ROZDZIAŁ VIII

334 44 7
                                    

-Mitch-
  
   Przez chwilę po odejściu Scotta stałem jeszcze w miejscu. Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że blondyn znalazł dla mnie pracę. I to w mojej ulubionej kawiarni!

Zaraz jednak poczułem niepokój. Jak zwykle zresztą, kiedy miałem znaleźć się wśród obcych ludzi. Cóż, to nie do końca prawda. Kojarzę Lydię. Zwykle ona mnie obsługuje, kiedy kupuję kawę. Ale tak naprawdę jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy. Wymieniliśmy kilka zdań, ale na tym się kończyło.

Wziąłem głęboki oddech i wkroczyłem do kawiarni. "Będzie dobrze" - powtarzałem cały czas w myślach. Niepewnie podszedłem do kasy. Z ulgą stwierdziłem że dzisiaj Lydia pracuje.

- Przepraszam, czy mógłbym rozmawiać z kierownikiem? - zwróciłem się do niej

- W jakiej sprawie? - zapytała marszcząc brwi

- Poinformowano mnie, iż mam się do niej zwrócić w sprawie pracy.

Czy ja nie brzmię zbyt oficjalnie? Odchrząknąłem i uśmiechnąłem się do niej delikatnie, aby nie wyjść na kompletnego sztywniaka. W końcu będziemy razem pracować.

- Serio? - uśmiechnęła się - To świetnie. Zaraz ją zawołam.

Dziewczyna odwróciła się i zniknęła za pobliskim drzwiami. Stałem przed ladą, a moje serce biło coraz szybciej. Co mam powiedzieć, żeby zrobić dobre wrażenie?  Mam się uśmiechać, czy zachować powagę? Zadawać pytania, czy raczej siedzieć cicho? A może rzucić jakiś śmieszny żarcik? Przez głowę przelatywało mi milion myśli na sekundę. Wpatrywałem się w drzwi prowadzące na zaplecze, czekając na przyjście Esther. Zamiast tego po chwili z przejścia wyłoniła się Lydia.

- Poczekasz 10 minut? Kierowniczka odbywa teraz ważną rozmowę.

- Pewnie, to żaden problem - odparłem czując że kompletnie wyschły mi usta - Mogę w takim razie prosić mrożoną kawę?

- Już się robi - odparła puszczając mi oczko.

Chwilę potem zapłaciłem za napój i usiadłem przy pobliskim stoliku. Moje serce wciąż szybko biło. Czułem że pocą mi się ręce. W takim stanie na pewno nie zrobię dobrego wrażenia. Wyciągnąłem telefon i otworzyłem kontakty. Przez chwilę myślałem żeby zadzwonić do Scotta, ale stwierdziłem że i tak zbyt wiele mu zawdzięczam. Nie powinienem zawracać mu głowy każdym moim problemem. Zamiast tego wybrałem numer taty.

- Co tam słychać Mitch? - usłyszałem po trzech sygnałach.

- Zaraz będę mieć coś w rodzaju rozmowy kwalifikacyjnej.

- To świetnie!

- No nie wiem. Zaraz chyba umrę z nerwów.

- Co konkretnie Cię martwi?

- Wszystko. Że źle wpadnę, że powiem coś głupiego, że się skompromituje, że kiedy kierowniczka usłyszy mój głos...

- Nawet nie zaczynaj - przerwał mi zdecydowanym tonem - Tamto zdarzenie nie może mieć wpływu na całe twoje życie. Już o tym rozmawialiśmy.

- Tak wiem, ale może jeśli mówiłbym inaczej, innym tonem... albo może powiedziałbym coś naprawdę mądrego, sprawiałbym wrażenie osoby bardziej odpowiedniej do pracy.

- Mitch, po prostu bądź sobą. To normalne że się denerwujesz, ale nie musisz przeżywać tego aż tak mocno. Mówiliśmy ci przecież z mamą, że niepotrzebnie szukasz pracy. Prześlemy Ci pieniądze. Jeśli jednak chcesz pracować, nie udawaj kogoś, kim tak naprawdę nie jesteś. To nie ma sensu, a na dłuższą metę nie ma prawa zadziałać. Nie możesz całe życie próbować zmienić tego, kim jesteś. Bo tak naprawdę Mitch jesteś wart więcej, niż Ci którzy uważają się za półbogów.

Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz