- Mitch -
- To już nasz ostatni przystanek - powiedział Scott wchodząc do pomieszczenia znajdującego się na przeciwko jego pokoju
Podążyłem za blondynem i rozejrzałem się dookoła.
- To będzie twój pokój - dodał
Spojrzałem na niego zdziwiony. To miłe że w ogóle mogę tutaj zostać, ale że jeszcze będę miał własny pokój? Czy to nie zbyt wiele?
- Naprawdę?
- No tak. Chyba nie myślałeś, że zamieszkasz w salonie.
Uśmiechnąłem się do Scotta i nic nie odpowiedziałem, bo właśnie dokładnie tak myślałem.
- Jest tylko jeden problem. Nie ma tu łóżka.
Rozejrzałem się dokładniej po pokoju. Było tu biurko, krzesło, szafa, półki ale faktycznie brakowało łóżka.
- Jak dotąd mieszkałem tu zawsze sam i nie potrzebowałem dodatkowej sypialni, więc rodzice zabrali stąd łóżko do domu, do pokoju gościnnego - kontynuował - Jutro kupię nowe łóżko razem z materacem. Nie będzie ci przeszkadzać jeśli jedną noc spędzisz na kanapie?
- Oczywiście że nie, Scott. Równie dobrze mogę spać na dywanie, to żaden problem. Dziękuję że w ogóle pozowliłeś mi tutaj zamieszkać.
Chłopak już miał coś odpowiedzieć, ale przerwało mu pukanie do drzwi. Razem przeszliśmy do salonu aby przywitać gościa.
Okazało się, że to Kirstie.
Najpierw wyściskała mnie jak nigdy, powiedziała jak bardzo się o mnie martwiła, jak bardzo się cieszy że ze mną wszystko w porządku, jak bardzo jej przykro że straciłem mieszkanie i że większość moich rzeczy spłonęła oraz jak bardzo jest zadowolona, że Scott zaproponował mi wspólne mieszkanie a ja się zgodziłem. Skończyło się na tym że po wyjściu blondynki było bardzo późno a ja byłem BARDZO zmęczony.
Ustaliliśmy jednak, chociaż prawdę mówiąc to Kirstie ustaliła, że jutro pójdziemy na zakupy. Większość niezbędnych rzeczy dostałem od Scotta, jednak wciąż brakowało mi paru drobiazgów i ubrań.
Następnie Scott zrobił kolację. Niby tylko zwykłe kanapki, ale mi smakowały jak nigdy. Kiedy byliśmy już po posiłku i siedzieliśmy w kuchni przy stole blondyn zapytał:
- Wszystko w porządku?
- Tak. Jestem tylko trochę zmęczony.
- Widzę, że to coś więcej Mitch - powiedział przyglądając mi się uważnie
Westchnąłem tylko cicho zdumiony tym, jak chłopak doskonale mnie zna i potrafi od razu dostrzec gdy coś jest nie tak.
- Mam potworne wyrzuty sumienia - wyrzuciłem z siebie i wbiłem wzrok w blat
Scott zmarszczył brwi zanim odpowiedział
- Z jakiego powodu?
- Wtedy...tam pod blokiem, w czasie pożaru, ja... - wziąłem głęboki wdech zanim kontynuowałem - Stałem tam po prostu jak sparaliżowany, Scott. Nie byłem w stanie się ruszyć. Nawet nie myślałem jasno i ...
- To normalne - przerwał mi blondyn - byłeś świadkiem strasznego wydarzenia
- Nie, nie rozumiesz Scott. Ja nic nie byłem w stanie zrobić. Kompletnie nic. A co jeśli ktoś w środku potrzebował pomocy? Co jeśli, podczas gdy ja stałem jak ostatni tchórz pod blokiem, ktoś walczył w środku o życie? A co jeśli ktoś tą walkę przegrał, a ja mu nie pomogłem, mimo iż byłem tam, na miejscu? Teraz nie mam nawet odwagi iść tam i spojrzeć na zgliszcza. Boję się sprawdzić wiadomości, bo nie chcę się dowiedzieć, że ktoś przez moją bezsilność stracił życie, a jednocześnie niewiedza doprowadza mnie do szaleństwa.
- Mitch, nikomu nic się nie stało - powiedział Scott spokojnym tonem
Gwałtownie podniosłem głowę i pełnym nadziei wzrokiem popatrzyłem na chłopaka.
- Skąd wiesz?
- Kiedy dzisiaj rano przeczytałem o pożarze od razu pojechałem pod twój blok. Wypytywałem wszystkich czy nie wiedzą czegoś więcej o całym zderzeniu, bo strasznie się o ciebie martwiłem. Jeden z twoich sąsiadów powiedział mi że strażacy wyprowadzili wszystkich z budynku. Nikomu nic się nie stało Mitch. Wszyscy są cali i zdrowi.
Poczułem tak wielką ulgę, że do moich oczu napłynęły łzy. Nikt nie zginął. Nie przyczyniłem się do niczyjej śmierci. Ta świadomość była tak piękna, że po chwili się roześmiałem. Naprawdę wszystko jest dobrze.
- Dziękuję Scott - powiedziałem wycierając rękawami oczy - bardzo dziękuję.
- Nie ma za co. Od samego początku nie powinieneś się obwiniać. To nie ty wywołałeś pożar - blondyn uśmiechnął się do mnie
Kiwnąłem tylko głową. Na jakiś czas zapanowała między nami cisza. Ja wciąż cieszyłem się myślą, że wszystko jest już dobrze i nie byłem w nawet w stanie nic powiedzieć. Uczucie ulgi było wszechogarniające. Scott zaś tylko na mnie patrzył.
Po chwili blondyn opuścił kuchnię. Wrócił jakiś czas później niosąc w rękach ubranie, ręcznik i szczoteczkę.
- Proszę bardzo - powiedział kładąc na stole przede mną wszystkie rzeczy - ubranie na pewno będzie na ciebie zbyt duże, zważając na to jaki jesteś drobny, ale przynajmniej będzie Ci wygodnie.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Spojrzałem na blondyna z wdzięcznością. On tyle dla mnie robi. Tak bardzo się o mnie troszczy.
- Dziękuję Scott - powiedziałem tylko, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że te proste słowa nie są wystarczające, aby opisać to co czuję.
- Zawsze do usług - odparł chłopak kłaniając się - pamiętaj że dla ciebie jestem dostępny 24/7. A teraz zmykaj do łazienki, a potem prosto do łóżka. Znaczy na kanapę. To był dla ciebie naprawdę ciężki dzień. Należy Ci się pożądny wypoczynek.
Wstałem od stołu i przytuliłem blondyna. Wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową i cicho westchnąłem.
- Naprawdę bardzo, bardzo dziękuję. Za wszystko.
Scott oparł swój podbródek o moją głowę i otoczył mnie swoimi silnymi ramionami. W jego objęciach czułem się tak bezpiecznie. Wtedy też zrozumiałem, że sama obecność blondyna ma na mnie kojący wpływ. Wiedziałem, że sam dźwięk jego głosu byłby w stanie uspokoić wzburzony świat.
- Dla Ciebie wszystko, Mitche - wyszeptał mi do ucha, a moje serce, które i tak biło już w szaleńczym tempie z powodu bliskiego kontaktu z chłopakiem, dodatkowo przyspieszyło - Ale teraz już naprawdę zmykaj - dodał Scott mierzwiąc mi włosy.
- Ejj - zaprotestowałem ze śmiechem kładąc obydwie dłonie na piersi chłopaka i delikatnie go odpychając.
Chwilę później byłem już w łazience. Wykonałem wszystkie niezbędne czynności, podwinąłem kilka razy nogawki spodni, aby się o nie nie potknąć i podążyłem do salonu.
Zaraz po mnie do łazienki wkroczył Scott. Postanowiłem że poczekam na niego i przed snem jeszcze trochę porozmawiamy, jednak kiedy tylko położyłem się na kanapie, a moja głowa dotknęła poduszki, momentalnie zasnąłem.
CZYTASZ
Jestem Tutaj | Scömíche
FanfictionScott mieszka w LA od zawsze, Mitch dopiero co się przeprowadził. Scott ma tu wielu znajomych, Mitch zaś nie zna nikogo. Kiedy spotkają się po raz pierwszy, od razu nawiąże się między nimi nić porozumienia. Z czasem odkryją, że mają ze sobą więcej w...