16

607 25 0
                                    

27.06.

-Nie jestem przekonana co do ciebie na tym stanowisku, Leah. -powiedziała w końcu Lucy, siostra Nicholasa, która szukała kelnerki.

-Jasne, rozumiem. -Leah głośno westchnęła. Już od godziny siedziały i rozmawiały na temat pracy jako kawiarni. Leah nie miała doświadczenia. Nie chciała się kłócić, że to tylko trzymanie głupiej tacy i chodzenie w te i wewte po pomieszczeniu. W końcu, wypowiedziane słowa ją kompletnie przytłoczyły i straciła wszelką nadzieję. Leah wstała ze swojego miejsca i pomimo wszystko delikatnie się uśmiechnęła, podając kobiecie rękę. -Tak czy inaczej, dziękuję za poświęcony czas. -potrząsnęła dłonią.

-Do widzenia. -Leah odpowiedziała jej tym samym, po czym wyszła z jej gabinetu, a następnie z zaplecza. Z kawiarni wychodziła ze spuszczoną głową. Włosy opadły na jej twarz, idąc przez chodnik w stronę blokowiska, gdzie mieszkała.

-Leah? -przystanęła w miejscu, po czym odwróciła się na pięcie.

-Aiden? To ty?! -na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Podeszła szybkim krokiem do mężczyzny i mocno się do niego przytuliła. On sam objął jej ciało swoimi rękami. Poczuła się tak jakby była w domu. Wszystkie smutki odleciały, a ona czuła tylko radość.

-Przyjechałem, bo muszę załatwić jakieś sprawy z czwartym lipca. Będziesz, prawda? -odsunął się od niej na kilka centymetrów. Przez panujący gorąc ich ciała zaczęły się do siebie kleić.

-Jak co roku, bracie. -zachichotała pod nosem. Aiden jako jedyny w rodzinie studiował prawo. Wyłamał się z szeregu księgowych i lekarzy, by pójść własną drogą. -Mogę cię odprowadzić, gdziekolwiek idziesz. -rzuciła.

-Ja się śpieszę, a ty z tego co mi wiadomo powinnaś wrócić do pracy. Jeśli przyjedziesz za tydzień, będziemy mieli siebie dość. -blondynka przytaknęła. Nie chciała jeszcze mówić o tym, że nie ma pracy. Nie miała zamiaru pogrążać rodziców w zmartwieniach. Dlatego też postanowiła udawać, że musi już iść i pożegnała się z bratem i ciężkim sercem, że go okłamuje.
Kiedy weszła do domu, pierwszą rzeczą było uchylenie okna. Postanowiła, że musi posprzątać. Miała bałagan. Kiedy pracowała, nie miała nawet czasu, by go zrobić. Teraz, kiedy siedziała, wszystko walało się wokół niej, tworząc nieporządek. Wtem usłyszała dźwięk telefonu, oderwała się od składania ubrań w szafie i zerwała się na nogi. Złapała za komórkę. Jak głupia, miała nadzieję, że to od Zayna. Chłopak nie odzywał się do nie już od kilku dni. Nie chciała tracić z nim kontaktu. Pomimo tego, że coś do niego czuła, to nie chciała by przestał być dla niej przyjacielem. Okazało się, że to sms od Sashy. Ostatecznie, wyjeżdżała w czwartek. Wszystko się przesunęło, gdyż musiała wracać do Nowego Jorku.

Była zawiedziona. Miała nadzieję, że pobawi się z dziewczyną jak za dawnych czasów, potańczy, wypije kilka drinków. To jednak nie było jej tym razem przeznaczone. Wróciła do szafy, by dokończyć składanie ubrań. Nie miała ochoty już na nic. Rzuciła się twarzą w stertę ciuchów, które powinna już wyrzucić kilka lat temu, gdy się już w nie, nie mieściła. Wtem jej telefon wydał dźwięk. Złapała go i bez namysłu, przełożyła do ucha.

-Słucham? -zacmokała pod nosem.

-Dziś. Ja. Ty. Serial. Filmy. Noc filmowa.

-Dobra. O której przyjdziesz? -wiedziała, że nie szatynka nie będzie chciała przyjąć odmowy.

-Siódma jest okej?

-Jasne. Przynieś jakieś żarcie. -w telefonie słyszała otwieranie jakiegoś opakowania.

-Jak myślisz po co pojechałam do supermarketu? -zachichotała pod nosem.

-Dobra. To do zobaczenia.

spotted | malik ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz