XXXXVIII. Nie przepraszaj.

354 53 1
                                    

Mimo mojej degradacji, a co za tym idzie teoretycznym "luzem", jaki powinienem mieć nic się nie zmieniło w moim życiu. Nadal nie mogłem widywać bliskich częściej niż raz w miesiącu. Miałem wrażenie, że robią mi to specjalnie. Tym razem wymówką było monitorowanie mojego stanu psychicznego i przystosowanie mnie do służenia sekcji w inny sposób.
-Dean?- terapeutka, pstryknęła mi przed nosem palcami. Spojrzałem na nią zdezorientowany.
-Znowu odpłynąłeś. O czym tak myślałeś?
-O tym, że to nie ma sensu. Jestem stabilny psychicznie- warknąłem, a ona westchnęła.
-Przeszedłeś bardzo wiele... Nie chce mi się wierzyć w to co mówisz.
-Nie mierz wszystkich swoją miarą- mruknąłem. Nie chciało mi się tu już siedzieć. Miałem dosyć. To co stało się przeszedłem odcisnęło na mnie swoje piętno ale czas leczy rany. Kiedyś koszmary się skończą, a ja będę jeszcze mocniejszy psychicznie niż przed tym wszystkim. Nie widziałem najmniejszego sensu w ckliwych wyznaniach jak mi źle. Doktor Linda spojrzała na mnie tracąc powoli cierpliwość.
-Chcę Ci pomóc...
-Ze mną wszystko w porządku. Nie potrzebuję tego...
-Mam wrażenie, że to twoja reakcja obronna. Udajesz, że wszystko jest okay mimo, że to nie prawda- mruknęła, a ja wzruszyłem ramionami.
-Mam wrażenie, że mnie to nie zbyt interesuje.
-Problem będzie się nawarstwiał, aż w końcu nie wytrzymasz- nie dawała za wygraną.
-Jaki problem?- zapytałem złośliwie, a ona złapała się z bezradności za głowę.

- możemy już skończyć?- dodałem po chwili, a ona jedynie pokiwała głową. Prędzej to ja ją wykończę niż ona mi jakimś magicznym sposobem pomoże. Opuściłem salę. Chciałem iść do pokoju spać albo, patrzeć w ścianę. Cokolwiek. Jeszcze nie doszedłem fizycznie do siebie po więzieniu i odstawieniu psychotropów, dlatego większość doby przesypiałem. Wtedy mój chip się uaktywnił, a ja dostałem wezwanie do biura Azazela. Czyżby mi wybrał nowy przydział? Dotarłem do miejsca docelowego, a drzwi do jego pieczary były uchylone. Zapukałem i gdy dostałem przyzwolenie, wślizgnąłem się do środka. Azazel wskazał mi miejsce i niemo kazał usiąść. Patrzyłem na niego nieufnie. Przypomniało mi się, że od czasów rozprawy nie widziałem się z Crowleyem. Miałem nadzieję, że był cały i zdrowy i nie miał przeze mnie kłopotów. Przywódca sekcji podrapał się po brodzie i mruknął.

-Mam dla Ciebie nowy przydział Winchester. Na dniach zaczniesz w nim praktyki.
*********
Dwóch strażników prowadziło mnie do budynku, który niestety dobrze znałem. Więzienie. Co to za nowy przydział? Miałem pilnować więźniów? Sprzątać cele dla nowo przybyłych? A może nakładać żarcie w stołówce? Nie miałem pojęcia ale przerażała mnie wizja pracy w tym ponurym miejscu. Azazel to zrobił specjalnie. Nienawidził mnie. A może miałem paranoję i to wszystko było jednym, wielkim niefortunnym zbiegiem okoliczności? Tak czy siak zastanawiałem się czasem czy skończę działalność w tej sekcji zamieszkujące pokój bez klamek. A może powinienem uciec za mur? To by było znacznie łatwiejsze niż użeranie się z tym wszystkim. Czasami żałowałem, że nie byłem egoistą i obawa przed narobieniem kłopotów ludziom, na których mi zależało przeważała nad dbaniem o własne dobro. Strażnicy, którzy mnie prowadzili oszczędzili mi przechadzki przy celach. Przeszedłem przez korytarze części przeznaczonej dla pracowników i po chwili popchnięto mnie w prawo do jednego z licznych biur. Tam czekała już na mnie Abbadon. Uśmiechnęła się złośliwie na mój widok i sarknęła.
-Witam Panie Winchester. Wygląda pan olśniewająco. Ćwiczył pan?- zmrużyłem oczy i tylko mruknąłem.
-Od kiedy używamy do siebie zwrotów grzecznościowych?
-Racja. Siadaj na dupie Winchester. Z przyjemnością przedstawię Ci twoją nową pracę- syknęła, a ja usiadłem i z nutą kpiny w głosie zapytałem.
-Co mam szorować kible?
-Ciekawa sugestia. Moim skromnym zdaniem, po przesłuchaniach które Ci urządziłam to tylko do tego się nadajesz.
-Kochanie, twoje przesłuchania były dla mnie mniej kłopotliwe niż swędzenie jaj. Choć czekaj, ten problem też rozwiązałaś. Dobra z Ciebie koleżanka.
-Zamknij się ty upierdliwy wrzodzie na dupie. Skoro tak Ci się spodobały przesłuchania, to od dzisiaj ty będziesz takie przeprowadzał na swoich ex- kumplach z odsiadki.
*******
Siedziałem na jednym z łóżek w przyciasnym pokoju. Ciekaw byłem kto był moim współlokatorem. Takiego obrotu zdarzeń się nie spodziewałem. Miałem przesłuchiwać więźniów. Tak dokładniej to pewnie również ich torturować. Świadomość, że siedemdziesiąt procent z nich była niewinna nie pomagała. Drzwi się otworzyły a ja w progu zobaczyłem znajomą twarz.
-Kevin- powiedziałem wydychając powietrze z ulgą. Dobrze było widzieć kogoś życzliwego mojej osobie. On bez słowa podbiegł i mocno mnie uściskał.
-Byłem pewien, że po tym wszystkim wylądowałeś w wariatkowie- rzucił poruszony, a ja się zaśmiałem.
-Nie tak łatwo mnie tam wpędzić-  mój kolega zaczął opowiadać jak mu się tu pracuje i na co powinienem zwracać uwagę. Byłem wdzięczny, że nie poruszał tematu rozprawy, mojego pobytu tutaj, przesłuchań... Ulgę przynosiła mi rozmowa o lekkich tematach. Dawno takiej nie przeprowadzałem. Dowiedziałem się, że Rowena jest bardzo przebiegła i jest uważana za jednego z lepszych pracowników mino, że niewiele robi. Co jak co ale sztukę manipulacji miała ogarniętą. Później dowiedziałem się, że Kevin załatwił dla Balthazara wygodniejszy materac gdy się dowiedział, że to mój przyjaciel. Byłem mu za to wdzięczny. Naprawdę był z niego w porządku gość. Gdy zakończył swój wywód w końcu zapytał.
-Jaką rolę Ci tutaj przydzielili?
-Mam przesłuchiwać więźniów- mruknąłem, a on wytrzeszczył oczy i niepewnie dopytał.
-Przesłuchiwać tak... przesłuchiwać?- pokiwałem twierdząco głową, a on zagryzł wargę i rozejrzał się nerwowo po pokoju. Nie chciał mi czegoś powiedzieć i zakładam, że to nie było nic miłego.
-Kevin daj sobie spokój i od razu powiedz co jest. Co jak co ale mistrzem tajemnic to ty nie jesteś- on na mnie spojrzał, marszcząc czoło i nabierając trochę powietrza zaczął.
-Widzisz, Abbadon tylko Ciebie przesłuchiwała bo...
-Tak?
-Bo była tymczasowym zastępcą. Żaden zwiadowca pełniący tą funkcję nie wytrzymał dłużej niż trzy miesiące.
-I niech zgadnę... Kończyli w pokoju bez klamek?- zapytałem mrużąc oczy i zaciskając pięści.
-Przykro mi Dean... Nie mam pojęcia jak można mieć takiego pecha jak ty.
-Ta... Ja też.
*********
Swoje praktyki zaczynałem dopiero po południu, dlatego wstałem rano i podszedłem się przebiec. Po czterech kilometrach miałem straszną zadyszkę i nie byłem w stanie kontynuować. Moja kondycja chyba nigdy nie była aż tak tragiczna. Resztę trasy przemaszerowałem i od razu po powrocie wskoczyłem pod prysznic. Czułem napięcie każdego mięśnia w swoim ciele. Nie potrafiłem się w tym miejscu rozluźnić. Nawet ciepła woda nie pomagała. Ubrałem się, budząc przy tym przez przypadek Kevina.
-Spać nie możesz?- jęknął, a ja wzruszyłem ramionami.
-Chodź, zaraz pora śniadaniowa- jęcząc, że mnie nienawidzi zwlókł się z posłania i narzucił na niebie pierwszą, lepszą koszulę po czym stwierdził, że jest tak piękny że nie musi się nawet czesać żeby olśniewać swym widokiem i wyszedł. Reszta dnia mi minęła nijak. Starałem się nie myśleć o swojej nowej pracy. W okolicach drugiej popołudniu ruszyłem do sali przesłuchań, gdzie Abbadon pokrótce mi wyjaśniła na czym ma polegać moja funkcja.
-Nikogo nie obchodzi jak to zrobisz, oprócz tego, że ma być boleśnie. Masz wyciągnąć informacje. Im ciężej ktoś chce zeznawać tym masz bardziej drastycznie przesłuchiwać. Póki Azazel nie uzna, że przesłuchiwany jednak jest niewinny. Jasne?
-Kurewsko- syknąłem, a ona złośliwie dodała.
-Język! Smarku.
-Pilnuję się tylko przy damach- rzuciłem przez ramię i usiadłem na swoim miejscu. Oby ten więzień chciał współpracować. Nie miałem ochoty na znęcanie się nad innymi. Szczególnie dlatego, że byłem niedawno na ich miejscu. Wprowadzili niejakiego Nicka Wesslesmana. Oskarżony o podważanie autorytetu prezydenta. Opowiedział mi sytuacje o jaką był posądzony i wierzyłem facetowi. Oczywiście była absurdalna. Pasowała do schematu zamknięć w tym więzieniu. Chciałem już wyjść ale w moim chipie rozbrzmiał głos Abbadon.
-Musisz sprawdzić czy mówi prawdę. Jak trochę pocierpi i nadal będzie utrzymywał tą wersje to pewnie nie kłamał- przekonałem nerwowo ślinę. Nie chciałem sprawiać niepotrzebnego bólu temu gościowi. Spojrzałem na niego i spokojnie powiedziałem.
-Musze sprawdzić czy nie kłamiesz- wiedział co to znaczy. Cały się spiął, a ja wziąłem pierwsze, lepsze ostrze i zacząłem nacinać jego skórę tuż pod paznokciami.

Przepraszamprzepraszamprzepraszam

Czułem się podle z tym co robiłem. Nick się wydarł jak opętany. Z jego oczu pociekły łzy.
-Opowiedz mi jeszcze raz. Jak to było z tym podważaniem kompetencji prezydenta?- facet wykrzyczał tą samą wersję, a ja wydarłem się do chipa.
-Zadowoleni?!
-Jak na pierwszy raz Ci darujemy. Powiedzmy, że tamten mówi prawdę. Nie najgorzej jak na żółtodzioba Winchester- głos Abbadon przyprawiał mnie o mdłości.
-Pierdol się- syknąłem i odpiąłem półprzytomnego z bólu przesłuchiwanego.
-Przepraszam- szepnąłem do niego a on jęknął najciszej jak był w stanie.
-Nie przepraszaj. Nie żałuj. Nie myśl o tym jeżeli chcesz to jakoś przetrwać.

************

Cześć
Piątek, piątek (a właściwie już sobota), weekendu początek!
Aby wam nieco go umilić, wrzucam rozdział. Dziękuję, że jesteście. Jak zawsze love you all!! <3

Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz