XXXXIX. Możesz mi coś obiecać?

367 55 10
                                    

Kansas, rok 3020.

-Następny- mruknąłem, wycierając ręce z krwi. Wprowadzili kolejnego, a ja beznamiętnie przesłuchiwałem, torturowałem i zawsze wyciągałem prawdę. Nie było osoby, której bym nie złamał. Tkwiłem w tym gównie już ponad trzy lata i wszyscy byli w szoku, że nadal to robiłem. Pobiłem wszelkie rekordy. Chyba gdzieś w głębi ducha byłem popierdolonym sadystą i ta praca była dla mnie. W lustro już nie patrzyłem od dwóch lat. Nie mogłem. Ostatnia próba zerknięcia na swoje odbicie skończyła się rozbitą srebrną taflą i poharataną ręką. Wegetowałem tutaj, nie zastanawiając się co robię, kim jestem i nie myśląc o nikim. Nie utrzymywałem kontaktu z przyjaciółmi, rodziną... Nie chciałem żeby znali mnie takiego. Wydzwaniali i próbowali się nieustannie do mnie dobić ale udawałem, że stąd nie można wychodzić i że wiecznie nie miałem czasu. Byłem pewien, że wiedzieli co robię. Gabriel raz się wemknął do mnie, ale nie byłem w stanie mu spojrzeć w oczy. Nie byłem już tym samym Deanem. Nie zasługiwałem na ich przyjaźń.
-Następny- krzyknąłem, i zacząłem przesłuchanie. Balthazar też czasami próbował się ze mną skontaktować, tak jak Benny, Bobby... I wiele innych. Nie miałem siły dalej wyliczać ludzi, których zawiodłem. Dla których by było lepiej, żeby nigdy mnie nie poznali. Wyrwałem właśnie płytkę paznokcia, przesłuchiwanemu nieszczęśnikowi. Zawył z bólu, a z jego oczu popłynęły łzy. Och jak ja do tego widoku już przywykłem. Jaki był on dla mnie zwyczajny.
-To może opowiesz mi jeszcze raz jak było?- syknąłem i wziąłem do ręki metalową nakładkę na kłykcie. W sumie dawno nie boksowałem. Skończyłem przesłuchanie. Ledwo żywego więźnia zawlekli do celi, a ja ze znudzeniem mruknąłem.
-Następny.
-To wszyscy na dzisiaj- odpowiedział jeden ze strażników patrząc na mnie z lekkim strachem, pomieszanym z obrzydzeniem.
-Już?- zapytałem szczerze zdziwiony i zerknąłem na zegarek.
-Nawet nie ma pory obiadowej. Padają jak muchy- mruknąłem do siebie i zarzuciłem kurtkę na plecy. Postanowiłem zrobić sobie porządny trening na siłowni przed obiadem. Potem pobiegam, a potem pójdę do baru się upić. Miałem wolne do końca dnia. Trzeba było coś robić. Wsadziłem papierosa do ust i zaciągnąłem się rakotwórczą mieszanką. Nie oszukiwałem się. Byłem od nich uzależniony. Lepsze to niż psychotropy... Potrząsnąłem głową, wyrzucając z niej niepotrzebne myśli. Kogo obchodziły moje nałogi? I tak zgniję w tej przeklętej sekcji. Nawet ja miałem to gdzieś. Po treningu ruszyłem na obiad, później biegi. Nudy. Na kolację już mi się nie chciało ruszyć tyłka, więc od razu się przebrałem i ruszyłem do baru. Jedna szklanka whisky, druga szklanka, trzecia... To było lepsze niż liczenie baranów, mimo że po piątej lub szóstej się zawsze gubiłem.
-Która to już?- zapytała jakaś dziewczyna, a ja wzruszyłem ramionami.
-Zgubiłem się- mruknąłem, dopijając trunek. Zamówiłem tez szklankę dla niej. Wlewaliśmy w siebie kolejne porcje trunku. Każdy łyk pozwalał zapomnieć. Nie zważając na nic podszedłem do niej i złączyłem nasze usta. Nie obchodziło mnie jej imię. Chodziło mi tylko o seks. Czy z dziewczyną czy z facetem. Obojętne. Jak wszystko tutaj. Jej wargi były miękkie, małe i zdecydowanie za delikatne jak na mój gust. Mój gust gdzieś się szlajał za murem, a ja byłem tak wypalony, że nawet to mnie nie obchodziło. Oderwałem się od niej i mruknąłem.
-Idziemy do mnie?- kiwnęła głową, a ja dodałem.
-Tylko się do mnie nie przywiązuj. Nikomu to jeszcze nie wyszło na dobre.
-Po prostu chcę się z tobą przespać- dodała młoda zwiadowczyni, przedrzeźniając mój ton głosu. Kiwnąłem głową i zapytałem.
-Przeszkadza Ci to?
-Nie zbyt.
***********
Następnego ranka obudziłem się z bólem głowy. Zerknąłem na wolne miejsce obok mojego łóżka i zanotowałem brak dziewczyny.
-Dzięki Bogu-mruknąłem do siebie i podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Zobaczyłem dwie karteczki. Jedna od mojej koleżanki na jedną noc, a drugą od Kevina. Ona napisała swoje imię i numer telefonu, gdybym chciał to powtórzyć. Zgniotłem karteczkę i wyrzuciłem do kosza. Kevin z kolei napisał wypracowanie, że mnie nienawidzi i że śpi w wannie jak coś. Parsknąłem śmiechem i zajrzałem do naszej łazienki. Obudziłem mojego współlokatora, który zmrużył wściekle oczy i syknął.
-Mieliśmy się uprzedzać przed przyprowadzaniem dziewczyn- wzruszyłem ramionami.
-To był spontan.
-Następnym razem nie wyjdę do tego śmierdzącego kibla i nie będę dawał Ci prywatności!
-Mi to obojętne- dodałem, a mój kumpel wyszedł z wanny i poszedł do pokoju kładąc się na swoim łóżku. Nie chciałem już go bardziej denerwować dlatego się ubrałem i ruszyłem na śniadanie. Średnio miałem ochotę na cokolwiek, dlatego skończyło się jedynie na kawie. Później przebrałem się do pracy. Chciałem wejść do swojego pokoju przesłuchań ale wezwał mnie do siebie Azazel. Wszedłem do jego biura, a on rzucił obojętnie.
-Dzisiaj w pokoju dla niebezpiecznych więźniów przeprowadzisz przesłuchanie.
-Dlaczego?- zapytałem, a on spojrzał na mnie i dodał.
-Mam dla Ciebie prezent gwiazdkowy. Mamy nowy nabytek i coś czuję, że nawet dla Ciebie będzie wyzwaniem złamanie go.
-Nie doceniasz mnie- zaśmiałem się, a on wzruszył ramionami.
-Przyznaję. Wiele razy mi się to zdarzyło i zdarza w twoim wypadku. Ale ty chyba nie doceniasz swojego wyzwania.
-Zobaczymy- dodałem zaciekawiony.- nie dawaj mi jego akt. Sam się dowiem co zrobił. Będzie zabawniej.
-Jak tam sobie chcesz- wzruszył ramionami i dał mi kluczyk do sali.
-Masz dwie godziny na przygotowanie się. A i dzwonił twój brat. Jutro ceremonia przydziału do sekcji, czy on nie jest rocznikiem kończącym teraz edukację ogólną?
-Jest- powiedziałem, spinając się. Na śmierć zapomniałem. Pośpiesznie wybrałem do niego numer i usłyszałem jego głos w słuchawce. Nie rozmawialiśmy strasznie długo.
-Dean?- tęskniłem. Teraz to poczułem. Nie powinienem tęsknić. Lepiej dla Sama żeby się ze mną nie zadawał.
-Cześć smarku- powiedziałem, ledwo opanowując ton głosu.
-Dlaczego nie dzwonisz?- zapytał z lekkim wyrzutem. Było mu przykro. Czułem to.
-Sammy, to nie rozmowa na telefon...
-To się ze mną spotkaj do cholery! Cała paczka chce Cię zobaczyć! Co się z tobą dzieje?
-Obawiam się, że nie spodobałoby wam się to co byście spotkali- mruknąłem będąc wściekłym na siebie, że mi głos zadrżał.
-Dean, kochamy Cię bez względu na to co się z tobą dzieje... Proszę Cię, mama prawie się załamała. Musisz się z nami w końcu spotkać- wziąłem głębszy wdech. Miał rację.
-Dobrze, po twojej ceremonii przydziału wezmę wolne. Jak twoje nastawienie?
-W porządku. Co by nie było dam sobie radę- rzucił spokojniejszym głosem, a ja się delikatnie uśmiechnąłem.
-Wiem młody, wiem. Daj mi znać jak poszło. Będę trzymać kciuki.
-Dam. Dean?
-No?
-Możesz mi coś obiecać?
-Mogę- rzuciłem czując wyrzutu sumienia, że tak długo się nie odzywałem.
-Nigdy więcej nas tak nie zostawiaj bez słowa wyjaśnienia. Nigdy więcej mnie tak nie zostawiaj.
-Obiecuję- dodałem łamiącym się głosem i zerwałem połączenie. Zamknąłem oczy, biorąc kilka głębszych wdechów. Nie teraz. Masz zadanie do wykonania. Poszedłem do swoich narzędzi tortur i zacząłem przecierać każde z nich. I tak nie miałem co robić. Starałem się nie myśleć. Ile bólu sprawiłem każdym z nich. Nie mogłem o tym myśleć jeżeli chciałem tu przetrwać. Nuciłem pod nosem kawałek z dawnej epoki.

  "You're as cold as ice
You're willing to sacrifice our love
You naver take advice
Someday you'll pay the price
I know  "

Foreigner był jednym z moich ulubionych wykonawców. Skończyłem przecierać sprzęt. Spakowałem go i zerknąłem na zegarek. Już czas. Ruszyłem do docelowej sali. Więzień już na mnie czekał. Wszedłem bezceremonialnie i położyłem ostrożnie narzędzia na najbliższym regale. Nadal nucąc pod nosem, zacząłem je rozkładać. W końcu przerwałem i nadal nie zaszczycając tamtego swoim spojrzeniem mruknąłem.
-Nie wiem czy Cię to obchodzi ale jestem Dean, będę Cię przesłuchiwać- wraz z skończeniem ostatniego zdania postanowiłem na niego spojrzeć. Bawiłem się scyzorykiem, który momentalnie wypuściłem na ziemię. Wbił się w podłoże tuż obok mojej stopy. Patrzyłem w zmęczone spojrzenie. Znałem go. Fala gorąca uderzyła każdą moją komórkę ciała. Miałem trudności z oddychaniem. To musiał być sen. Jakiś kolejny koszmar. Musiałem się obudzić. Mężczyzna nie spuszczając ze mnie wzroku powiedział głębokim głosem.
-Witaj Dean. Moje imię to Castiel.

*********

Hello, no i zaczynam mieszać :P
Ciekawi co to dalej będzie?

Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz