XII- Prawda wyszła na jaw

251 24 21
                                    

Bracia niemieli za wiele czasu na przeanalizowanie, czy to aby nie kolejna pułapka. Mieli niewiele czasu na przemyślenie sprawy. Z każdą minutą czas uciekał. Oczywiście wyjaśnili to mistrzowi Splinterowi, na co on pogładził się po brodzie i rzekł swoje mądrości "Musiecie uważać! Być może to podstęp! Musicie pamiętać, aby przechytrzyć wroga!"Gdy tylko skończył swoą wypowiedź, ruszył do dojo medytować, aby odreagiwać. Leo, znów zerkną na treść liściku:

Macie być punktualnie przy wieżowcu na Brooklynie o północy z planem waszej kryjówki! W przeciwnym razie już więcej nieujrzycie brata!
K.S

PS: Przyjdź sam, za 10 dwunasta Mam sprawę do omówienia!
N.K

Westchnął ciężko, po czym schował kartkę. Na jego nieszczęście zauważył to Raph.
- Nie mamy gorszych zmartwień, niż gapienie się w głupi kawałek papieru?!- zaczepił go Raph
- A co innego możemy zrobić!?- Nie mógł od tak wprost wyznać co go dodatkowo dołuje.- Pamiętasz co mówił Mistrz Splinter?! Musimy być gotowi na wszystko!
- A co jak coś mu zrobią? Pomyszłałeś o tym?!
- Przed północą nic nie zdziałamy!- Odezwał się bezradnie Donnie
- Dlatego musimy zrobić wszystko aby go uratować!
- Nawet jak będziemy zmuszeni dokopać tej twoje dziewczynie?- wyszczeżył się złośliwie zielonooki
- Ona nie jest moją dziewczyną!- Odparł, próbując zachować spokój
- Daj spokój! Widzę jak na siebie patrzycie!
- Odpuść już!- warkną rozdrażniony
- Mamy jakiś plan?!- wtrącił się Donatello, próbując w ten sposób przerwać ich spór
Spojrzeli po sobie...

***

Parę godzin wcześniej.
Do pomieszczenia weszła zakapturzona postać. Żółw cofnął się do ściany, trzymając za krawiące i piekące miejsce.
zbliżyła się do krat.
- Cz-czego chcesz?!- krzyknął przestraszony, powstrzymując łzy.
Rozejrzała się uważnie, a następnie ściągnąła kaptur ukazując swoją twarz.
- Nysa??- Spytał zaskoczony robiąc niewielki krok w przód- Ale... dlaczego?!
- Cii!- Spróbowała go uciszyć, aby jej nie wydał. Z pod płachty wyciągnęła kawałek bandaża i buteleczke wody- Podejdź tu!- rzuciła cicho
Piegowaty niechętnie się zbliżył, niepewnie wyciągając rękę, lecz szybko ją cofnął.
- Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie otruć?!- Spojrzał podejrzliwie
- Ależ ty podejrzliwy...
Chciał się cofnąć, ale prawię potknął się i w ostaniej chwili zdołał złapał równowagę. Przez co zbyt mocno nadwyrężył rękę, dodając sobie większą dawkę bólu. Jęknęł łapiąc się za ranę.
- Dlaczego to robisz?!- Spojrzał z wyrzutami
- Nie mogę przecież otworzyć ci celi- Odparła podenerwowana
- Fakt...- Zwiesił smutno twarz
Westchnęła ciężko, odchylając uszy na moment.
- Wiem, że mi nie ufasz ale ten jeden raz chyba możesz?
Michelangelo niepewnie zbliżył siędo krat. Mutantka polała jego ranę wodą, a następnie zabandażowała. Młody sykną, czując po sekundzie ulgę. Zerknął znów zaskoczony na opatrunek a następnie na nastolatke. Nie mógł uwierzyć, że mu pomogła. Z tego co wiedział to omal nie wykończyła jego braci i przyjaciółki, a tera jej "wilczek" dość poważnie go zranił.
- Ale dlaczego?- zadał, niepewnie głupawo pytanie
- Dowiesz się w swoim czasie
Nasunęła kaptur i nim zdążyła odejść zatrzymał ją.
- Zaczekaj!-złapał za kraty- Nie zostawiaj mnie! Wypuść mnie stąd!- spróbował szarpnąć za pręty, lecz szybko zrezygnował. Mutantka tylko westchnęła i wyszła. Żółw cofnął się pod ścianę i osunął chowają głowę w kolanach.

~~~~~~~~~~~~~ *** ~~~~~~~~~~~~~

Dochodziła 23:45. Żółwico-wilczyca stała przy krawędzi obserwując miasto. (Od autorki: kaptur miała tylko, aby nie wykrli, że pomaga "wrogowi", zresztą wiecie o co chodzi, nie? :v) Ruszyła uchem, słysząc kogoś. Odwróciła się i dostrzegła Akire. Chłopak zaciągnął papierosa stojąc z obojetną miną.
- Wiesz, że palenie ci szkodzi?- Poinformowała go z obojętnością, patrząc na niego. Na co on tylko stukną w niego palcami, powodując rozkruszenie pyłu.
- I co z tego? Wcześniej czy później i tak zginiemy- znów wsadził go do ust, na co ona spojrzała na niego z pretensją
- Jeśli będziemy narażać swoje zdrowie to tak
- Oj no nie udawaj, że nie wiesz co miałem na myśli- Rzucił papierosa i uśmiechnął się wrednawo
- Mhm... ta... Swoją drogą to co tu robisz tak wcześnie? Mieliśmy czekać na nich dopiero o północy.
- Mógł bym cię spytać o to samo- Odparł bez przekonania
- Dobra! Dobra! Lepiej idź rozejrzeć się, czy nie nadchodzą!- Poganiała go, znów kierując wzrok na miasto.
Kanazaki wzruszył tylko ramionami i poszedł se. Lecz za nim odszedł, zdołał dodać "Nie zapominaj o naszym planie!" Co raczej jej to za bardzo nie ruszyłu. Wiedziała dobrze jaka jej rola. Nie bardzo chciała to robić, lecz serum, które w dalszym ciągu krążyło w niej plus nadajnik to uniemożliwiało. Była jak pionek, którym prawie każdy mógł sterować. Po kilku minutach znów kogoś usłyszała. Odwróciła wzrok w stronę osoby z myślą, iż to jej starszy brat czegoś znowu chce. Już miała się odezwać, aby go odgonić, gdy na widok mutanta zaniemowiła. Aby nie dać po sobie poznać niczegi, znów uciekła wzrokiem na miasto.
- Zpóźniłeś się.- rzuciła ponuro, nie odkrywając wzroku od miasta
- Tylko dlatego, że nie tak łatwo było było mi się wydostać- Próbował się wytłumaczyć co niezbyt najlepiej mu to szło, ale przynajmniej zwrócił jej uwagę- Więc co masz mi do powiedzenia i co z moim bratem??
- Nic mu nie jest, ale o tym dopiero o wyznaczonej godzinie!
Nie zbyt go to przekonało, chodź przynajmniej trochę mu ułożyło, chodź nie do końca.
- Ale jeśli coś mu się stało...
- Wyluzuj!- przerwała mu- Przebywa w naszym lochu ale nic mu nie jest, spokojnie
Mimo, że nie był tym 100 %-owo pewien, poczuł ulgę. Zaniepokoiła go jedna rzecz, a mianowicie oczy mutantki. Wydawały się niereagować na inne czyniki. Nawet jej uszy wydawały się być bardziej szytwno postawione, niż zwykle.
- Jeśli nie oto chodzi, to o co?- Dopytywał podejrzliwie, na co westchnęła i przeszła niechętnie do rzeczy.

- Skoro jesteśmy po wrogich stronach to myślę...- przez chwilę się zawahała, ale postanowiła mi to wygarnąć prosto w twarz- że najlepiej będzie jak zapommimy o wszystkim i o tym, że w ogóle się poznaliśmy!- Dokończyła z bólem, zwieszając wzrok
- Posłuchaj- położył dłonie na jej ramionach. Spojrzała na niego- rozumiem, że to najlepsze wyjście ale...- nie wiedział jak jej to powiedzieć. W końcu postanowił improwizować- zmień zdanie! Oni chcą cię wykorzystać tylko!
- Nic nie rozumiesz!- wyrwała się i odeszła nieco dalej. Stanęła tyłem, kuląc uszy, zerkając przez ramię- Jeśli odejdę to... będzie oznaczać zdradę, a wiesz co za tym idzie?!
Mutant domyślał się co miała na myśli. W pewnej chwili zawiał wiatr i ogarnął trochę jej włosy i szal. Coś go zaintrygowało. Zaczynał podejrzewać, że ma tam ukryty nadajnik. Powoli podszedł do niej, próbując jakoś odwrócić jej uwagę...
- W tedy grozi ci śmierć, ale z nami będziesz bezpieczna! Proszę, zaufaj mi!
Nastolatka zwiesiła tylko głowę
- Uwierz, że to nie jest takie łatwe...- Westchnęła ciężko, nie zauważając, kiedy Leonardo stał blisko niej
- Rozumiem, ale...- Nie dokończył zdania, niby spuszczając wzrok. Po dłuższym braku odpowiedzi, odwróciła się, dając tym mu okazję do działania. Złapał zaskoczoną mutantke, przytulając do siebie mocno, wyrywając z jej karku nadajnik. Zszokowana odepchnęła go, cofając się do tyłu. Złapała się w miejsce, gdzie przed paroma sekundami był nadajnik. Niebieskooki zniszczył go spoglądając na Nyse. Spojrzała najpier na czerwone od krwi palce. Pokręciła niedowierzanie głową, osuwając się na ziemię. Po chwili jej oczy znowu zaczęły reagować na światło. Zerknęła na niego w dalszym ciągu będąc w szoku.
- Coś ty zrobił...?!
- Ratuje co skórę!- podszedł do niej, przykucając, mając nadzieję, że dzięki swojemu działaniu przekona w końcu ją. Pomógł jej wstać.
- Ale dlaczego...?- Spytała ostrożnie, nie spuszczając go z oczu
- Zależy mi na tobie! Od kąt się znamy nie mogę przestać myśleć o tobie!
Nie mogła uwierzyć w to co słyszy, ani wydobyć żadnego słowa. Była przekonana, że każdy chce się tylko bawić nią i jej uczuciami jak lalką. Patrzyli na siebie tak do momentu, gdy nie spuściła wzroku. Oczy jej się zaszkiły. Starała się nieokazywać tego, co z niej zara wypłynie. Leo podniósł jej twarz do góry i otarł samotną łze, której nie zdołała utrzymać.
- Ja...- chciała coś powiedzieć, lecz nie dał jej dokończyć
- Cii...- Położył palec na jej ustach, aby więcej nic nie mówiła- Wszystko będzie dobrze...- wyszeptał, a ich usta powoli zbliżyły się do siebie. Przymkneli oczy. Pocałunek był głęboki i szczery. Czas jak by dla nich się zatrzymał. W tej chwili zapomnieli o wszystkim, wszelki smutek odszedł na bok.
Niestety, przez tę chwilę zapomnieli również o tym, iż o północy, dwie strony miały się stawić w tym miejscu, aby zrealizować swój cel, a godzina 12 właśnie się zbliżała. W tym samym czasie na miejsce docierał Klan Stopy, a dach dalej pozostała dwójka żółwi. Piekło dopiero miało się rozegrać.

_____
Tym razem taki dłuższy rozdział, niż zazwyczaj ;)
I jak go oceniacie? Pamiętaj aby zostawić ślad po sobie w formie komentarzy, gwiazdek
Do następnego!

Ostrze Krwi 2 || TMNTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz