Rozdział IV- Krwawy pojedynek

328 30 22
                                    

   Minęło kilka minut od wyjścia Raph'a oraz natychmiastowego działania Splintera. Donnie otworzył powoli oczy. Widząc to, Cała trójka rzuciła się na szyję, tuląc brata. Słysząc jego jęk z bólu, szybko puścili go i odeszli na bok. Chociaż Mikey'go musieli zabierać za pomocą niewielkiej siły, gdyż uczepił się go.

- Jak się czujesz?- Spytał z troską Leo

- Nie najlepiej- Odpowiedział słabym głosem, podnosząc głowę, ale szybko opadł na poduszkę

- Musisz odpocząć.-Ułożyła woreczek z lodem na jego czole- Ale w tedy to co mówiłeś, to była... prawda?

Żółw skiną tylko głową. Nastolatka przez chwilę się zamyśliła.

- Jaką prawdę?- Zdziwił się Mikey, opierający się o kanapę.

Przez chwilę, nikt nic nie odpowiadał. Każdy zaginą we własnych myślach. Ciszę przerwał Donnie.

- A gdzie Raph?- Spytał, rozglądając się po pomieszczeniu.

Popatrzyli po sobie, nie wiedząc co mu odpowiedzieć.

- On... eee-Zastanawiała się jak mu to wyjasnić.

- Wyszedł- Rzucił sucho Leo

- D-Dokąd??- Przestraszył się Don- Jeśli poszedł szukać zemsty na niej, to sam się pakuje w kłopoty!

Najstarszy nic mu nie odpowiedział. Zawiesił wzrok w jednym punkcie, zastanawiając się nad czymś. Najmłodszy skierował się do kuchni, a April wróciła z kocem.

- Lepiej będzie, jak odpoczniesz- Okryła żółwia, a nastepnie wyszła do innego pomieszczenia, jak i Leo (Splinter wcześniej gdzieś znikną. Żeby nie było, że o nim zapomniałam cwaniaki! xD)

   Mutantka zmierzała dachami, w poszukiwaniu żółwi. Jej włosy od sporej części dołu były przefarbowane na ciemniejszy kolor. Na ogonie zaś, gdzie wcześniej została zraniona posiadała czarną przepaskę. Gdy tak stała na jednym z Nowojorskich dachów znów usłyszała w swojej głowie szept. Odwróciła się, ale nikogo nie dostrzegła. Nagle jej uwagę przykuł mały czarny wilk, z żółtymi ślepiami. Podeszła parę kroków bliżej. Wiedziała kim jest, więc tylko zrobiła złośliwy uśmieszek.

- Postanowiłeś jednak wrócić?- Spytała obojętnie, a uśmieszek znikał z jej twarzy

Dark znów stał się wielki. Patrzył jej prosto w oczy. Dostrzegł jedynie cierpienie i nienawiść. Wiedział, że nic nie zdziała, ale mimo to spróbował z nią się porozumieć. W końcu był jej "demonem".

- Widzę, że nic do ciebie nie dotarło...- rzucił ponuro pod nosem. Uciekając wzrokiem za siebie.

Przez chwilę zwiesiła wzrok, myślądz nad czymś.

- Dark, skoro nadal chcesz być moim "demonem" Pójdzmy na układ!- Na te słowa wilk zaczał przypatrywać się uważnie- Wiesz dobrze, że nie mogę z nimi się spoufalać, ani nic z tych rzeczy... ale w końcu nie muszę ich wykańczać od razu, wystarczy, że mi będziesz pomagać!

Wilk przez chwilę nie wiedział co zrobić. Po chwili namysłu zdecydował się na to. Nie mógł dłużej jej przekonywać, skoro i tak nic do niej nie docierało. Jednak czuł, że coś zaczyna w niej pękać. Wcześniej czypóźniej przecież serum przestanie działać, a ona przejrzy na oczy. Przynajmniej tak mu się wydawało. Jednak wciąż nie do końca był przekonany temu pomysłowi. Nysa złapała go za dolną część pyska, tak, że ich głowy były niedaleko od siebie.

- Darkuś, posłuchaj- Zniżyła to głosu- Dobrze wiesz, że nie chce tego robić, ale nie mamy wyboru...

Demon słowem nie pisną. Przytuliła go na znak zgody. (rys. poniżej)

Ostrze Krwi 2 || TMNTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz