ROZDZIAŁ XIV

329 44 11
                                    

- Mitch -

Kolejne tygodnie minęły jak z bicza strzelił i nim się obejrzałem, mieszkałem w LA już od miesiąca.

Praca w Starbucksie była spełnieniem marzeń. Codziennie rano wstawałem z zapałem do pracy. Szybkie śniadanie i już byłem w drodze do kawiarni. Na sam początek - kawa. Następnie upewniałem się że sala wygląda w porządku i otwierałem lokal.

Tak, Esther dała mi klucze. Bardzo mi ufała i każdego dnia powtarzała, że jestem idealnym pracownikiem. Ja oczywiście skromnie odpowiadałem że przesadza, jednak tak naprawdę byłem bardzo zadowolony z pochwał szefowej.

Utrzymywałem bardzo dobre relacje ze wszystkimi współpracownikami. Zdobyłem też parę znajomych wśród klientów, którzy odwiedzali kawiarnię regularnie. Najwięcej radości sprawiały mi jednak wizyty Scotta, Kirstin, Aviego i Kevina. Zazwyczaj paczka wpadała na kawę razem, przed lub po próbie. Zajmowali zawsze ten sam stolik, niedaleko mnie i składali zamówienia. Zawsze długo rozmawialiśmy przez co naprawdę dobrze się poznaliśmy. Muszę przyznać, że uwielbiam każdego z nich.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak wspaniałe cztery osoby, o tak różnych osobowościach i przekonaniach są najlepszymi przyjaciółmi i tworzą tak idealnie zgrany zespół. Byłem raz, całkiem przypadkiem, na ich próbie. Kiedy usłyszałem ich pierwszy raz po prostu stanąłem jak wryty, szczęka opadła mi do ziemi, doznałem wytrzeszczu oczu i stałem tak kilkanaście minut, słuchając i nie mogąc się nadziwić jak wspaniale brzmią razem. Każdy z nich osobno jest genialny, ale razem...ta harmonia, to coś czego nie można opisać słowami.

Cały zespół odwiedzał mnie w pracy co najmniej raz w tygodniu. To jednak Scott pojawiał się tutaj praktycznie codziennie. Nie żeby było to coś specjalnego - blondyn przychodził do Starbucksa każdego dnia jeszcze zanim zacząłem tu pracować (informacja potwierdzona przez Lydię). Mimo to jego wizyty sprawiały mi naprawdę wiele radości. Zawsze niecierpliwie wyczekiwałem aż się zjawi, a potem starałem się czymś go zająć, aby jak nawolniej pił swoją kawę. To bardzo egoistyczne z mojej strony, w końcu chłopak ma swoje życie, znajomych i pewnie masę ciekawych rzeczy do roboty. Chciałem z nim jednak spędzać jak najwięcej czasu, dlatego robiłem wszystko aby był przy mnie jak najdłużej.

Dzisiaj jednak wybieraliśmy się do kina. Scott, Kirstin i ja. Kevin i Avi mieli niestety inne plany na ten dzień. Mimo to zapowiadał się świetny wieczór. W pobliskim kinie odbywała się noc filmowa - seans po seansie od godziny 18:00 do 02:00. Nie mogłem się doczekać. Szczerze to nawet nie wiedziałem jakie filmy będziemy oglądać. Było mi to obojętne. Najważniejsze było to, że mogliśmy wszyscy razem spędzić trochę więcej czasu.

Cały dzień niecierpliwie zerkałem na zegarek, nie mogąc doczekać się końca mojej zmiany. Kiedy więc o 16:30 Esther powiedziała, że mogę już iść szybko zrzuciłem z siebie fartuch i praktycznie w podskokach wybiegłem z kawiarni. Może przesadzałem z entuzjazmem, ale naprawdę cieszyłem się na to spotkanie. Ostatnio nie miałem okazji żeby zobaczyć się z przyjaciółmi. Tak, odwiedzali mnie w pracy, ale nie można tego nazwać prawdziwym spotkaniem, skoro co chwilę musiałem przerywać naszą rozmowę aby obsłużyć klienta.

Na mieszkanie dotarłem o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Spojrzałem na zegarek - 16:45. Miałem więc jeszcze pół godziny do wyjścia. Umówiliśmy się, że spotkamy się o 17:30 w parku, koło fontanny-jednorożca.

Nie zwlekając więc dłużej wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby po czym przez dłuższą chwilę stałem przed szafą, zastanawiając się co na siebie włożyć. W końcu wybrałem zwykłe, wygodne, czarne ubrania. W końcu idziemy tylko do kina.

Przed wyjściem z mieszkania sprawdziłem jeszcze swój wygląd w lusterku. Nie było źle. Po raz ostatni poprawiłem włosy, zgarnąłem z szafki telefon, klucze do kawiarni i portfel, po czym nucąc pod nosem ruszyłem w stronę parku.





Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz