LI. Musiałbym napisać książkę.

353 49 3
                                    

-Potrzebuję dnia wolnego- powiedziałem wypranym z emocji głosem, a Azazel syknął.
-Czemu nagle go potrzebujesz?
-Bo nie brałem wolnego od trzech lat i nie widziałem się wieki z rodziną. Chcesz, żeby media się dowiedziały, że się nade mną znęcasz psychicznie?
-To bzdura!- ryknął wściekle, a ja udając epicki spokój wzruszyłem ramionami.
-Może. Myślisz, że oni będą pytać czy kłamię czy nie?- Szef sekcji był wściekły ale wiedział że jest na przegranej pozycji. Warknął jedynie.
-Jeden dzień. Później masz dokończyć przesłuchanie twojego pupila.
-Dobra- mruknąłem i wyszedłem. Napisałem do Sama, że po północy się zjawie w domu. Jeden dzień to jeden dzień. Wykorzystam każdą jego minutę. Spakowałem kilka niezbędnych rzeczy i gdy tylko mój zegarek wskazał godzinę zero wymeldowałem się z sekcji i biegiem ruszyłem w stronę domu. Zapomniałem nawet jak dokładnie wyglądał mój pokój. Podczas gdy moi przyjaciele zamieszkali w swoich starych domach po zakończonym szkoleniu lub wynajmowali już swoje mieszkania ja utknąłem w tej przeklętej sekcji. To było niesprawiedliwe. Nie przerywałem biegu. Moje serce biło coraz szybciej, a adrenalina uderzyła do głowy. Czułem się wolny pierwszy raz od niemal czterech lat. Zaśmiałem się do gwiazd i przyspieszyłem bieg. Po jakiś dwudziestu minutach byłem pod domem. Zobaczyłem swoją czarną piękność. Brat o nią dbał. Pogłaskałem ją czule po masce i mruknąłem.
-Cześć piękna. Tęskniłaś?- ona jedynie lśniła w blasku gwiazd, ale mi to wystarczyło. Starałem się zapamiętać na nowo każdy centymetr tego idealnego auta. Był symbolem mojego poprzedniego życia, wolności, szczęścia, przygody... Westchnąłem i z trudem odrywając od niej wzrok ruszyłem w stronę wejścia. Wtedy drzwi się otworzyły, a mój brat wybiegł i rzucił mi się na szyję... A raczej objął od stóp do głowy.
-Jakiś ty wielki- mruknąłem, a on się oderwał i drżącym głosem powiedział.
-Za długo Cię nie było Dean.. za długo.
-Wiem- pokiwałem głową, klepiąc go po ramieniu.- teraz już jestem i będę. Obiecałem- Sammy na to nic nie powiedział. Pewnie, próbował zapanować nad emocjami. Widziałem to po jego przyspieszonym oddechu i serce mi pękało ze świadomością, że to przeze mnie tyle wycierpiał.
-Nie mówiłem mamie, że przyjdziesz. Teraz śpi. Idziemy na spacer?- zapytał, a ja kiwnąłem głową, patrząc na dziecinkę. On przewrócił oczami i podał mi kluczki. Wskoczyłem do niej i czym prędzej odpaliłem silnik. Zamruczał przyjaźnie. Pogładziłem obicie jej kierownicy, po czym zanotowałem ipod'a w środku, który wraz z odpaleniem silnika zaczął grać jakieś współczesne gówno.
-Co to jest?!- wydarłem się, a on podniósł ręce w obronnym geście i mruknął.
-Ipod. Ciężko o reprodukcje kaset z nie-historycznymi kawałkami.
-Zabierz mi to gówno z mojego dziecka- pogroziłem ale nie poczekałem na jego reakcję tylko odpiąłem sprzęt i rzuciłem to ze złością na tylne siedzenie.
-Palant- mruknął mój brat, a mi złość od razu przeszła.
-Też Cię kocham, suko.
******
Zaparkowaliśmy pod bazą i wślizgnęliśmy się do środka. Dobrze było odwiedzić to miejsce. W końcu zadałem pytanie, na które bałem się uzyskać odpowiedzi.
-Jak ceremonia przydziału?- Sam na mnie zerknął i chciał mnie potrzymać w niepewności ale widząc moją minę buchnął śmiechem i wesoło powiedział.
-Sekcja sportowa- wypuściłem powietrze ze świstem z płuc i mruknąłem.
-Dzięki Bogu.
-Dawno nie byłem po drugiej stronie. Chyba to mnie uratowało- dodał Sammy, a ja pokiwałem twierdząco głową.
-Jak mama sobie radzi? Problemy z Connorem ustały?
-Jest już od dłuższego czasu spokojnie. Mama sobie radzi dobrze ale martwi się bardzo o Ciebie i tęskni. Z całą paczką się widzę niemal codziennie. Tylko Ciebie brakuje. Już planowaliśmy zamach na twoją sekcję żeby Cię odbić- zażartował, a ja poczułem ukłucie zazdrości. Tyle mnie omijało. Ile bym dał, żeby znowu mieszkać w domu... Po tym Sammy zapytał mnie o to co przeżyłem podczas procesu ale pokręciłem głową i mruknąłem, że nie jestem w stanie mu o tym powiedzieć.
-A jak Ci tam teraz?- zapytał, a ja już chciałem powiedzieć, że nie najgorzej ale gdy otworzyłem usta, to jedyne co się z nich wydobyło to szloch. W końcu nie wytrzymałem. Wiedziałem, że kiedyś to się stanie. Sam zamrugał zszokowany usiadł tuż obok mnie, pozwalając mi się wypłakać. Uspokajająco klepał mnie po plecach. Byłem zaskoczony tym gestem. Od dawna nikt się tak mną nie zajmował. Mimo, że okazywanie słabości to rzecz której nienawidziłem to własnemu bratu mogłem się wyryczeć na ramieniu. Nie miałem siły dźwigać tego wszystkiego sam. Zacząłem mówić przez łzy, rozedrganym głosem.
-Muszę torturować więźniów. Muszę GO torturować, Sammy. Nie dam rady dłużej tego robić. Wyda się, że go znam i zabiją nas obydwu...- nie byłem w stanie sklecić składanego zdania. Słowa same wypadały z moich ust, przeciskając się pomiędzy spazmami płaczu.
-Kogo musisz torturować?- zapytał podniesionym głosem, a ja nie mogąc się jeszcze uspokoić rzuciłem.
-Castiela. Mają go. Zabiją go albo mi każą to zrobić- Sam był w szoku. Chyba nie spodziewał się, że u mnie jest aż tak źle. Po prostu mnie przytulił i pozwolił zamoczyć cały rękaw. Byłem złamany. Teraz dopiero czułem jak mnie wypaliły ostatnie lata. Czułem się jak bezbronny sześciolatek, który nie był w stanie samodzielnie nic zrobić. W którymś momencie nie miałem siły już płakać. Odsunąłem się od brata. Wyglądał pięć lat starzej bo natłoku informacji ode mnie. Nie chciałem mu tego robić ale byłem zbyt słaby żeby dalej trzymać to w tajemnicy. Pewnie dlatego podświadomie przez ostatnie trzy lata unikałem bliskich mi ludzi. Nie chciałem niszczyć im życia. Teraz już było za późno żeby się z tego wycofać. Później opowiedziałem bratu wszystko co wiedziałem od śmierci. Słuchał mnie uważnie, po czym w końcu się odezwał.
-Mówiłem Ci kiedyś o moim wypracowaniu z polskiego?- zapytał zbijając mnie nieco z tropu.
-Nie...- rzuciłem niepewnie, a on kontynuował.
-Tematem było "Bohater, który sprawia, że każdego dnia staram się być lepszy niż jestem". Opisałem Ciebie. Jesteś najsilniejszym i najlepszym człowiekiem jakiego znam. Zawsze chciałem być taki jak ty. Zawsze dokonywałeś niemożliwego, byłeś bardziej dla innych niż dla siebie. Po śmierci taty posklejałeś mnie i mamę do kupy, mimo że sam też byłeś w rozsypce ale to co mi teraz o sobie powiedziałeś... To co robiłeś... to co przeszedłeś...- powiedział i zawiesił się na moment. Spuściłem ze wstydem głowę. Zawiodłem go. Byłem tak naprawdę marnym ćpunem, który teraz torturuje niewinnych i robi obrzydliwe rzeczy.- To co przeszedłeś jest niemal fizycznie niemożliwe do przetrwania i wiem to nie znając szczegółów od Ciebie i nie wymagam żebyś kiedykolwiek mi o tym powiedział. To, że wróciłeś, że nadal masz ludzkie uczucia... Dean, gdybym teraz miał znowu napisać taką pracę to musiałbym napisać książkę i to i tak by nie oddało tego co dokonałeś. Jeżeli ktoś ma coś zmienić w tej osadzie to jesteś to ty. Poprowadź nas. Uwolnij Castiela. Ten system jest chory i jeżeli ty go nie zniszczysz to nikt nie będzie w stanie tego zrobić. Dean, to miasto runie jeżeli nie zaczniemy na nowo oswajać przyrody. Jesteś naszą ostatnią nadzieją...

******

Rozdział, krótki gdyż iż ponieważ sesja mi bardzo utrudnia pisanie. Mam nadzieję, że mimo to wam się podobał. Następny powinien się pojawić szybciej. Dziękuję, że jesteście <3

Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz