Pisałam ten rozdział, kiedy byłam pod wpływem coli i wyglda jak z pornola wyjęty. 😏😎😏😎😏😎😇😈😇😈😇😈
-----------------------------------------------------------
Gdy wchodziliśmy do mojegi już starego domu wszyscy się na nas dziwnie patrzyli. Teraz jesteśmy w moim pokoju. Rozpinam drugą walizkę i kładę ją na łóżku.
-No to zaczynamy.- powiedziałam jak najszybciej mogłam
-Ja pakuję bieliznę, a ty ubrania.- już się odwracał
-O nie, nie, nie, nie, nie. Ja się biorę za bielizne, ty idziesz do łazienki i pakujesz mi szczoteczkę, i środki do kompieli.-
-Wolałbym bieliznę.-
-Max, nie masz czym się podniecać?-
-Mam.- przygryzł wargę i spojrzał na mnie znacząco
-Więc...-
-Idę ci spakować bieliznę.-
-Max!-
-No co?-
-Pamiętasz o czym rozmawialiśmy przed wyjazdem?-
-O tym, że dobrze gotujesz?-
-A później?-
-O twoim tatuażu który masz na...- zachrząkałam
-Później.-
-O tym żebym cię nie rozbie...- zaczęłam kaszleć
-Tak. I co z tego wywnioskowałeś?-
-Że przelece cię jak wrócimy?-
Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
-Max. Jesteśmy w domu, w którym są wampiry z super słuchem.-
-Myślisz, że nas podsłuchują?-
-Nie misiu. Ja to wiem.-
-Może to i dobrze...-
-Do czego zmierzasz?- zdziwiłam się
-Niech usłyszą, że cię kocham.-
-Co? Co ty planujesz?- zaczął do mnie podchodzić
-Zaraz dowiedzą się co to miłość u wilkołaków.-
-Max?- trafiłam na ścianę
-Teraz nawet głuchy usłyszy twoje jęki.-
-Co? Max?-
Jak zawsze westchnęłam, gdy jego usta dotknęły mojej szyi.
-Max. Przestań.- zaśmiałam się gdy mnie połaskotał
-Znowu mi odmawiasz.- mrukną, jakbym teraz w ogóle nie wiła się pod nim ze śmiechu jak kura po maryśce
-Ma... Max... Max... Przes... Prze... sta... ń... Max... Pro... szę... Nie... Max... Kurwa...-
-Przeproś.-
-Za... za... co...-
-Za to że mi odmawiasz.-
-Max... Nie... Max... Prze... stań...-
-Przeproś.-
-Prze... pra... szam.-
-Grzeczny koteciek.-
Pocałował mnie. Oparł ręce po obu stronach mojej głowy i naparł na mnie całym ciałem. Sapnęłam. Wsunęłam mu ręce pod koszulkę, tylko żeby poczuć jego zajebiste mięśnie.
-Zabierz te ręce, jeśli nie chcesz się pieprzyć na tej komodzie.- (obok nas stała komoda)
-Ona jest starsza od ciebie.-
-Ty też, ale w łóżku jesteś boginią.-
-Mam to uznać za kąplement?-
-To coś wiecej niż kąplement.-
-Znów mnie chcesz zaciągnać do łóżka?-
-Nie...-
-Naucz się kłamać.-
-Wystarczy mój testosteron, abyś zapomniała, że kłamie.-
-Pewny jesteś?-
-Jak tego że jesteś seksowna.-
-Jesteś w błędzie.-
-Naprawdę?-
-Tak.-
Odepchna sie od ściany i staną przede mną. Złapał za brzeg koszulki i powoli napinając wszystkie mięśnie zciągną ją z siebie. O matko... dla czego tu tak gorąco...
Patrzyłam na jego klate jak zahipnotyzowana.
Gdyby ten dom nie był pełen wampirów to... wiecie co. Nuż jego wczesniejsze groźby by się sprawdziły?
Przygryzłam wargę. On nadal tam stał i telepatycznie czułam, że się uśmiecha.
-Widziałem jak mnie obserwujesz, kiedy chodze bez koszulki. Sam twój wzrok wtedy sprawia, że mi staje.-
Spojrzałam w jego oczy. Nadal sie uśmiechał. Ja czułam jak mi świadomość wraca. Momentalnie się zaczerwieniłam.
-Im szybciej mnie spakujemy, tym szybciej wrócimy do domu.-
-A tam do końca dnia nie będziemy wychodzić z łóżka.-
Nie odezwałam się.
-Wiedziałem, że się zgodzisz.-
-Nic przecierz nie powiedziałam.-
-Ale nie zaprzeczyłaś od razu.-
-Bujaj się.-
-Bujać to ja będę tobą.-Jak wychodziliśmy jeszcze dziwniej się na nas patrzyli.
Nie wychodzilismy z łóżka do końca dnia.
Rano wszystko mnie bolało, szczególnie dolne partie ciała.
W nocy nie spałam. Jak wcześniej mówiłam, żadko śpię. Max patrzył się na mnie z tym łobuzerskim uśmiechem.
-Czego się tak patrzysz?-
-Jak?-
-Jak napalony pedofil.-
-Jestem napalony, a czy pedofilem? Chyba nie.-
-O nie, nie, nie, nie, nie. Już ci starczy na dzisiaj.-
-Przecież o nic cie nie prosze.-
-No i bardzo dobrze.- założyłam ręce piersiach, a że leżałam na plecach patrzyłam się w sufit
-Jesteś zła?-
-Nie. Dlaczego?-
-Za moje zachowanie.-spojrzał na mnie smutno
-Nie.- uśmiechnęłam się
-Weź opuść te ręce, bo kusisz.- zrobiłam co kazał
-Wiesz co mnie zastanawia?- spytałam po dłuższej chwili milczenia
-Co?- jeździł palcem po moim brzuchu
-To, że się tak szybko zmieniasz.-
-Nie rozumiem.-przyznał
-Wcześniej byłeś normalny, a teraz zachowujesz się jak napalony neandertalczyk.-
-Za dwa dni pełnia.-
-A no tak. Zapomniałam.-
-Przytul mnie.-
-Czemu?-
-Bo chcę iść spać, ale chce mieć pewność, że jesteś koło mnie.-
Odwróciłam się na bok i przysunęłam się do niego. Leżałam do niego plecami. Obią mnie i położył rękę na moim brzuchu. Wplotłam w nią moje palce. Max gładził ją kciukiem.
-Tygrysku?-
-Tak?-
-Kto to jest Emily?-
Była chwila ciszy. Nie spodziewakam się tego pytani.
-Emily była moją przyjaciółką.-
-Była?-
Westchnęłam.
-Ja nie jestem córką Viktora, tylko Luisa.- nie mogam nic więcej powiedzieć. Podniosłam się do siadu -Dawno, dawno temu, żyła sobie królewna. Mieszkała w wielkim pałacu pełnym sekretów i skarbów. Pewnego dnia, jej rodzice postanowili urządzić bal, aby wydać córkę za mąż. Królewnie nie podobał się ten pomysł, ale rodzice nie słuchali jej sprzeciwów. Tak więc bal się odbył, a wszyscy nie żonaci mężczyźni mieli szansę poślubić królewnę. Zabawa była przednia. Wszyscy tańczyli śmiali się, tylko królewna nie miała powodu aby balować. Koniec końców, królewna musiała poślubić lorda jednego z małych miasteczek. Nazywał się... nazywał się Michael. Był bardzo bogaty i to głównie przekonało ojca królewny do wydania jej właśnie za tego lorda. Wesele było chuczne. Królewna nawet się cieszyła, bo zaczęła lubić swojego małżonka. Nie wiedziaa jednak kim jest. Był o nią bardzo zazdrosny, a co,najbardziej ją przerażało? To że nie był człowiekiem, tylko wilkołakiem. Królewna jednak była dzielna i nie okazywała strachu. Spłodzili dziecko. Miała na imię Anastasia. Pewnego dnia, jej mąż zrobił coś, czego nigdy mu nie wybaczyła. Zabił jej jedyną córeczkę, gdyż był wściekły kiedy chciała odwiedzić swoich rodziców. To był cios w samo jej serce. Kolejnym sztyletem, który rozrywał jej ciało, było porzucenie. Michael znalazł swoją mate, a królewnę zostawił gdzieś w lesie, na łaskę i niełaskę natury. Tam znalazł ją właśnie mężczyzna. Był jak cień, duch i koszmar razem wzięte. Ale jego głos był miękki i aksamitny, jak najdroższy jedwab. W chwili jej słabości znalazł ją i przekona do przemiany. Królewna zrozumiała o co mu chodz dopiero gdy wpuszczał do jej żył jad. Tak oto narodziła się na nowo. Nie jako człowiek, tylko wampir. Zamieszkała wraz z mężczyzną i jego dziećmi. Wieki lat później, poznała człowieka. Ludzką kobietę. Nie wiedziała dla czego, ale ją polubiła i bardzo cierpiała, gdy miała wypadek. Musiała podiąć decyzję w ciągu sekund. Dała jej nowe życie. Jej nowy ojciec przygarną jej nową przyjaciółkę pod dach. Pewnego dnia, kilka lat później, przyłapała swoją przyjaciółkę razem z ludzkim chłopakiem. Ostrzegała ją, pouczała, ale ona sobie z tego nic nie robiła, bo ona go kochała. Pewego dnia, ojciec królewny się dowiedział. Skazał jej przyjaciółkę na egzekucje. Królewna w napadzie szału pragnęła go zabić, ale została pojmana. Uciekła jednak. Szwędała się po krajach. Bała się wszystkich wampirów, wikołaków, czasem nawet ludzi. Pewnego dnia natkęła się na pewego wampira, który obiecał jej schronienie i miłość. I tak się kończy ta opowieść.- podrapałam się po karku
Poczułam jak dwa silne ramiona mnie obejmują. Położyłam głowę na jego szerokiej klatce piersiowej.
-Teraz już wiem jakim skarbem jest twoja miłość. Będę się jeszcze bardziej o nią starał. Kocham cię.- pocałował mnie w policzek
-Max?-
-Tak Tygrysku?-
-Czemu próbowałeś się zabić, wtedy, kiedy przex tydzień się nie widzieliśmy?- napiął wszystkie mięśnie
-Skąd to wiesz?-
-Czemu?-
-Tygrysku, ja...- zaciął się -Ja nie potrafie żyć bez ciebie.-
-A co jeśli przyjdzie nam żyć oddzielnie?-
-Nie mów tak...-
-A co jeśli będziemy oddaleni od siebie miliony kilometrów?-
-Przestań...-
-A co jeśli zapomnimy o sobie?-
-Dość!-
-Będziesz w stanie przeżyć dla mnie?-
-Nie mów tak. Nie zapomne cię, rozumiesz? Kocham cię jak nikogo innego. I choćby przyszo mi nie patrzeć w twoje oczy, będę je widział w oczach wszystkich wokół, chodźby mi przyszło już nie słyszeć twojego śmiechu, każdy ptak mi go zaśpiewa, choćby nie pszyszło mi już dotykać twoich dłoni, każda rzecz mi je będzie przypominać. A gdy ciebie przy mnie nie będzie, znajdę cię, tylko po to aby poczuć twoje usta na moich. Jesteś mi najdroższa, a moje życie przy twoim nic nie znaczy. Nikt mi cię nie zastąpi, bo tylko ty wiesz jak rozpalić mnie jednym spojrzeniem. Tylko ty wiesz jak sprawić, abym przez cały tydzień był szczęśliwy. Tylko ty wiesz jak dotykiem pokazać mi cały wszechświat. Jedyne czego nie wiesz, to jak bardzo cię kocham, jak cię pragne, i jak boli mnie nasze rozstanie. Obiecaj mi, że dobrowolnie mnie nie opuścisz.- nie odzywałam się -Tygrysku?-
-Jeżeli twoje życie będzie w niebezpieczeństwie, nie zawaham się.- wiem, że coś się zbliża, ale nie mam pojęcia co
-Nie mów tak. Nic nam nie będzie grozić. Będziemy żyli długo i szczęśliwie. Jak w bajkach. A królewna znajdzie swojego księcia. Będą mieli gromadkę małych, wrzeszczących dzieci.- położył mi rękę na brzuchu i pocałował w skroń -Każde będzie takie piękne jak mama.-
-I silne jak tata.- uśmiechnęłam się
-Mądre będą po mamie...-
-Ale uparte po tacie...-
-Będą umiały wywołać umiech u każdego, jak mama...-
-I będą romantyczne, tak jak tata.-
-Jestem romantyczny?- pocałował mnie w policzek
-Tak.- przygryzłam wargę
-Jak bardzo?- pocałował mnie w ramię
-Bardzo, bardzo.- położył mi rękę na biodrze
-Kocham cię.- szepną mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz
Zamknęłam oczy i poddałam się jego bliskość. Siedzieliśmy w milczeniu wtuleni w siebie.
-Max.- odezwałam się po chwili
-Tak?-
-Ja... Ja nie mam... Ja nie mam na imię Cassandra.- trudno było mi się do tego przyznać
-Co?- spojrzał na mnie -To jak masz na imię?-
-Jestem.... Nazywam się... Cenobia. Cenobia Peralez.-
-Co? Dla czego?-
-Zmieniłam imię, żeby nikt z tamtego życia mnie nie rozpoznał.-
-Z którego?-
-Z życia z Luisem.-
-Dzień dobry, panno Cenobio Peralez. Jestem Max Alen. Miło mi panią poznać.- przytulił mnie, zaśmiałam się po ciuchu
-Jakie masz drugie imię.- spytałam po chwili
-Max.- szepną w mój policzek
-Ale drugie.-
-No Max.-
-Serio?-
-Tak jestem Maxym Maxymilian Alen. Moi rodzice są dziwni.-
-Wcale nie. Są fajni. Twój tata jest bardzo miły i zabawny, a mama w ogóle nie jest wredną matką rozpuszczonego synka.-
-Jestem rozpuszczony?-
-Nie.-
-Uwierze ci na słowo.-
-Spoko.-
-A ty jak masz na drugie?-
-Ha! Chciałoby się wiedzieć, nie?-
-Bardzo. Powiedz mi.- poprosił
-Nie.-
-Ja ci swoje powiedziałem.-
-Ale ty masz normalne.-
-Ty też.-
-Nie.-
-No weź. Nie daj się prosić.-
-Nie powiem ci.-
-Jeteś tego pewna?- położył dłonie na moich biodrach
-Tak.-
-Na pewno?- wjerzdżał nimi w góre
-Tak.-
-Pewna jesteś?-
-Tak.-
Zaczą mnie łaskotać. Piszczałam.
-Max! Przestań!-
-Najpierw mi powiedz.-
-A! Max! Proszę!-
-Nie. Powiedz mi.-
-Max!-
-Powiesz?-
-A! Max! A! Proszę! Max!-
-No powiedz!-
-Ja! Nie! Nie mam!-
-Nie wierzę ci.-
-Max!-
-Powiesz?-
-Tak! Póść mnie!-
-Zapamiętaj to sobie Tygrysku. Ja zawsze dowiaduję się prawdy.-
-Tak?- odwróciłam się w jego stronę
-Oczywiście.-
Przygryzłam wargę uśmiechając się lekko. Stanęłam na czworaka i przybliżyłam twarz do jego twarzy. Patrzył na mnie uważnie. Nie odzywał się, tylko patrzył.
-Pocałujesz mnie?- spytałam
Pokręcił głową.
-Na to liczyłam.-
Jeszcze bardziej się przybliżyłam. Zamkną oczy. Nie pocałowałam go jednak. Moje usta od jego ust dzieliło 2 centymetry. Otworzył oczy i spojrzał na mnie zdziwiony. Uśmiechnłam się i pocałowałam go wolno w policzek. Zeskoczyłam z łóżka.
-Idziesz pod prysznic?- spytałam
Pierwszy był w łazience.
Czy to dziwne, że patrzyłam sie na niego kiedy spał? Wyglądał tak słodko...
Gdy już był ranek wstałam, aby przygotować śniadanie. Postawiłam na jajecznice z bekonem, bo nie było za dużo produktów w kuchni. Gdy już miałam iść budzić Maxa, on zbiegł ze schodów jakby się paliło.
-Tygrysku!?-
-W kuchni!-
Wpadł jak opażony. Podbiegł do mnie i przycisną do siebie.
-Dzień doby?-
-Nigdy więcej mi tego nie rób.-
-Czego mam nie robić?-
-Myślałem, że uciekaś. Tak się bałem, że mnie zostawiłaś.-
-Chciałam zrobić śniadanie.-
Podniusł mnie i posadził mnie na blacie.
-Następnym razem poczekaj na mnie. Dobrze.-
-Jasne.- uśmiechnęłam się
Pocałował mnie w policzek.
-Nałożę.-
Odszedł ode mnie i wyjął talerze.
-Ja nie jem.- gdy to powiedziałam spojrzał na mnie karcąco
-Musisz coś zjeść.-
-Nie jestem głodna.-
-Będe więc głodować z tobą.- oparł się biodrem o blat
-Max. Zjedz to.-
-Tygrysku. Nie.-
-Max.-
-Tygrysku.-
-Uparty jesteś.-
-A ty niegrzeczna. Chyba należy ci się klaps.- odbił się od blatu
-Max. Nie przeginaj.- wziął mnie na ręce -Max! Odstaw mnie!-
Weszliśmy do jadalni. Max odsuną sobie krzesło i na nie usiadł, przeżucając mnie przez kolano.
-Max!-
-Tak Tygrysku?- szepną mi do ucha, masując moje pośladki
-Zostaw mnie.-
-Byłaś niegrzeczna.- mruczy
-Max. Nie denerwuj mnie.- pisnęłam, gdy poczułam szczypiący ból
-Tygrysku.- znów zaczął masować mi pośladki -Bądź milsza.-
-Max. Odstaw mnie.-
-A jaką będę miał nagrodę?- położył rękę na wewnętrznej stronie mojego uda
-Złamany nos.- znów ten ból
-Tygrysku. Nie mów tak.- gdy mi masował pośladki, zmniejszał ten ból
-Max. Postaw mnie do cholery jasnej, bo jak wstanę, to sprawię tak, że nie będziesz miał dzieci!-
-To za przeklinanie.- to okropne szczypanie -To za to jak do mnie mówisz.- pisnęłam -A to za wzmiankę o dzieciach.-
W moich oczach pojawiły się łzy. To tak okropnie bolało. I to, że znów mi je rozmasowywał pomagało w małym stopniu.
-Będziesz grzeczna?-
-Tak.- mówię przez zaciśnięte zęby
-No już się nie dąsaj.- rzekł gdy zobaczył moją wściekłą minę
-Mogę już wstać?-
-Jak przestanie boleć. Dobrze?-
Pokiwałam głową, za co pocałował mnie czule w głowę.
-Już przestało.-oznajmiłam po jakimś czasie
-Na pewno?-
-Tak.-
Zabrał rękę z mojej pupy i pomógł mi wstać. Przytulił mnie mocno.
-Śniadanie ci wystygnie.- szepczę
-Nie mam ochoty jeść.-
-Przynajmniej załóż koszulkę.-
-A coś ci się nie podoba?- spytał odsuwając się-Nie. Wszystko jest ok-
-Dostanę buziaka?-
-Jak będziesz grzeczny.- teraz ja przejmuję pałeczkę
-Ja zawsze jestem niegrzeczny.- uśmiecha się diabelsko
CZYTASZ
Chcę Cię Tylko Kochać.
VampireOn: Poczułem przepiękny zapach. Podążyłem za nim. Weszłem przez wielkie drewniane drzwi prowadzące do gabinetu mojego Alfy. A tam siedziała ona. Siedziała do mnie tyłem, ale i tak wiedziałem, że to ona. Alfa spojrzał na mnie groźnie. -Max wyjdź.- ry...