XXIX. Co robisz?

406 57 5
                                    

Siedziałem z moją brygadą. Nikt nic nie mówił. Byliśmy w dupie. W końcu ciszę przerwał Gabriel.
-Myślicie, że tak dobrze zdaliśmy testy bo byliśmy już za murem?
-Jeszcze pytasz? Gdybym na żywo nie widział tego całego kurewstwa co egzystuje w tej dziczy to bym się zasrał ze strachu na pierwszej próbie gdy uciekałem przed stadem- prychnąłem ze złością i rzuciłem butelką, trafiając ją prosto do kosza. Nie tak miało być. Po co nam była ta cała wyprawa? Ależ ja byłem idiotą. Charlie próbowała uspokoić sytuację.
-Słuchajcie, padamy z nóg i jesteśmy wściekli. Mamy ostatnie 3 dni żeby się pożegnać. Proponuję to zrobić jutro, bo nie chcę z tym zwlekać. Im później tym będzie mi trudniej- powiedziała wszystko na jednym wdechu. Wtedy się Chuck wtrącił.
-Masz rację ale przecież będziemy się widzieć co miesiąc jak będzie dzień spotkań.
-Raz na miesiąc to inaczej niż codziennie- mruknąłem niezadowolony.- zobaczymy czy tam będziemy mogli zachować chipy żeby chociaż codziennie się kontaktować albo czy chociaż jakiś telefon raz na tydzień będzie nam przysługiwać- zamyśliłem się mając ochotę uciec za mur i zamieszkać z Castielem. Jedyne co trzymało mnie tutaj to strach, że narobił bym tym ogromnych problemów mamie i bratu. Pożegnałem się z nimi i udałem w stronę dziecinki. Ją też będę musiał zostawić. Mam nadzieję, że Sammy będzie o nią dbał, a mama czasem ją weźmie na przejażdżkę póki mój brat nie zrobi sobie prawa jazdy. Trafiłem do sekcji z najbardziej rygorystycznymi metodami szkolenia. Musiałem rzucić dosłownie wszystko i zacząć nowe życie. Problem był w tym, że podobało mi się ono takie jakie było. Po kilku minutach byłem pod domem. Ledwo przekroczyłem próg, a mama i Sam zalali mnie tysiącem pytań. Z tej ogromnej puli w końcu wyłoniło się jedno, najważniejsze.
-W której sekcji jesteś?-Przekrzykiwali się na zmianę, aż wyglądało to komicznie.
-Zwiadowcy- chwila Ciszy. Mama zaczęła szaleć i mi gratulować. Była dumna. Sammy z kolei stał jak wryty. Był przerażony. Opowiedziałem im pokrótce jak przebiegał test i poszedłem do siebie do pokoju. Po jakiś piętnastu minutach wszedł do niego nieśmiało mój brat.
-Dean?
-No?
-Jak się czujesz?
-Wykurwiście- skrzywiłem się i zerknąłem na niego.- jak myślisz geniuszu?
-Jakoś trzeba było zacząć rozmowę- mruknął sam do siebie i usiadł na skraju łóżka.
-Jutro mogę się pożegnać z paczką? Dopiero ich zobaczę w dniu odwiedzin i...
-Pewnie, nawet musisz. Jesteś jej częścią- powiedziałem spokojnie i lekko się uśmiechnąłem. Zrobił to samo i kontynuował rozmowę.
-Chcesz pożegnać jakoś Casa? Wiesz skoro masz być zwiadowcą to nie będziesz mógł się z nim spotkać bo natychmiast by go złapali...
-Nie chcę rozmawiać o Castielu. Za jakieś 3 dni będę należał do sekcji, która na niego poluje. Nie spojrzę mu w oczy- powiedziałem posępnie. Sam westchnął i walnął się obok mnie.
-Co robisz?-zapytałem.
-Leżę?- odpowiedział lekceważąco i nie zmienił pozycji nawet o milimetr.
-Nie masz swojego łóżka?
-Chcę się nacieszyć twoim głupim ryjem póki mogę.
-Suka.
-Palant- odpowiedział Sammy, a ja zasnąłem.
******
Wstałem, a raczej zostałem brutalnie obudzony bardzo wcześnie. Sam już był ubrany i popędzał mnie nawet w mruganiu. Przypomniałem sobie, że dzisiaj dzień pożegnania z całą brygadą więc dzielnie znosiłem jego zrzędzenie. Po 20 minutach zjadłem śniadanie i byłem gotowy do drogi. Zgarnąłem każdego z ekipy, oczywiście budząc ich bo jeszcze nie odespali wczorajszego dnia.
-Gdzie jedziemy?- zapytała Charlie ziewając.
-Zobaczycie- mruknąłem i odpaliłem silnik. Po chwili byliśmy pod domem Raphaela.
-Zawsze chciałem zrobić jakiś numer temu baranowi. Teraz mam ostatnią okazję na to- uśmiechnąłem się do nich zadziornie, a oni westchnęli.
-No to jaki masz plan?- zapytał Chuck, a ja wzruszyłem ramionami. Gabriel po chwili zabrał głos.
-Przemalujmy mu płot na różowo.
-No dobra- zaśmiałem się. Raphael był rok młodszy więc jeszcze trochę tu pomieszka. Po chwili Chuck dodał.
-Daj mi jego numer telefonu. Włamię się tam- podałem mu to o co mnie prosił.
-Zmień mu tapetę na jakieś różowe lalki- mój brat podsunął mu pomysł, a Charlie podłapała.
-Dzwonek i granie na czekanie też mu zmień. Była kiedyś taka piosenka..  czekaj... Wiem! Barbie Girl czy jakoś tak- zaśmiała się, a Chuck pokiwał głową z zadowoleniem. Uśmiechnąłem się i podjechałem do sklepu po różową farbę. Sammy jeszcze zaczął przerabiać zdjęcie Raphaela, ubierając go w różową sukienkę. Postanowili wrzucić ten wizerunek na jego profil na Facebooku. Coś czuję, że długo będzie się z tego tłumaczył. Kupiliśmy farbę. Gabriel pobiegł na czaty, a my wzięliśmy pędzle i z prędkością światła zaczęliśmy działać. Nikt nas nie mógł zobaczyć, dlatego było mało czasu. Po jakiś piętnastu minutach płot był różowy. Zaczęliśmy się śmiać i cali ubabrani w farbie rozpoczęliśmy wojnę na chlapanie się nią. Wtedy Gabe krzyknął, że ktoś idzie. Biegiem wskoczyliśmy do dziecinki. Ruszyłem z piskiem opon, tak że nikt nas nie zobaczył. Po jakiś dwóch kilometrach zaczęliśmy się znowu śmiać. Może ten numer był dziecinny ale tak naprawdę mieliśmy ostatnie dni gdy mogliśmy sobie jeszcze pozwolić na bycie dziećmi.
-Ale się zdziwi jak mu telefon zadzwoni!- ryknęła Charlie.
-Lepiej wyobraź sobie minę jak zobaczy ten płot, albo minę jego znajomych jak będą do niego dzwonić a tam ta twoja piosenka.. już nie wspomnę o Facebooku. Jesteśmy genialni- powiedziałem rozmazując jej na twarzy resztki farby. Podskoczyliśmy do Gabriela, żeby się umyć. Dał nam swoje ciuchy na przebranie. Później poszliśmy na tor wyścigowy z gokartami. Zrobiliśmy sobie zawody, które oczywiście wygrałem. Gdy nam ściganie się znudziło zaczęliśmy się przepychać i rozbijać o bandy. Czas dobiegł końca, a my cali poobijani wysiedliśmy i się wykłócaliśmy kto oszukiwał podczas rywalizacji. Nadeszła pora obiadu, więc zahaczyliśmy o jakieś hamburgery. Oczywiście mój brat jęczał przez godzinę jakie to niezdrowe ale nikt go nie słuchał, wiec dał sobie spokój i zjadł to co było. Jeszcze poszliśmy na tory przeszkód i podzieliliśmy się w dwie drużyny. Ten kto wygra, wybiera film na wieczór. Ja, Charile i Gabe na Sama i Chucka. Mieli spore fory bo było ich mniej, co perfidnie wykorzystali i wygrali. Oczywiście nie obyło się bez awantury Gabriela i Chucka. Byliśmy już zmęczeni więc pojechaliśmy do domu Gabe'a. Zwycięzcy na szczęście wybrali jakiś fajny film z przed dekady. "Avengers" czy jakoś tak. Był już środek nocy, kiedy zaczęliśmy się zbierać. Jutro wypadałoby się spakować i pobyć z rodziną.

-To chyba ten moment- powiedziałem smutnym tonem, a wszyscy jak na komendę wstali. Spojrzeliśmy na siebie nie wiedząc co powiedzieć. Po prostu przytuliliśmy się. Każdy wiedział, że teraz będzie wszystko inaczej. Będzie mi ciężko bez nich. Każdy z każdym jeszcze się osobno pożegnał. Po raz kolejny uścisnąłem Chucka.

-Nie daj się tam jakimś kujonom, nie dorastają Ci do pięt- mruknąłem.

-Wiem- wzruszył ramionami, próbując zachować spokojny ton głosu.- Trzymam za Ciebie i Gabe'a kciuki. Widzimy się za miesiąc- pokiwałem głową, chcąc wyjść z tego pomieszczenia jak najszybciej. Nie znosiłem pożegnań. Podszedłem do mojej przyjaciółki, a ta już nawet nie próbowała ukryć kilku uciążliwych łez, kapiących po jej policzkach.

-Ej Szympansie- uśmiechnąłem się do niej, a ona przylgnęła całym ciałem mocno mnie ściskając.- Nie płacz- poklepałem ją po plecach, zaciskając zęby. Nie mogłem się teraz rozkleić.

-Wiesz, że Cię kocham Debilu?- Zapytała chlipiąc mi w podkoszulek. Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem w czoło.

-Ja Ciebie też, jesteście dla mnie jak rodzina- spojrzeliśmy na siebie po raz ostatni, a ja będąc na skraju wytrzymałości odwróciłem się i wyszedłem. Z Gabe'm będę się widział pojutrze, dlatego jedynie mu kiwnąłem, a on od razu załapał o co chodzi. Wsiadłem do dziecinki i czekałem na brata. W międzyczasie pozwoliłem uciec kilku łzom na zewnątrz ale zaraz po tym je starłem, żeby nie było nic widać. Winchesterowie nie płaczą. Dałem chwilę bratu, żeby się pożegnał z brygadą jak należy. On był lepszy w te klocki niż ja. W końcu usiadł na miejscu obok i nic nie powiedział. Pewnie też miał supeł z gardła.Odpaliłem dziecinkę i ruszyłem w stronę domu.

*******

Następny dzień spędziłem cały z mamą i bratem. Naprawiłem kilka rzeczy w domu żeby nic im się nie psuło w najbliższym czasie, po czym ugotowaliśmy razem obiad. Później poszedłem się spakować. Pewna myśl obijała mi się cały dzień po głowie ale starałem się ją ignorować. Wieczorem mama wyciągnęła zdjęcia i zaczęliśmy wspólnie wspominać. Nawet tatę. Nie powiem, że nie sprawiało nam to przykrości bo za nim tęskniliśmy ale w końcu pozwoliłem sobie o nim rozmawiać. Teoretycznie zginął w wypadku. Jechał pożyczonym autem Bobbiego. Tak. Mój trener koszykówki i tata byli najlepszymi przyjaciółmi. Pytałem Bobbiego wiele razy o to zdarzenie ale nie chciał mi nic powiedzieć. Nie wiem po co tata jechał jego samochodem i jak doszło do wypadku. Sprawa nadal była w toku, dlatego wszelkie dane były ściśle tajne. Wiem, że do mnie dzwonił. Nie odebrałem. Gdybym wtedy odebrał to może.... z zamyślenia wyrwała mnie mama, która pytała mnie o to dlaczego kiedyś uciekłem z Samem w środku nocy. On miał wtedy jakieś sześć lat. 

-Bo chciałem mu pokazać fajerwerki- mruknąłem, a mój brat się uśmiechnął przypominając sobie tamtą sytuację.

-Po co?- zapytała zdziwiona, a ja wzruszyłem ramionami. 

-Poprosił mnie o to.

-Nie mogliście nam powiedzieć?- Mary ciągle uparcie chciała wyjaśnienia, więc westchnąłem.

-To była pierwsza rzecz o którą mnie poprosił. Chciałem ją spełnić samodzielnie, żeby wiedział że zawsze może na mnie liczyć- po moich słowach nastała chwila ciszy. Nawet Sammy zaniemówił.

-Ale wtedy dostałeś szlaban- mama patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a ja wzruszyłem ramionami.

-Było warto- pokiwała z niedowierzaniem głową, a ja mimowolnie ziewnąłem. To był długi dzień. 

-Idźcie spać, już późno- niemalże nie rozkazała ale zaraz po tym wstała i ucałowała mnie w czoło.- jesteś najlepszym synem jakiego mogłam sobie wymarzyć- szepnęła mi do ucha, a ja się uśmiechnąłem. 

-Tak mnie wychowałaś, kocham Cię- rzuciłem szybko i poszedłem do siebie. Robiło się nieco łzawo. W pokoju spojrzałem w swoje odbicie denerwując się, że pojutrze wieczorem będę już w zupełnie innym życiu. Wyciągnąłem plecak i zacząłem pakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy.

-Co robisz?- zapytał Sam ze zdziwieniem.

-Pakuję się.

-Po co pakujesz strój ochronny?

-Jutro muszę się pożegnać z Castielem. Z nim akurat na dobre, bo raczej go więcej nie zobaczę.

********

Hejo misiaki!  W końcu jestem tu z rozdziałem. Mam nadzieję, że wam się podobał. Do następnego! <3

Tysiąclecie Apokalipsy cz.1 ~ Niewolnicy Systemu (Destiel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz