Kiedy się obudziłam, zobaczyłam stojącą nade mną Olivię.
Cichutko zarżałam.
- Co ja ci zrobiłam... - kucnęła przy mnie i pogłaskała po brzuchu. (Nie, ona nie jest w ciąży XD)
Poruszyłam prawą nogą. Może to był sen? Może wcale nie złamałam tych nóg? Nie, jednak złamałam.
- Masz ochotę coś zjeść? - podstawiła mi pod nos marchewkę. Z wdzięcznością ją schrupałam. - Dzisiaj ma przyjechać weterynarz, żeby sprawdzić jak się czujesz...trzymaj się. - mówiąc to odeszła.
Znowu zostałam sama. Usłyszałam ciche skrzypy z bosku Jewel.
*
- Który to boks? - usłyszałam głos naszego znajomego weterynarza, Jamesa.
- Tutaj. - wskazał ręką właściciel stadniny - Jacob.
Weterynarz powoli i cicho wszedł do mojego boksu. Przyjrzał się mnie dokładnie...nagle znikąd ni zowąd za nim pojawiła się Olivia.
- I jak? - szepnęła.
- Na pewno nie będzie mogła skakać już tak wysoko, max metr dwadzieścia. - skrzywił się. - Codzienne należy smarować opuchliznę - jeżeli taka się pojawi, a raczej tak - tą maścią - podał Olivce tubkę. - Można też co dwa dni zmieniać okład. No i za 8 tygodni będzie mogła chodzić na spacery stępem. - podkreślił ostatnie słowo. - Teraz może tylko stać w boskie. Jeżeli coś by się jeszcze stało, proszę dzwonić. - puścił oczko do Jacob'a. Później zniknął w swoim samochodzie.
*
Coraz bardziej miałam dość siedzenia w boksie. Umacniał mnie w tym tylko Eldorado. Pocieszał, mówił, że będzie dobrze.
Wierzyłam mu. Do czasu.
215 słów.
Co teraz będzie? 😨
CZYTASZ
Magic Symphony
Short StoryMagic Symphony jest zadziwiającą klaczą skokową. Przyjaźni się z większścią koni, ale gdy do stadniny przyjeżdża nowa klacz, wszystko się komplikuje. Kiedy to wszystkie konie odsuwają się od niej, a jej najlepszego przyjaciela nie ma, zauważa kogoś...