ROZDZIAŁ XXVII

340 51 18
                                    

- Scott -

Obudziłem się z wielkim uśmiechem na twarzy. W sumie odkąd Mitch zaczął śpiewać na próbie nie przestałem się uśmiechać. Wczorajszy dzień był niesamowity.

To niemożliwe. Jestem zbyt szczęśliwy.

To wszystko wydaje się takie nierzeczywiste. Nareszcie spełniają się moje marzenia.

Tak długo poszukiwaliśmy w zespole brakujacego elementu, a okazało się że mieszka on ze mną pod jednym dachem.

Wciąż nie mogę uwierzyć jak genialny jest Mitch. Co więcej, nie potrafię zrozumieć czemu nie chciał śpiewać wcześniej. Oczywiście słyszałem wymówkę, że się do tego nie nadaje. Ale to jawne kłamstwo. To znaczy...jak ktoś z takim głosem mógłby pomyśleć że nie nadaje się do śpiewania? On został do tego stworzony.

Myśl ta nie dawała mi spokoju i postanowiłem, że kiedyś zapytam się Mitcha co tak naprawdę się wydarzyło.

Ale jeszcze nie teraz.

Przeciągnąłem się na łóżku, wciąż szczerząc się od ucha do ucha. W głowie układałem już plan działania naszego zespołu na kilka lat.

Ostatecznie wypełzłem z łóżka i potoczyłem się do kuchni.

Mitch siedział na środku salonu bawiąc się z kociakiem. Muszę przyznać że Wyatt jest uroczy. Wygląda trochę jak nietoperz, albo łysy kosmita. Jest po prostu idealny.

Kiedy tak przyglądałem się Mitchowi bawiącemu się z kotkiem, o czymś sobie przypomniałem.

O tym co zaszło między nami przedwczoraj.

Na samo wspomnienie tamtej chwili moje serce przyspieszyło. Stwierdziłem, że dłużej nie mogę udawać że nic się stało. Musieliśmy o tym porozmawiać.
Musiałem wiedzieć co o tym myśli Mitch. I może...czy chciałby to powtórzyć?

- Dzień dobry - zacząłem podchodząc do chłopaka i siadając na przeciwko niego na dywanie.

- Dobry - odparł rozbawionym tonem obserwując jak Wyatt z wielkim zapałem próbuje złapać swój ogon - Czy to nie jest najpiękniejsza istota pod słońcem? - zapytał podążając wzrokiem za pupilem, który pognał z prędkością światła do jego pokoju

- Zgadza się - odparłem lekko poddenerwowany tym, o co miałem zaraz zapytać - Mitch, chciałbym porozmawiać o...

Nie było mi dane skończyć zdania, bo przerwał mi dźwięk pukania do drzwi.

- Wybacz Scott, to pewnie ciocia - powiedział brunet podnosząc się z podłogi - To o czym chcesz porozmawiać jest bardzo ważne, czy możemy przełożyć to na później?

- Nie nie, to nic takiego - machnąłem lekceważąco ręką i wydawało mi się że w oczach chłopaka dostrzegłem...zawód?

- Och, w takim razie dobrze.

Mitch podszedł do drzwi, a kiedy tylko je otworzył do mieszkania wpadła mała dziewczynka i mocno objęła go za nogi, wywołując tym samym u niego śmiech.

- Cześć Mimi!

- Witaj Lynlyn - odparł mierzwiąc małej włosy

- Ejj! - zawołała z wyrzutem - Nie po to rano się tyle stroiłam, żebyś teraz zepsuł mi fryzurę!

- Dziękuję że się nią zajmiesz Mitch. Naprawdę znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Twoi rodzice...- usłyszałem kobiecy głos dobiegający zza uchylonych drzwi

- Spokojnie ciociu. To żaden problem.

- Masz mój numer w razie jakiegokolwiek problemu, prawda kochanie?

Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz