ROZDZIAŁ XIX

308 45 6
                                    

- Scott -

- Zamieszkaj ze mną - powiedziałem

Patrzyłem z wyczekiwaniem w twarz bruneta, przez którą przewijało się milion emocji, których nawet nie potrafiłem określić.

- Nie mogę - powiedział po chwili kręcąc głową - nie mogę tyle od ciebie brać. Zawsze mi pomagasz, zawsze jesteś obok, ale to już zbyt wiele. I tak straciłeś na mnie już zbyt wiele czasu. Nie mogę jeszcze wprosić się do twojego mieszkania, Scott.

- Kiedy to ja proszę, żebyś zamieszkał ze mną. Nie narzucasz mi się przecież. To moja decyzja.

- Scott, to byłoby bardzo egoistyczne z mojej strony. Nie mogę ciągle od ciebie brać, nie dając nic w zamian.

Gdybyś tylko wiedział... Pomyślałem.
Przecież Mitch daje mi tak wiele. Każdy uśmiech, każde słowo, każda wspólnie spędzona chwila. To, że mogę przebywać z tak wspaniałą osobą, cieszyć się jej towarzystwem. To, że potrafi poprawić mi nastrój nawet najmniejszym gestem. To, że jednym spojrzeniem może wywołać uśmiech na mojej twarzy. Czy to wszystko mało?

Oczywiście nie powiedziałem tego na głos.

- Jesteś naprawdę kochany, ale nie mogę tak bardzo ingerować w twoje życie. Ale dziękuję. Naprawdę. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Jesteś taki dobroduszny.

Po tych słowach zrobiło mi się trochę głupio. Jakby na to nie spojrzeć, to proponując Mitchowi wspólne mieszkanie kierowałem się w znacznej części egoistycznymi pobudkami. Nie nazwałbym się dobrodusznym.

To prawda, że dobro bruneta jest na pierwszym miejscu. Rozważałem wiele opcji i jego zamieszkanie tutaj jest najlepszym rozwiązaniem. Ale jest jeszcze jeden szczegół. Ja po prostu chciałem mieć Mitcha zawsze blisko. Sama jego obecność ma na mnie dobry wpływ. Kiedy chłopak jest obok wszystko wydaje się lepsze.

Potrzebuję go.

Potrzebuję jego obecności w moim życiu, a nie wyobrażam sobie lepszej ku temu sposobności niż wspólne mieszkanie.

Tego też jednak nie śmiałem powiedzieć na głos.

- Proszę Mitch - zacząłem zamiast tego - I tak jest tutaj tyle miejsca. Nie możesz przecież mieszkać w Starbucksie.

- Wiem. Ale na pewno wszyscy, którzy stracili dach nad głową w tamtym pożarze dostaną lokale zastępcze. Przynajmniej na jakiś czas - wzruszył ramionami

Kurde, o tym nie pomyślałem. Jak wybić mu ten pomysł z głowy? Myśl Scott!

- Możliwe, ale te mieszkania są strasznie obskurne. Po niektórych nawet podobno biegają szczury wielkości małych kotów!

Mitch spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.

- Szczury mówisz? Wielkości kotów? - zapytał piskliwym głosem

- Niektóre nawet większe!

Mitch przełknął głośno ślinę. Miałem potworne wyrzuty sumienia. Powinienem wspierać chłopaka, a nie dodatkowo straszyć. Co ja właściwie robię?

- M-mimo wszystko d-dziekuję za propozycję. Myślę że jakoś sobie poradzę.

- Ale Mitch...

- W porządku Scott. Zanim się obejrzę wyremontują mój blok i będę mógł z powrotem wrócić do siebie.

- Tym bardziej uważam, że przez ten czas powinieneś zostać tutaj.

Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie w ciszy. Widziałem, że chłopak bije się z myślami.

Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz