Rozdział IV

387 42 13
                                    

  -Scott-

   Następny tydzień był bardzo pracowity.
Avi przygotował kilka naprawdę dobrych aranżacji i cały ten czas spędziliśmy na doskonaleniu ich. Jesteśmy coraz lepsi. Jestem z nas naprawdę dumny. Pierwsza próba przebiegła tak dobrze, że dostaliśmy kopa do działania. Próby trwały po kilka godzin dziennie. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek tak intensywnie pracowali. Trzeba to przyznać - byłem po prostu wykończony. Nie straciłem jednak zapału do pracy i właśnie byłem w drodze do domu Kirstie. Miałem naprawdę niezły pomysł na duet i chciałem jak najszybciej przedstawić go przyjaciółce.
  
Nie patrzyłem więc za bardzo przed siebie, kiedy zamaszystym ruchem otworzyłem drzwi mojej ulubionej kawarnii. Skończyło się to tym, że wpadłem na kogoś, kto właśnie opuszczał lokal. Tym samym niechcący wytrąciłem z rąk mojej "ofiary" kubek, przez co jego zawartość wylądowała na jej bluzie.

- Tak bardzo przepraszam - zacząłem - Byłem rozkojarzony, nie myślałem co robię, po prostu nie uważałem, tak mi przykro - paplałem bez sensu

- Nie no spoko, to nie koniec świata - powiedziała osoba poszkodowana wpatrując się z niezadowoleniem w swoją mokrą bluzę.
Ten głos...

- Mitch? - zapytałem z nadzieją
Chłopak lekko zaskoczony podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Z ulgą stwierdziłem że mnie rozpoznał, kiedy rozdrażnienie z jego twarzy zniknęło, a jego miejsce pojawił się promienny uśmiech ukazujący niebywale białe zęby ciemnowłosego.

- Cześć Scott - rzucił radosnym tonem - byłem ciekaw kiedy znowu się zobaczymy - dodał, po czym wyraz jego twarzy się zmienił. Wyglądał jakby nie zamierzał mówić tego na głos. Momentalnie opuścił wzrok na swoje buty.

- Też się nad tym zastanawiałem - odparłem.

To prawda. Aż wstyd się przyznać jak intensywnie...

- Może usiądziemy na chwilę? - zaproponowałem wskazując głową na stolik

- Pewnie

Nareszcie się spotkaliśmy. Niby minął zalewie trochę ponad tydzień, jednak ja miałem wrażenie że od naszego pierwszego spotkania minął conajmniej miesiąc. W głowie krążyło mi milion pytań które chciałem zadać Mitchowi. Jedna z ważniejszych spraw - muszę poprosić go o numer telefonu.

- Naprawdę bardzo przykro mi z powodu tego co się stało - powiedziałem zamiast tego, podając mu serwetke.

- Kiedy naprawdę nic takiego się nie stało - odparł z uśmiechem ściągając poszkodowana bluzę. - To tylko trochę kawy

- A więc jaki napój mogę Ci zaproponować Mitch?

- Nie musisz przecież...

- Owszem, muszę. Jeśli dobrze pamiętam jestem winien ci dwie kawy. Nie ma więc dyskusji - powiedziałem stanowczo. Starałem się zachować poważną minę, ale nie mogłem. Na widok Mitcha uśmiech sam się u mnie pojawiał. Miałem jedynie nadzieję, że nie wyglądam jak jakiś psychopata. Na szczęście on także, mimo tej nie przyjemnej sytuacji, uśmiechał się szeroko.

- Jakakolwiek kawa będzie dobra, zaskocz mnie - rzucił wzruszając ramionami

- Jedna kawa-niespodzianka - podsumowałem - Już się robi.




-Mitch-
  
Wpatrywałem się jeszcze chwilę w Scotta, który poszedł złożyć zamówienie. Trzeba przyznać, że wygląda jeszcze lepiej niż kiedy widziałem go po raz pierwszy. Chociaż w sumie nie ma się czemu dziwić. Blondyn był wtedy wyczerpany i przemoczony.

Tym co dziś najbardziej rzuciło mi się w oczy był kolor jego tęczówek. Niebywale niebieskie, dokładnie takie, jakie zawsze chciałem mieć. Do tego dochodzi jeszcze jedna cecha, na którą ostatnio nie zwróciłem uwagi. Scott jest strasznie wysoki. Kiedy staliśmy na przeciwko siebie w drzwiach, musiałem zadzierać głowę do góry, aby zobaczyć jego twarz. Ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Chwilę później Scott wracał już do stolika z dwoma kawami.

Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz