ROZDZIAŁ X

312 42 11
                                    

-Scott-

   Wracaliśmy razem z Kirstin ze Starbucksa. Długo zwlekałem, zanim postanowiłem przedstawić bruneta swoim przyjaciołom. Sam nie wiem czemu. Może nie chciałem się z nikim dzielić Mitchem? Teraz widzę, że to był błąd. Po rozmowie z Esther i tak wszyscy się o nim dowiedzieli. Kirstie go pokochała. Kevin też chciał iść z nami, ale nie chciałem żeby Mitch czuł się niekomfortowo. Może jeszcze nie znamy się w 100%, ale zauważyłem że chłopak raczej unika tłumów i większego zainteresowania. Woli trzymać się z boku:

- A jaki jest miły! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Kirstie - I ten jego głos! Musi świetnie śpiewać!

- Też tak myślę - uśmiechnąłem się - Ale kiedy ostatnim razem go o to zapytałem, rzucił tylko że "on się nie nadaje" i szybko zmienił temat.

- Nie dowiedziałeś się o co chodzi?

- Nie chciałem naciskać.

- Hmm - blondynka popatrzyła na mnie ze skupieniem - To do Ciebie nie podobne. Zazwyczaj nie odpuszczasz w takich sprawach, musisz się dowiedzieć o co chodzi.

Kirstin miała rację. To nie w moim stylu. Kiedy jednak jednak zobaczyłem wyraz twarzy Mitcha, wiedziałem że to coś większego. Nie byle jaka pierdoła czy zwykły grymas. Postanowiłem więc nie dociekać. Jeśli będzie chciał ze mną o tym porozmawiać, to sam zacznie ten temat. Czułem wciąż na sobie spojrzenie przyjaciółki, jednak nie chciałem zdradzać jej swoich myśli. To osobista sprawa Mitcha. Wzruszyłem więc tylko ramionami i nie odpowiedziałem. Resztę trasy przebyliśmy w ciszy.





-Mitch-

- Dzięki Mitch, możesz już kończyć na dziś - powiedziała Lydia.

- Na pewno dasz sobie radę?

- Pewnie. Zasłużyłeś. Spisujesz się idealnie. Kiedy Drew był w pracy po raz pierwszy, zamiast mi pomóc dołożył mi roboty - pokręciła z niezadowoleniem głową przypominając sobie zapewne tamten dzień - Poza tym, już praktycznie nie ma ruchu. Za niedługo i tak pozakamykam.

Zdjąłem więc swój fartuch i pozbierałem swoje rzeczy. Pożegnałem się z Lydią i chwilę później byłem już w drodze do swojego mieszkania. Uśmiechałem się sam do siebie, zadowolony z przebiegu całego dnia. Praca okazała się jeszcze lepsza niż się spodziewałem. Poza tym, znów miałem okazję porozmawiać ze Scottem. Wciąż nie rozgryzłem czemu każde nasze spotkanie sprawiało mi tyle radości. No i jest jeszcze Kirstie. Naprawdę genialna z niej dziewczyna. Scott nie wyolbrzymiał jej zalet. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna okazała się jeszcze wspanialsza niż sobie wyobrażałem. Jest zabawna, inteligenta, ma cięty dowcip, a do tego jest ładna. Poznaliśmy się dzisiaj, a ja od razu ją polubiłem.

Zmierzałem przed siebie i podziwiałem okolicę. Park w którym właśnie się znajdowałem był piękny. Biegła przez niego kręta ścieżka wysypana białym kamieniem. Po prawej stronie był plac zabaw. Stosunkowo duży, z kolorową karuzelą, huśtawkami, drabinkami i wieloma innymi atrakcjami. Centrum placu stanowiła ogromna piaskownica. Leżało w niej mnóstwo zabawek. Uśmiechnąłem się, przypominając sobie jak w dzieciństwie robiłem z siostrą piaskowe ciasteczka. Kamyki pełniły rolę czekolady, a trawa posypki. Raz nawet, udało jej się mnie przekonać, że jeśli zamknę oczy i wypowiem w myślach zaklęcie, nasze "ciastka" zmienią się w prawdziwe. Uwierzyłem jej. Jeszcze kilka dni później czułem piasek między zębami.

Po lewej stronie parku znajdowała się średniej wielkości fontanna. Miała kształt jednorożca stającego dęba. To właśnie z jego rogu tryskała woda. Na dnie fontanny leżały monety, które zapewne miały zapewnić ich właścicielom szczęście. Dodatkowo po całym parku były rozrzucone liczne ławki. Drewniane, niedawno odnawiane. Jedne mniejsze, drugie większe. Przy każdej z nich stała latarnia.

Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz