-Scott-
To nie był mój najlepszy dzień. Z samego rana zadzwonił do mnie mój przyjaciel - Kevin. Mówił, że ma dla mnie bardzo ważną wiadomość. Że to sprawa nie cierpiąca zwłoki. Niewiele myśląc złapałem telefon i wybiegłem z mieszkania. Mieszkamy niedaleko od siebie więc na miejscu byłem po 10 minutach.
Okazało się jednak, że Kevin chciał po prostu pokazać mi nową knajpę za miastem, którą wczoraj odwiedził po raz pierwszy. Wsiedliśmy więc do jego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Przez cały czas rozmawialiśmy o różnych pierdołach. Kto jak kto, ale Kevin naprawdę potrafił zarazić dobrym humorem. Pół godziny później byliśmy na miejscu. Po chwili dołączył do nas także Avi - mój kolejny przyjaciel.
Muszę przyznać, że knajpa była naprawdę dobra, jednak nie aż tak świetna jak mój ukochany Starbucks. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, po czym Avi zaproponował wypad do kina. Kevin od razu się zgodził, jednak ja chciałem wcześniej wrócić na mieszkanie, aby popracować nad nową piosenką. Pożegnaliśmy się więc i każdy poszedł w swoją stronę. I wtedy zaczęły się problemy.
Zaraz po wyjściu z lokalu uświadomiłem sobie, że zapomniałem zabrać ze sobą portfela. Powrót do mieszkania autobusem lub taksówką odpadał. Na szczęście miałem ze sobą telefon. Postanowiłem że zadzwonię do mojej przyjaciółki Kirstie. Wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć, więc i tym razem na pewno nie zostawiłaby mnie na pastwę losu. Tego dnia jednak wszechświat postanowił obrócić się przeciwko mnie. Sekundę po tym jak wybrałem numer do mojej przyjaciółki potknąłem się, upadłem, a telefon spadł na jezdnię, prosto pod koła rozpędzonej ciężarówki. Chyba można się domyślić jak to się dla niego skończyło. Nie było nawet czego zbierać.
I tak właśnie znalazłem się tutaj. Daleko od domu, bez portfela i telefonu. Stwierdziłem, że nad śmiercią mojego iPhona będę ubolewać kiedy wrócę do mojego cudownego, ciepłego łóżka. Nie miałem jakiegoś specjalnego planu, więc po prostu otrzepałem się z kurzu z chodnika i ruszyłem w drogę.
Trasa przebiegała wyjątkowo szybko. Miałem niezłe tempo. Jednak jak już wspomniałem wcześniej, tego dnia wszechświat nie był po mojej stronie. Kiedy od przytulnego mieszkanka dzieliło mnie 10 minut drogi zaczął padać deszcz. Chociaż w sumie deszcz to za lekkie określenie. Rozpętała się prawdziwa ulewa. Jedynym plusem było to, że dwie ulice dalej znajdował się Starbucks.
Nie wyobrażam sobie życia bez porannej kawy ze Starbucksa. Znam w tym lokalu wszystkich od właściciela do osób sprzątających. Jestem ich najwierniejszym klientem. Założyłem więc kaptur na głowę i jak najszybszym sprintem przebiegłem dwie ulice które dzieliły mnie od schronienia.
W drzwiach lokalu stanąłem przemoczony i zasapany. Cała sala była zapełniona ludźmi. Domyśliłem się, że nie tylko mnie zaskoczył deszcz. Przeszukałem wzrokiem lokal. Wszystkie miejsca były zajęte. Poza jednym. Przy podwójnym stoliku w kącie siedziała jedna osoba. Stwierdziłem iż musi to być chłopak, gdyż Nadia - dziewczyna, która od czasu do czasu zbiera opinie klientów o lokalu - ewidentnie próbowała go poderwać. Poczekałem jeszcze chwilę aż Nadia odeszła od stolika i sam się do niego zbliżyłem:
- Hej. Mogę się dosiąść? Wszystkie pozostałe miejsca są zajęte - zacząłem
Chłopak, który szukał czegoś w telefonie podniósł na mnie wzrok. Pierwsze co dostrzegłem to jego niezwykłe oczy. Były brązowe i takie ... tajemnicze. Oczy, które w tym momencie przyglądały mi się z delikatnym zaciekawieniem. Po chwili chłopak się uśmiechnął.
- Pewnie, siadaj - oznajmił bardzo nietypowym głosem. Brzmiał trochę jak dziewczyna, jednak coś w barwie jego głosu sprawiało, że nigdy nie przypisałbym tego głosu dziewczynie. Teraz byłem pewien, że wcześniej nie widziałem tego chłopaka.
- Dzięki - odparłem i z ulgą opadłem na siedzenie
- Ciężki dzień? - zapytał szczerze zainteresowany. Co ciekawe, nie było to pytanie złośliwe. Zdawałem sobie sprawę jak muszę wyglądać - zmęczony, przemoczony. Większość ludzi spojrzałaby na mnie krzywo i więcej się nie odezwała. Siedzielibyśmy w krępującej ciszy na przeciwko siebie, aż jedno z nas nie wytrzymałoby niezręcznej sytuacji i postanowiłoby wyjść. Ten chłopak jednak przyglądał mi się z uprzejmym zainteresowaniem i faktycznie chciał poznać odpowiedź.
- Nawet nie wiesz jak - uśmiechnąłem się - istna katastrofa. Ciąg pechowych zdarzeń, które sprawiły, że bez pieniędzy i telefonu wałęsam się po mieście w deszczu.
Cóż, miało to zabrzmieć zabawniej, a zabrzmiało jakbym się żalił. Nieznajomy nie wydawał się być jednak zrażony.
- Więc jaką kawę pijesz? - zapytał
Nie powiem, trochę zbiło mnie to z tropu. Przecież mówiłem, że nie mam przy sobie pieniędzy. Już chciałem mu to powiedzieć, ale zanim zdążyłem wydobyć z siebie słowo dodał:
- Wiem, że nie masz przy sobie pieniędzy, ale wyglądasz na kogoś, kto naprawdę potrzebuje kawy. Chętnie ci jedną postawię.
Normalnie spierałbym się z nieznajomym, który chce mi ofiarować coś za darmo. Dziś jednak byłem cały przemoczony i powoli zaczynałem odczuwać tego skutki więc odparłem tylko:
- Latte z karmelem byłoby spełnieniem marzeń
Chłopak szeroko się uśmiechnął
- Latte z karmelem? Już cię lubię - powiedział, czym wywołał uśmiech i na mojej twarzy.
Wstał od stolika i poszedł złożyć zamówienie. Zauważyłem, że gdy był jeszcze pięć metrów od kasy Lydia, która pracowała jako baristka, poprawiła włosy i szybko pociągnęła usta błyszczykiem. Kiedy chłopak był już przy niej, obdarzyła go najbardziej uroczym uśmiechem jaki u niej widziałem. Nie dziwię się jej. Nieznajomy prezentował się naprawdę dobrze. Miał ciemne, krótkie włosy z grzywką i delikatny zarost. Do tego idealne brwi i te oczy. Zaintrygował mnie.
Spojrzałem na jego miejsce przy stoliku. Nie miał ze sobą żadnych rzeczy, oprócz telefonu który zostawił na blacie. Obok stała jego kawa - latte z karmelem. Uśmiechnąłem się do siebie. Ciekawe czy mamy ze sobą jeszcze więcej wspólnego. Chwilę później wracał już do stolika. Zwróciłem uwagę na sposób w jaki się poruszał i jego smukłą sylwetkę. Lubię poznawać i obserwować nowych ludzi.
- Proszę bardzo - powiedział stawiając przede mną latte - Niech dobroczynna moc kawy cię wzmocni.
- Wielkie dzięki, ratujesz mi życie - odparłem i napiłem się cudownie ciepłego płynu - Nie jesteś stąd, prawda?
- Skąd wiesz? - zapytał znów obdarzając mnie swoim zaciekawionym spojrzeniem
- Jestem pewien, że gdybym widział cię tutaj wcześniej, zapamiętałbym - odparłem wzruszając ramionami - Więc skąd jesteś?
- Z Teksasu. Szukam pomysłu na życie. Pomyślałem, że Los Angeles jest dobrym kierunkiem. Przyjechałem tu dzisiaj. Starbucks jest pierwszym miejscem, które musiałem odwiedzić.
- Więc masz jeszcze sporo do zobaczenia...właśnie, jak masz na imię?
- Mitch
- A więc Mitch, masz jeszcze sporo do zobaczenia. Jeśli kiedykolwiek potrzebowałbyś przewodnika, jestem do usług. Scott Hoying - dostępny 24/7
- Miło mi cię poznać Scott - odparł rozbawiony - Na pewno zapamiętam.
Rozmawialiśmy naprawdę długo. Okazało się, że mamy więcej wspólnego niż mogłem przypuszczać. Deszcz przestał padać już dawno temu, jednak nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Rozmawiało mi się z Mitchem tak dobrze, jakbym znał go od zawsze.
Dopiero gdy się ściemniło, a lokal był prawie pusty, stwierdziłem że pora wracać do siebie. Całą drogę myślałem o moim nowym znajomym i byłem pewien, że jest on idealnym materiałem na przyjaciela. W nocy, kiedy leżałem już w łóżku i nie mogłem spać przypomniałem sobie, że nie poprosiłem go o numer telefonu. Co dziwne, nie zaniepokoiło mnie to. Miałem dziwne przeczucie, że to nie było nasze jedyne spotkanie. Zapomniałem nawet o śmierci mojego ukochanego telefonu. Jeśli musiałem poświęcić jego, aby spotkać Mitcha, to było warto. Po godzinie rozmyślań w końcu udało mi się zasnąć z uśmiechem na twarzy i zdaniem "Już cię lubię" krążącym wciąż po mojej głowie.
CZYTASZ
Jestem Tutaj | Scömíche
FanfictionScott mieszka w LA od zawsze, Mitch dopiero co się przeprowadził. Scott ma tu wielu znajomych, Mitch zaś nie zna nikogo. Kiedy spotkają się po raz pierwszy, od razu nawiąże się między nimi nić porozumienia. Z czasem odkryją, że mają ze sobą więcej w...