Rozdział XIII

317 44 18
                                    

-Scott-

Jechałem przed siebie rozglądając się dookoła. Nigdzie jednak nie mogłem dostrzec Mitcha. To niemożliwe żeby tak szybko zniknął. Zjechałem na pobocze i zatrzymałem samochód. Co się z nim mogło stać? Wyszedł z domu Kirstin maksymalnie dwie minuty przede mną. Westchnąłem i oparłem głowę na kierownicy. Naprawdę chciałem go jeszcze zobaczyć.

I wtedy do mnie dotarło. To takie oczywiste. Dlatego właśnie postanowiłem go podwieźć. Przecież Mitch ma fatalną orientację w terenie. Musiał po prostu pomylić drogę, dlatego nie udało mi się go dogonić.

Nie myśląc nad tym dłużej znów odpaliłem silnik i wycofałem. Wróciłem pod dom Kirstie po czym skręciłem w uliczkę, którą mógł podążyć brunet. Jechałem przez chwilę przed siebie, aż zobaczyłem stojącego na poboczu Mitcha. Trzymał w ręku telefon i wpatrywał się w niego ze zmarszczonymi brwiami.

Nawet nie zauważył kiedy zatrzymałem się obok niego. Otworzyłem więc szybę od strony pasażera i zakaszlałem. Chłopak poderwał przestraszony głowę i wbił we mnie zaskoczone spojrzenie.

- Potrzebujesz podwózki? - zapytałem starając się nie uśmiechać, co było piekielnie trudne zważywszy na to, jak uroczo brunet wyglądał w tym momencie. Z rozczochranymi włosami, śladem odciśniętej na policzku poduszki, trzymając w ręku telefon jakby była to jego ostatnia deska ratunku.

- Umm...myślę że dam radę - odparł nieprzekonany i wbił wzrok w swoje buty.

- Chyba pomyliłeś drogi - powiedziałem jak najłagodniej potrafiłem aby go nie urazić

- Naprawdę? - zapytał i znów spojrzał na telefon

Stał jeszcze przez chwilę w ciszy. Widziałem że bije się z myślami.

- No nie daj się prosić. Wsiadaj, bo za niedługo naprawdę spóźnisz się do pracy.

Tym stwierdzeniem go przekonałem. Chłopak westchnął jeszcze cicho i wsiadł do samochodu. Zaraz po tym odpaliłem silnik i po raz kolejny wycofałem. Znów przejechaliśmy obok domu Kirstin i chwilę później byliśmy już na dobrej drodze.

- Dziękuję Scott - odezwał się chłopak - Naprawdę jestem Ci bardzo wdzięczny. Już po raz kolejny mnie ratujesz - uśmiechnął się do mnie

- Nie ma sprawy - odparłem i również się uśmiechnąłem

Uznałem że bardziej dyplomatycznie będzie nie przypominać o tej całej sytuacji z poranka. Bałem się jak moją obecność w pokoju Kirstin przyjął Mitch i chyba wolałem nie wiedzieć. Chciałem zacząć jakiś bezsensowny temat, ale nie miałem żadnego pomysłu. Nie chciałem zresztą rozmawiać z chłopakiem o głupotach. Pragnąłem poznać go lepiej, dowiedzieć się o nim wszystkiego. Równocześnie jednak nie chciałem się narzucać. Dlatego też siedzieliśmy w ciszy.

Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.

- Czujesz to? - zapytał Mitch biorąc głęboki wdech

Spojrzałem na niego i zauważyłem że nie zasunąłem szyby. Dlatego w samochodzie czuć było woń świeżo pieczonego ciasta. Rozejrzałem się dokładniej aby zlokalizować źródło zapachu. Niedaleko drogi stała mała budka, w której starsza pani sprzedawała wypieki domowej roboty.

- Uwielbiam ciasto - oznajmił Mitch - Masz ochotę na kawałek?

- Właściwie to nie lubię ciasta

Mitch posłał mi zdziwione spojrzenie i wysoko uniósł brwi.

- Lubię cake pops, ale tylko jeśli są wilgotne.

Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz