-Max. Gdzie my jedziemy?- zapytałam poraz 10
-To niespodzianka.-odpowiedział
Wetchnęłam.
-Czemu nie chcesz mi powiedzieć?- przysunęłam się do niego -Wolałabym teraz robić coś innego.- położyłam rękę na jego udzie
-Na przykład co?- droczył się
-Chyba się domyślasz.- szepnęłam mu do ucha
-Nie.- widziałam, że się uśmiecha
-Pokazać ci?- pocałowałam go w szyję
-Może nie teraz.- szepnął
-Czemu nie?-
Złapałam za jego rękę i oderwałam ją od kierownicy.
-Tygrysku, prowadzę.-
-Przecież nic nie robię.-
Położyłam jego dłoń na moim kolanie. Była bardzo duża i ciepła. Przeszedł mnie dreszcz.
-Spowodójesz wypadek.- spanął
Jakoś za bardzo się tym nie przejmował, i nie za bardzo mnie do tego zniechęcał.
-Wszystko wezmę na siebie.-
Przesuwałam jego dłoń coraz wyżej, aż wsunęła się pod czarny materiał spódnicy.
-Przestań.- wydyszał
-Co?-
-Tygrysku.- słyszałam naganę w jego głosie
-Tak?-
Dotknął dłonią materiału mojej bielizny. Zacisnął rękę na moim udzie i tak pozostała. Złapałam za jego pasek od spodni.
-Przestań.- powiedział
Zignorowałam go i dalej rozpinałam mu spodnie.
-Tygrysku.- mruknął niezadowolony
Wsunęłam rękę za pasek. Max nagle odkleił rękę od mojego uda i złapał mnie za nadgarstek.
-Chce ci zrobić niespodziankę.- warknął -Nie psuj jej.-
Zjechał na pobocze i zapiął swoje spodnie, po czym ruszył dalej.
Siadłam jak najbliżej drzwi. Byłam na niego wściekła. Założyłam nogę na nogę i uparcie wpatrywałam się w krajobraz na zewnątrz.
-Nie dąsaj się.- powiedział łapiąc mnie za rękę
Wyrwałam mu ją z rąk i oplotłam się nią w pasie.
-Nie denerwuj się.-
Próbował mnie dotchnąć, ale syknęłam na niego jak prawdziwy wampir. Najpierw spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a potem po prostu zapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Powiedziałem, żebyś się nie obrażała.- mruknął zirytowany
-Puść mnie.- powiedziałam
-Jeżeli przestaniesz się dąsać.- wrzucił kierunkowskaz i zaczął skręcać -Więc...-
-Więc mnie puść.-
-Nie.- zatrzymaliśmy się -Max, już nie mam focha. Teraz ty.-
-Max, mam już dość. Wracajmy do domu.-
-Max, już nie mam focha. Teraz ty. Chce słyszeć jak to mówisz.-
Przewróciłam oczami i wysiadłam z auta. Poprawiłam bluzkę i spódnicę i ruszyłam z powrotem do domu piechotą.
-Gdzie ty idziesz?- Max złapał mnie za ramiona -Chce to usłyszeć.-
-Max. Nie denerwój mnie.- przetarłam czoło
-Powiedz to.-
-Jeżeli mnie nie puścisz, odgryzę ci ręce.-
-Nie zrobiłabyś tego.- szepną przytulając mnie od tyłu
-Chcesz się założyć? U większości wampirów zabicie partnera, to wyznanie miłości. Jeżeli chcesz, mogę się takim stać.-
-A kochasz mnie?- mruknął mi do ucha
-Tak.- odpowiedziałam
-Więc się na mnie nie obrażaj.-
-Nie za bardzo wiem, co ma piernik do wiatraka, ale nie zamierzam wykonywać jakichkolwiek czynności sprowadzających nas do pojednania.-
-Co w takim razie, ja mam zrobić?- schował gowę w zagłębieniu mojej szyi
-Wymyśl coś.- wzruszyłam ramionami
-Chyba mam pomysł.- zakołysał nami -Ale musisz gdzieś ze mną iść.- złapał mnie za dłoń i się ukłonił -Cenobio Pelarez, czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz się zabrać w wyjątkowe dla mnie miejsce?-
-Nie widzę ku temu powodów.- spojrzałam na niego z góry
-Jednak będę rad, gdy się zgodzisz. Obiecuję, że zapewnie ci przednią zabawę. Wszakże jesteś moją księżniczką. Moją panią.-
Nachyliłam się nad nim.
-Życie to nie bajka, a ja już dawno straciłam statut księżnej Cenobi.- uśmiechnęłam się
Wyprostowałam się.
-Moje życie jest bajką.- zapewnił -I ty w niej jesteś królową, a ja nędznym sługą ubiegającym się o względy najpiękniejszej władczyni w historii, bo zakochał się jak głupi i poza nią nic nie widzi. Chodzi za nią krok w krok prosząc o chodź jedno spojrzenie, choćby krytyczne, bo dzięki niemu czuje jak dotyka chmur. A królowa go nie zauwarza. Powiesz mi dla czego tak jest?-
-Bo też się w nim kocha, ale wie że on jej zapewne nienawidz, za to, że musi jej podlegać.-
-W takim razie ona się myli i on.- przybliżył swoją twarz do mojej -Nawzajem nie dostrzegają swych uczuć.- położył mi rękę na policzku -Pokażesz królowo swojemu słudze, jakimi go dażysz uczuciami?-
Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta.
Nie wiedziałam jakim cudem mnie udobruchał. Opowiedział mi bajeczkę, która w żadny sposób nie obrazuje naszych relacji. Mimo to czułam się tym poruszona.
-Chodź, bo jesteśmy spóźnieni.- szepnął
-Na co?-
-Nie psuj niespodzianki.- zaśmiał się
Jęknęłam gdy pociągnął mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić.
-Zamknąłeś samochód?- zapytałam
-Tak.-
-Kiedy?-
-Kiedy próbowałaś mi uciec.-
-Nie możliwe że tak szybko.-
-Przestaniesz mnie zagadywać?-
Warknęłam. Ciągnął mnie dalej przez polną drogę, która powoli przechodziła w las.
-Masz zamiar mnie tu zgwałcić?-
-Bardzo kusząca propozycja, ale nie.- zaśmiał się
Mruknęłam pod nosem, że wolałabym wrócić do domu.
Przeszliśmy kilka metrów i wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Można by to nazwać polaną. Wszędzie było cicho i ciemno. Coś mi tu nie grało.
Nagle ciemność rozproszyła się pod blaskiem lamp rozświetlających całą wolną przestrzeń. W światło zaczęło wchodzić mnustwo ludzi.
-Max?- szpnęłam
Cofnęłam się o krok i natrafiłam na jego ciało.
-To jest moja cała rodzina.-
Z przerażeniem patrzyłam na ciągle wychodzących z ciemności członków rodziny Maxa. U niego w rodzinie to chyba tradycja, żeby dzieci robić hurtowo. Była tam ogromna gromada wilkołaków. Byli bardzo zróżnicowani pod względem ubioru i sposobu poruszania się. Ludzie z czterech różnych stron świata. Masa rozmów. Wszyscy na mnie patrzyli i mnie oceniali. Wiedziałam, że szepczął między sobą, krytykując mój wygląd, albo czy pasuję do tego opływającego seksapilem mężczyzny stojącego za mną.
Byłam spalariżowana. Czułam, że nie mogę się ruszyć.
-Coś ty taka przerażona?- Max zaśmiał mi się do ucha
-Nie spodziewałam się, i mnie trochę przeraziłeś.- wyznałam -To jest ta niespodzianka?- spróbowałam się opanować
-Nie do końca.-
-Co?-
-Chcesz wyjś za mnie za mąż, prawda?- zapytał
-Tak...- odpowiedziałam
-A gdzie masz pierścionek zaręczynowy?-
Zapałam się za serdeczny palec.
-O matko...- zaczęłam chisteryzować
-Nie martw się. Zaraz to naprawimy.- stanął przede mną z zabójczym uśmiechem, po czym klękną, a pode mną kolana się uginały. Wokół nas zapadła grobowa cisza -Jesteś miością mojego życia. Wiedziałem to od początku i wiem to teraz. Kiedy pierwszy raz poczułem twój zapach i spojrzałem w twoje oczy, wiedziałem, że musisz być moja, bo bez ciebie już nie będę potrafił normalnie żyć i nie spojrze na świat tak, jak widzę go z tobą. Jestem najszczęśliwszym męszczyzną na świecie, bo ty trwasz u mego boku. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Cenobio Pelarez. Czy uczynisz mi ten zaszcxyt, i zostaniesz moją żoną?-uśmiechnął się nieśmiało i spojrzał na mnie z nadzieją
Mój mózg powoli przetwarzał co się właściwie dzieje. Trawił każde słowo Maxa. Potem doszedł do wniosku, że nie wytrzyma i się wyłączył. I tak oto zostałam sama.
Próbowałam powiedzieć coś w stylu: ,,Tak! Oczywiście! Cholera! Chce! Boże! Max! Tak!", ale z moich ust wydobywło się tylko powietrze. Odpuściłam sobie próby nieudolnego wysłowienia się i po prostu zamknęłam usta. Zdołałam tylko pokiwać głową.
Jestem pewna, że wszyscy wokół słyszeli walenie mojego serca i moje myśli, przez co pewnie uznali mnie za wariatkę. Jednk, za przeproszeniem, gówno mnie to obchodziło. Liczył się tylko Max i jego słowa. Wszystko poza nim zaczęło znikać, jakby pomalowane białą farbą.
Max wstał i spojrzał mi w oczy, w których pojawiła się duma, gdy wsuwał mi diamentowy pierścionek na palec. Splótł ze mną dłonie. Patrzyłam się, nadal, oniemiała w jego oczy.
Ocknęłam się dopiero, gdy złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Byłam szczęśliwa i czułam, że zaraz zemdleję. Brakowało mi powietrza i było mi strasznie gorąco. Czułam, że dryfuję w innym świecie. Tylko głośne brawa uświadamiały mnie, że stoję na ziemi. Max oderwał się ode mnie i z uśmiechem na ustach zetknął nasze czoła. Obiął mnie szczelnie ramionami.
-Teraz mi wybaczasz?- szepnął
Zaśmiałam się.
-Od pierwszego słowa ci wybaczyłam.-
Staliśmy tak jeszcze chwile po czym Max się ode mnie odczepił. Oplótł ręką mnie w pasie i przysunął bardzo blisko siebie. Stanął przoden do naszej ,,publiczności" i się uśmiechnął.
-Przyjęcie czas zacząć!- krzyknął
Powietrze wypełniło się dźwiękiem wolnej piosenki. Między ludźmi zaczęli chodzić mężczyźni w garniturach niosący tace w prawych rękech, na których były poustawiane kieliszki z różnymi trunkami i przystawkami. Członkowie rodziny Maxa zaczęli między sobą konwersować. Słychać było śmiechy, stukanie kielszków, rozmowy i muzykę.
Starałam się uśmiechać. Nie pierwszy raz jestem wśród całkiem mi obcych ludzi, ale pierwszy raz jestem w centrum uwagi. Może prócz tego balu, na którym spotkałam Michaela.
Czułam, że dużo osób się na na mnie patrzy. Czułam się nieswojo pod ich wzrokiem.
Ktoś zaszedł mnie od tyłu.
-Postarał się, prawda?- Lucy się uśmiechnęła
Odwróciłam się w jej stronę. Na rękach trzymała Viktora. Za nią stał wysoki mężczyzna, o bląd włosach i zielonych oczach. Tak jak ja wyglądał na zmieszanego i przestraszonego. On natomiast niósł Alexa.
Przejełam dziecko od Lucy i przytuliłam je.
-Mamusia się stęskniła.-powiedziałam
-Daje w kość.- powiedziała -Chyba jeszcze nie chce być mamą.- zaśmiała się
-Nie przesadzaj.- prychnęłam -Przecież moje dzieci to najsłodsze stworzenia na świecie.- przytuliłam się do Viktora
-A.- powiedziała, jakby o czymś sobie przypomniła -Nie przedstawiałam ci Alana. To jest mój chłopak Alan.- podaliśmy sobie ręce -A to nażeczona Maxa, Cenobia.-
Uśmiechnęłam się co odwzajemnił. Max złapał mnie za biodro i przysunął do siebie, na co zachichotałam. Ktoś tu jest zazdrosny...
CZYTASZ
Chcę Cię Tylko Kochać.
Ma cà rồngOn: Poczułem przepiękny zapach. Podążyłem za nim. Weszłem przez wielkie drewniane drzwi prowadzące do gabinetu mojego Alfy. A tam siedziała ona. Siedziała do mnie tyłem, ale i tak wiedziałem, że to ona. Alfa spojrzał na mnie groźnie. -Max wyjdź.- ry...