie przyjdzie- pokiwałem głową.
*******
Trzy tygodnie minęły dosyć szybko, mój stan się powoli poprawiał, a przyjaciele mnie codziennie odwiedzali. Czułem się niemal jak w czasach liceum. Szlag mnie trafił jak się dowiedziałem, że to Connor postrzelił Gabe'a a kurwicy dostałem, gdy okazało się, że się z tego wykpił bez żadnych konsekwencji. Gabe przechodził właśnie rehabilitację i wracał na pierwsze, łatwiejsze misje. Ja nie wiedziałem kiedy mnie wypiszą. Byłem przesłuchiwany jak doszło do owego zajścia ale sprzedałem im bajeczkę, że zatrułem się cisotrzewiem i nie pamiętam za dobrze co się działo. Chwilowo nikt nie zadawał niewygodnych pytań, więc miałem nadzieję, że sprawa ucichnie. Dowiedziałem się od brata, że został podkoszowym. Niesamowicie urósł. Był o głowę ode mnie wyższy. Nie zwróciłem wcześniej na to uwagi. Właśnie mi przekazał pozdrowienia od Bobbiego, a Gabriel się wykłócał z Chuckiem o jakąś broń.
-Jak jesteś taki mądry to wymyśl jakąś holograficzną tarczę co będzie mnie chronić od kul. Szczególnie twarz bo szkoda by było ją uszkodzić- wydzierał się Gabriel, a ten drugi jakby na moment zapomniał o kłótni i mrukną.
-To jest myśl... - ale po chwili ocknął się i dodał.- Chyba jedyna udana w twoim życiu.
-Ja mam same udane myśli ale ty jesteś za głupi, żeby je docenić- prychnął oburzony porządkowy, a Chuck go ignorując zwrócił się do Sama.
-Sam co sądzisz o cztero-falowym napędzie mikro dźwięków holograficznych?
-Myślę, że byłaby szansa, żeby odbijały przedmioty ale..- zaczął mój brat ale Gabriel mu przerwał zwracając się do Chucka.
-Ooo nie Samuj mi tu. To moja kwestia!
-Jesteś tak głupi, że mógłbyś więźniów torturować samym gadaniem..
-Tak... a ty...- przestałem ich słuchać i spojrzałem na załamaną ich dyskusją Charlie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i jakiekolwiek słowa były w tym wypadku zbędne, po prostu zaczęliśmy się śmiać.
-A w z czego rżycie?- zapytał obruszony Gabirel, a ja ocierając łzy powiedziałem.
-Z waszego debilizmu.
-Ty marny...- naszą dyskusję przerwał Crowley wbiegający do sali.
-Wszyscy aut!- rzucił zadyszany.- Szybko, nie ma czasu!- spojrzeli po sobie ale każdy posłusznie wyszedł na korytarz.
-Co jest?- podciągnąłem się na łokciu, patrząc na mentora
-Idzie po Ciebie oddział porządkowych. Nie wiem o co chodzi ale pamiętaj; działałeś pod wpływem trucizny i nie ćpałeś przed wyjściem za mur. Po prostu twój nie metabolizował psychotropów po symulacjach. I nie spotkałeś Casa. Bynajmniej tego nie pamiętasz. Rozumiesz?
-Na te słowa kiwnąłem głową. Do sali wparowała Ellen, którą wezwała Charlie. Zaraz za nią oddział porządkowych.
-Dean Winchester?- zapytał jeden z nich, a ja kiwnąłem głową.
-Jesteś aresztowany pod zarzutem zdrady swojej sekcji. Masz prawo do do zachowania milczenia. Od teraz każde słowo może być wykorzystane przeciwko tobie.
-Nie możecie go zabrać! Jego leczenie jeszcze nie jest zakończone!- Warknęła ordynatorka, a jeden ze strażników ją odsunął na bok.
-Rozkaz odgórny. Jego karta została przejrzana przez prezydenta. Proszę nie utrudniać- po tym mnie skuli, a Ellen posłusznie mnie odpięła od całej aparatury. Strażnik mnie szarpnął, a ja się potknąłem o zastane nogi.
-Bez oporu Winchester- Sarknął i mnie uderzył w twarz. Pozostali zaczęli się śmiać, a ja poczułem falę mdłości. Uśmiechnął się do niego złośliwie i po chwili narzygałem mu na buty.
-Tak jest panie władzo- powiedziałem złośliwie do bordowego ze wściekłości porządkowego, który zdzielił mnie z pięści w zęby. Upadłem na kolana, zapowietrzając się, a drugi z nich gwałtownie mnie podniósł do pionu. Moi przyjaciele się dobijali do sali ale strażnicy zamknęli za sobą drzwi.
-Zobaczymy, czy będziesz taki wesoły w odsiadce szmaciarzu- syknął burak z brudnymi butami, a po tym wyprowadzili mnie tylnym wyjściem z sali.


Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz