19

2.2K 144 1
                                    

Jest bardzo krótki i akcja się w nim błyskawicznie toczy. Trochę jest słaby, ale mam nadzieję że mnie sa to nie ubiczujecie. 🙈🙈🙈
====================================

Wzrok utkwiony w jego oczach. Mięśnie gotowe do błyskawicznego ataku. Ręce luźno. Nie śpieszę się. To on ma zacząć.
Nie. Nie boję się. Może powinnam? Ale nie. Jedyne co teraz czuje to czysta obojętność. Może i jestem szalona stając do walki z możliwie najpotężniejszym wampirem w historii, ale nie żałuję tego. Może w przyszłości.
Ale jesteśmy tu i teraz. Jesteśmy w ciemnej uliczce, wpatrzeni w siebie, oboje czekający na ruch tego drugiego.
Uznałam że to bez sensu tak stać i się patrzeć. Zrobiłam krok do przodu.
Pokażę mu, że się nie boję. Może też uznać, że kompletnie zwariowałam. Kolejny krok, a Iris podąża za mną. Czarny wąż atakuje mnie, ale Iris się na niego rzuca. Odciąga go, abym mogła zaatakować Luisa.
~Zginiesz samotnie.~
To mi pomóż.
~Jak?~
Sama coś wymyśl. Ja muszę się skupić na nieumieraniu.
~Coraz bardziej głupiejesz.~
Wiem.
Nasze miecze się skrzyżowały. W jego oczach dojrzałam niebezpieczny błysk. Zacisnęłam usta. Odepchnęłam go, w tym samym czasie on mnie. Cofnęłam się. Bardziej ścisnęłam w dłoni miecz. Poniwnie natarłam. Wyprowadziłam cios od góry z prawej w jego lewe ramie. Wykonał obrót i osłonił się przed ostrzem swoim mieczem. Gdy stal odbiła się od stali błyskawicznie zaatakowałam na jego prawy bok. Nie zdążył wykonać ruchu i ostrze wbiło się między żebra. On jakby nic nie poczuł-odepchną mnie, przez co upadłam. Naparł i zabrakło mu ułamka sekundy, ponieważ od razu się przetoczyłam na bok. Spróbowałam podciąć mu nogi, ale odskoczył z paskudnym uśmiechem na ustach.
-Cenobio. Uspokój się. Nic nie zdziałasz za bardzo się starając.- poradziła mi pani Eva
-Jestem bardzo zawiedzieny faktem, że postanowiłaś przejść na ich stronę Evo.- Luis spojrzał na nią przez sekundę, w której zdążyłam się podnieść
-Coż... nie tylko Cenobia ma dość wiecznego kontrolowania. Ona walczy za wolność nas wszystkich. Nie zawiedzie nas. A wiesz dla czego? Bo jest przeciwieństwem ciebie, Luisie.-
-Masz racje Evo. Jest przeciwieństwem mnie, toteż jest za słaba aby mnie pokonać. A kiedy będziesz umierała, Cenobio, ostatnie co ujrzysz to jak rozszarpuje tych których kochasz.- uśmiechnął się
Powietrze przeszył ryk. Wszyscy spojrzeliśmy na Irysa, który ostatni raz zatapia kły w łusowatej skórze węża Luisa, tylko po to, by podzielić jego ciało na dwie części. Krew pociekła po jego białym pysku. Znów rykną. Spojrzałam na Luisa, który właśnie mnie atakował. Nim się spostrzegłam jego miecz przeszył moją klatkę piersiową po samą rękojeść.
I wtedy coś zrozumiałam. Luis nigdy nie odpuści. Nawet nie wiem ile bym z nim walczyła, on zawsze będzie ponownie atakował. Nawet, gdyby przegrywał, póki będzie żył nie odpuści. Dlatego musi umrzeć. A ja mu w tym pomogę.
-Nie!- krzykną Max
-Uspokuj się chłopcze.- skarciła go pani Eva -Dajmy jej szansę.-
-O czym pani mówi!?-
Uśmiechnęłam się słodko patrząc w oczy Luisa, w których w tej chwili zobaczyłam zdezorientowanie. Ostatkiem sił przyciągnęłam go do siebie i wgryzłam się w jego szyję. Nie wiem jak szybko piłam ale po chwili w moich rękach pozostała bezwładny worek przypominający człowieka. Upadł na ziemię. Wytarłam ręką usta. Złapałam za rękojeść miecza i wyszarpałam go z mojego ciała. Czułam jak tkanki mi się zrastają. Luis od razu mógł przeciąć mnie na pół i podpalić, ale wolał napawać się widokiem mojej piwolnej śmierci. Teraz ma to na co zasłużył.
Nadal czułam jak krew ze mnie wypływa. Czułam się źle. I jeszcze ten palący ból w brzuchu.
Nogi się pode mną ugieły. Upadłam prosto w ramiona Maxa.
-Tygrysku, co się dzieje?- dotkną mojego policzka -Tygrysku? Słyszysz mnie?- patrzyłam w jego zatroskane oczy
Podeszła do nas postać w kapturze i chuście na twarzy. Spojrzałam w jej błękitne oczy. To na pewno była ona. Te oczy były dla mnie takie znajome. A gdy zdięła kaptur i chustę, tylko uśmiechnęłam się.
-Cieszę się że żyjesz.- powiedziałam słabo
-Nie zamykaj oczu. Zrób to dla mnie.- widzę w jej oczach łzy
-Postaram się Emily.- złapała mnie za rękę -Max.-
-Tak Tygrysku?-
-Przepraszam.-
-Nie. Nie masz za co. Za nic nie musisz przepraszać. Wystarczy, że ze mną zostaniesz.-
Delikatnie mnie pocałował. Zdziwiłam się, że nie przeszkadza mu smak krwi Luisa.
Dzisiaj pierwszy raz zabiłam kogoś w pełni świadomie i bez pomocy mojej wampirzycy i... nie żałuje tego. Czerpie z tego dumę. W końcu zawalczyłam o moje. Moje szczęście, mojego Maxa. I to mi wystarczy. Jeżeli właśnie wydałam ostatnie tchnienie, czuje że zrobiłam już wszystko co miałam zrobić. Już wiem jak smakuje prawdziwa miłość. Max mi ją dał i jestem mu wdzięczna jak cholera.
Położyłam mu drżącą dłoń na policzku. Splótł ze mną palce.
Wcale nie czuje smutku odpływając w niebyt. Tylko szkoda mi łez Maxa, które czuje na swoich policzkach. I szkoda mi Emily, która powstała z martwych. W końcu ją spotkałam po tym jak ją straciłam, a teraz ja odchodzę. Zaczął ogarniać mnie bezwład. Max jeszcze mocniej ściasną moją rękę.
-Nie. Niezostawiaj mnie. Nie rób mi tego.- wyszeptał mi tuż nad ustami -Tygrysku. Nie zostawiaj mnie.-
-Dziękuję ci...- wyszeptałam -za wszystko.-
Poczułam jak obok mnie siada pani Eva.
-Cenobio przeżyjesz.- szepnęła mi do ucha -Ono cię uratuje.- o kim ona mówi? Położyła mi dyskretnie rękę na brzuch -Ono nam cię zwróci. Przeżyjesz.-
Czyżbym była w ciąży? Ale... ale jak...
Poczułam błogie ciepło ciemności i odpłynęłam w akompaniamęcie prekonań pani Evy, że przeżyję, dzięki... mojemu nienarodzonemu dziecku.

Koniec księgi pierwszej.

Jeszcze nie skończyłam.
Moja misja nadal trwa.
A ja... jeszcze powrócę.

Chcę Cię Tylko Kochać.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz