29.

32 1 0
                                    

    Śniło mi się, że jadę sobie wypasionym samochodem przez LA, gdy nagle usłyszałem ostre dźwięki Tsunami - DVBBS & Borgeous.

Co kurwa?

Otworzyłem oczy i potarłem skronie. Cholernie bolało. Rozejrzałem się. Leżałem na półpiętrze. Na dole schody i u góry schody.

- Cholera - przeklnąłem.

I znów Tsunami.

To chyba mój telefon - pomyślałem, ale nie mogłem się skupić.

Sięgnąłem ręką do kieszeni spodni. Dwanaście nieodebranych połączeń od mamy, siedem od Max'a i sześć od Destiny.

- Jasna cholera! - nie mogłem się opanować. 

Spojrzałem na zegar na ekranie telefonu. Trzynasta dwadzieścia osiem. Już chciałem dzwonić do mamy, gdy ona do mnie zadzwoniła.

- Halo? - szepnąłem.

- Chase! Nareszcie! Julie rodzi! Mógłbyś przyjechać, Max wariuje...

- O kurwa! Już?! To znaczy, przepraszam, ja...

- Przyjedziesz czy nie?

- Tak... tak, już jadę! - krzyknąłem, po czym rozłączyłem się i zbiegłem na dół.

   Pospiesznie wsiadłem do auta i już chciałem jechać, gdy uświadomiłem sobie, że nie mam przy sobie kluczyków oraz, że przy okazji zapomniałem zakluczyć domu.

- Nosz kurrr...

Cofnąłem się do domu i po chwili zasuwałem już sto dziesięć na godzinę.

     Gdy po mału zbliżałem się już do szpitala zadzwoniła do mnie Destiny.

- Destiny, nie mogę teraz rozmawiać, prowa...

- Chase - przerwała mi łkając - Jestem w ciąży... z tobą. Moi rodzice się dowiedzieli i chcą usunąć ciążę, albo w najlepszym wypadku oddać dziecko...

- O kurwa...

- To jeszcze nie wszystko - pociągnęła nosem - Przeprowadzamy się... przepraszam... kocham cię... już nigdy więcej się nie zobaczymy...

- Destiny, poczekaj! - krzyknąłem.

- Pa, Chase - powiedziała, po czym się rozłączyła.

Jest w ciąży. Byłbym tatą. Pierwszy raz powiedziała mi, że mnie kocha. I ostatni. Już nigdy jej nie zobaczę.

Przymknąłem oczy.

Zapomniałem, że siedzę za kółkiem. Byłem już na parkingu szpitala, gdy wjechałem w jakieś zaparkowane auto. Zmiażdżyłem maskę mojego Volkswagena, a otwarta poduszka powietrzna przysłoniła mi cały widok i uniemożliwiła oddychanie.

- Noś kulfa... - wydukałem z policzkiem przyciśniętym do siedzenia. Jeszcze całkiem nie wytrzeźwiałem. To dlatego te przekleństwa.

Wymacałem dłonią klamkę i wybiegłem z samochodu - nie kłopocząc się ,,nieprawidłowym" parkowaniem - prosto do szpitala.

Destiny  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz