ROZDZIAŁ XV

301 46 35
                                    

- Scott -

Siedzieliśmy w ciszy oczekując na kolejny film. Kiedy na ekranie pojawiła się pierwsza scena, już wiedziałem na co trafiliśmy tym razem

- Scott - wyszeptał podekscytowany Mitch łapiąc mnie za ramię - To musical! Scott!

Chłopak cieszył się jak małe dziecko. Wpatrywał się w ekran ze świecącymi oczami. Przesunąłem wzrok z uśmiechniętej twarzy bruneta na jego drobną dłoń, którą wciąż ściskał moje ramię i nagle moje serce zaczęło bić odrobinę szybciej. Momentalnie zrobiło mi się głupio że tak emocjonalnie reaguję na taki zwykły gest.

- Zgaduję że lubisz musicale - zapytałem nachylając się do niego odrobinę, żeby nie przeszkadzać innym rozmową

- O tak! - wyszeptał i uśmiechnął się do mnie promiennie

Wtedy też zdał sobie sprawę z tego, że wciąż trzyma moją rękę. Momentalnie mnie puścił i wyglądając na zmieszanego ponownie skupił swoją uwagę na filmie. Świetnie. Mogłem się nie odzywać.

Chwilę później na ekranie pojawiła się Emma Stone, a zaraz po niej Ryan Gosling i już wiedziałem co oglądamy. Ostatnio było głośno o tym filmie. Zgarnął wiele pozytywnych recenzji. Nazywa się "La La Land" jeśli dobrze pamiętam.

Poprawiłem się na fotelu i biorąc przykład z Mitcha skupiłem się na filmie. Nic nie mogłem poradzić jednak na to, że co chwilę zerkałem na chłopaka.

Przeżywał niezwykle każdą scenę, a w trakcie piosenek patrzył na ekran rozmarzonym wzrokiem. Mimowolnie uśmiechałem się pod nosem widząc jak bardzo Mitch wciągnął się w obraz.

Kiedy więc film zbliżał się ku końcowi i fabuła potoczyła się całkiem inaczej niż się spodziewałem, a delikatny uśmiech z twarzy Mitcha ustąpił miejsca załzawionym oczom, poczułem nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Nie mogłem patrzeć na smutnego Mitcha.  Łzy na jego policzkach, mimo iż wywołane wzruszeniem, sprawiały że chciałem przytulić go mocno i ochronić przed całym złem tego świata. Zamiast tego odruchowo złapałem jego dłoń i delikatnie uścisnąłem, aby dodać mu otuchy. Brunet na początku wydawał się zdumiony, a ja już zaczynałem żałować mojego nieprzemyślanego ruchu. Wtedy jednak Mitch spojrzał na nasze złączone dłonie, splótł swoje palce z moimi po czym uniósł wzrok, spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się do mnie, tym swoim niepowtarzalnym, cudownym uśmiechem.

Chwilę później nastąpiła ostatnia scena i film się skończył. Ja jednak nie zwracałem na to uwagi. Jedynym co istniało dla mnie w tym momencie były błyszczące w półmroku kina brązowe oczy chłopaka. Poczułem nagłą ochotę aby przyłożyć dłoń do jego policzka i zetrzeć delikatnie z niego wszystkie łzy. Właściwie właśnie to miałem zrobić, kiedy nagle w sali rozbłysły światła, a ludzie zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Momentalnie odskoczyliśmy od siebie z Mitchem jak oparzeni. Chłopak szybko przetarł rękawami policzki, wymamrotał coś że musi iść do łazienki i skierował się, jak reszta widzów, w stronę wyjścia. Ja zaś siedziałem jeszcze chwilę na swoim miejscu z szaleńczo bijącym sercem, wpatrując się w plecy bruneta i zastanawiając się, co tu przed chwilą się stało. Lub lepiej, co mogło się stać.




- Mitch -

Dobra, film był mocny, ale to co zafundował mi Scott pod koniec seansu pozbawiło mnie tchu. Dosłownie.

Kiedy tylko wydostałem się z sali wziąłem głęboki wdech, jakbym dopiero teraz był w stanie oddychać i szybko pobiegłem w stronę łazienki. Na moje szczęście wewnątrz nie było nikogo. Stanąłem przed lustrem, oparłem ręce o umywalkę i opuściłem głowę na dół. Zdałem sobie wtedy sprawę jak ciężki jest mój oddech.

Chwilę jeszcze tak stałem, aż w końcu udało mi się uspokoić. Co ze mną jest nie tak? Przecież Scott tylko trzymał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. Przyjaciele przecież tak robią.

Uniosłem wzrok i zobaczyłem w lusterku swoje odbicie. Dobrze że w sali było ciemno, inaczej Scott zobaczyłby moje zaczerwienione od łez oczy. I czerwone policzki. Miałem tylko nadzieję, że nie byłem jedyną osobą na sali, która popłakała się na filmie.

Ochlapałem kilkakrotnie twarz zimną wodą i z ulgą stwierdziłem że rumieńce znikły. Postanowiłem także udawać że nic między nami na sali się nie wydarzyło. Bo nie wydarzyło, prawda?
Wziąłem ostatni głęboki wdech i opuściłem toaletę.

Scott stał obok kolejnej sali. Widocznie w niej będzie wyświetlany kolejny film. Blondyn wpatrywał się w podłogę i wydawało mi się, że intensywnie nad czymś myśli. Podszedłem do niego cicho, nie chcąc być wcześniej zauważonym.

- Kontynuujemy wieczór filmowy? - zapytałem starając się aby w moim głosie nie można było wychwycić wciąż buzujących we mnie emocji

Scott trochę się przestraszył, wyrwany nagle ze swoich rozmyślań przez mój głos. Zaraz jednak uśmiechnął się do mnie i odparł:

- Tak. Kolejny seans zaczyna się za pięć minut w sali obok.

--------------

Kolejnym filmem okazała się być animacja "Sing". Była naprawdę dobra. Dowiedziałem się także że przyjaciółka Scotta - Tori Kelly - udzieliła głosu jednej z głównych bohaterek. I muszę przyznać - dziewczyna genialnie śpiewa.

Następnie zobaczyliśmy jakiś nudny film dokumentalny, którego tytułu nie udało mi się zapamiętać. Potem jeszcze dramat i na sam koniec kolejna komedia. Oczywiście przez cały czas unikałem nawiązania kontaktu wzrokowego ze Scottem.

Teraz zaś wracaliśmy pieszo na nasze mieszkania, wymieniając swoje uwagi na temat obejrzanych filmów. Zgodnie stwierdziliśmy, że "La La Land" był najlepszy. Kiedy więc między nami zapadła na chwilę cisza, zacząłem nucić pod nosem jedną z piosenek, która tkwiła mi w głowie. Nosiła tytuł "City of Stars" i w wykonaniu Ryana Gostlinga brzmiała naprawdę dobrze.

Scott szybko załapał temat i na początku nucił razem ze mną, jednak po chwili zaczął śpiewać. Jestem pewien że pomylił słowa, ale nie zwracałem na to zbytniej uwagi. I trzeba mu przyznać - w jego wykonaniu brzmiało to jeszcze lepiej.

Blondyn naprawdę wczuł się w rolę. Najpierw odegrał scenę z niewidzialnym kapeluszem, a następnie zaczął tańczyć z niewidzialną partnerką. Zaraz jednak zorientował się, że stoję tuż obok niego, dlatego też zaczął tańczyć ze mną wciąż śpiewając. Uniósł rękę do góry, abym wykonał obrót, a następnie zatrzymał się w miejscu. Domyśliłem się , że zapewne zapomniał co było dalej. Widziałem na jego twarzy skupienie, kiedy po chwili zaczął wykonywać moonwalk. Nic nie mogłem na to poradzić - momentalnie zacząłem się śmiać. Scott uśmiechnął się tylko pod nosem, po czym zaczął wykonywać fatalne improwizacje Michaela Jacksona, Elvisa a nawet Beyonce. Oczywiście wciąż śpiewając.

- P-przestań Scott - udało mi się wydusić między napadami śmiechu.

Jakiś czas później chłopak zlitował się nade mną, stanął w miejscu i również głośno się roześmiał. Udało nam się uspokoić dopiero po pięciu minutach.

- Będziemy musieli kiedyś to powtórzyć -
zaczął Scott kiedy byliśmy już w parku

- Tak - przyznałem mu rację - świetnie się dzisiaj bawiłem

Chciałem podejść do blondyna i przytulić go na pożegnanie, jednak na samą myśl o tym moje serce zaczynało wariować. Nie chciałem zejść przy chłopaku na zawał.

- To...do zobaczenia - powiedziałem więc zamiast tego

- Do zobaczenia Mitch - odpowiedział uśmiechnięty wciąż Scott, chowając ręce do kieszeni

Po tych słowach odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę swojego mieszkania, nucąc piosenki z mojego nowego ulubionego filmu.

Po chwili znalazłem się już przed swoim blokiem i stanąłem jak wryty. Nie mogłem ruszyć się z miejsca. Byłem przekonany że moje serce przestało bić. Patrzyłem się przed siebie, chociaż bardzo chciałem odwrócić wzrok. Cały budynek się palił.

Jestem Tutaj | ScömícheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz